ROZDZIAŁ 52

Keva tak zacisnęła palce wokół dłoni Eliasa, aby móc jednocześnie wyczuwać jego puls szalejący pod skórą – przez większość czasu miał raczej regularny rytm, w pewnym momencie coś się jednak zmieniło. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować, Elias obrócił głowę w jej stronę i na nią spojrzał.
Tyle że to nie był już Elias.
Na środku tęczówki, tam gdzie znajdowała się źrenica, Keva dostrzegła dziwny blask, jakby oczy chłopaka nagle otrzymały kocią cechę i mogły odbijać światło – to był ten sam rodzaj zielonego błysku, tyle że za tym zdawało się czaić coś jeszcze.
- Elias?
Chłopak nie odpowiedział. Puścił jej dłoń i wstał, dziwnie chwiejąc się na nogach, jakby dopiero poznawał swoją wagę. Przypominał nieco kukiełkę na sznurkach, poruszał się w dokładnie ten sam sztywny sposób, jego ruchom brakowało płynności. Młodzieniec odwrócił się i przekręcił głowę spoglądając na wyjście, skąd dochodziły do nich dźwięki bitki – Keva wiedziała, że przybyli również upadli i wraz z aniołami bili się o duszę Eliasa. Nie miała pojęcia jak radził sobie Damon.
- הילדים שלי – powiedział Elias i Keva poczuła nieprzyjemne dreszcze przebiegające po plecach.
On nie znał hebrajskiego.
Budynek, w którym się znajdowali zaczął powoli pękać i rozpadać na części, ukazując jasne, błękitne niebo. Elias – istota, która sterowała Eliasem – uniosła jego dłonie i ściany zaczęły wirować wokół nich, rozpadając się na coraz mniejsze i mniejsze kawałki. W tym ruchu próżno jednak szukać chaosu, to nie był Damon tracący nad sobą panowanie, lecz potężna, wszechmocna istota znająca swoje umiejętności.
Walczący dopiero teraz zaczęli dostrzegać jego obecność, w tym czasie Keva natarczywie przeszukiwała tłum w poszukiwaniu Damona – w końcu go znalazła, z włosami przyklejonymi do czoła i policzków, spoconego i poplamionego krwią. Chłopak wpatrywał się w swojego brata, dziewczyna nie miała jak przesłać mu wiadomości – strzeż się, to nie Elias!
Uniosła dłonie, aby przekazać mu to w języku migowym, ale chłopak i tak na nią nie patrzył, pochłonięty widokiem brata.
Istota machnęła dłonią Eliasa i ruiny będące niegdyś stacją kolejową, zaczęły rozsypywać się w pył. Keva zachwiała się, myśląc gorączkowo, jej głowa pozostawała jednak pusta… Powoli ogarniała ją panika, nie miała pojęcia jak to wszystko się skończy.
Teraz już wszyscy patrzyli na młodzieńca. Możliwe, że poznawali istotę, która kryła się w oczach chłopaka.
Archanioł Michał wyszedł mu na spotkanie, chowając miecz do pochwy. Patrzył na Eliasa z mieszaniną urzeczenia, podziwu i z lękliwą służebnością. Damon zachwiał się, nagle zdając sobie sprawę, że Eliasa już nie ma – Keva czuła jak strużka potu spływa jej po kręgosłupie. Stała tuż za młodszym bliźniakiem, ale nikt na nią nie patrzył. Pozostawała niewidzialna, nawet istota o niej zapomniała.
- Jahwe – rzekł Archanioł Michał i pokłonił się.
Elias uniósł brodę i spojrzał w niebo, prosto w słońce. Nie zmrużył oczu, przez co wydawał się nienaturalny i straszny. Keva skuliła się w kucki, gotowa zerwać się na równe nogi – póki co czekała jak to wszystko się rozwinie, czując dziwny ogień w piersi. Starała się nie dać upustu swojej impulsywności, nie chciała zrobić niczego głupiego – pragnęła, aby Elias wrócił.
Istota, która zawładnęła jego ciałem ruszyła do przodu, lekko stawiając stopy, zupełnie jakby płynęła. Uniosła dłonie w powitaniu, a usta należące do Eliasa, wygięły się w półuśmiechu.
- Elias! – wrzasnął Damon i podbiegł do chłopaka; ktoś próbował go zatrzymać, ale chłopak na to nie pozwolił, ciskając nim do tyłu. W ciągu sekundy stał już przy bracie i rozpaczliwie chwycił go za przedramię.
Młodszy bliźniak spojrzał na niego, powoli przekręcając głowę. Keva skuliła się jeszcze bardziej, chwytając rewolwer i ściskając go, jednocześnie dotykając kciukiem kurka, gotowa w każdej chwili go odciągnąć.
Młodszy bliźniak przekręcił głowę i położył rozpostartą dłoń na piersi Damona.
A potem pchnął.
Damon poleciał do tyłu, wyrzucając w górę ramiona. Keva wstrzymała oddech patrząc na jego lot, oczyma wyobraźni widząc połamane kości – Damonowi nic się jednak nie stało, w jakiś sposób zdołał wyhamować lot i obrócić się w powietrzu, stając o równych nogach. Na jego twarzy widać było mieszaninę zaskoczenia i złości, powoli dającego miejsca rozpaczy. Keva czuła się dokładnie tak samo.
Damon krzyknął rozpaczliwie, po czym rzucił się na istotę, unosząc katanę nad głowę. Coś dziwnego pojawiło się w oczach Eliasa, zieleń mocniej zalśniła w źrenicach, Archanioł Michał zagrzmiał, a Damon naparł z całej siły – ziemia się zatrzęsła, zaczęła pękać i się rozpadać, Keva nie miała pewności za czyją winą.
Zapanował chaos, aniołowie wznieśli się w powietrze, a upadli rozpierzchli, podczas gdy bliźniacy zaczęli walczyć, roznosząc wszystko wokół – Keva wstała z trudem, czując jak włosy biją ją po twarzy.
Ostatni wzbił się Archanioł Michał, wcześniej przyglądając się bliźniakom z lękiem i obawą, niczym zagubione dziecko pozbawione przywództwa. Trudno było na niego patrzyć – na archanioła w chwili słabości. Mężczyzna szybko się jednak opanował, przywołał na twarz dawną pewność siebie i rozłożył skrzydła, po czym machnąwszy nimi kilka razy po prostu odleciał – chwilę potem już go nie było.
Zostali sami. Upadli, aniołowie – wszyscy zniknęli.
Teraz miały walczyć mocarstwa.
Keva z powrotem skierowała wzrok na bliźniaków. Elias wyglądał niczym wieża – stał prosto, z wysoko uniesioną brodą, podnosząc sztywno dłonie. Jego twarz nie wyrażała niemal nic, jedynie ściśnięte brwi pozwalały sądzić, że jest skupiony – ciskał w Damona pozostałymi fragmentami stacji, wyrywał z ziemi tory i drzewa, powoli roznosił na strzępy okolicę. Na niebie zebrały się ciemne chmury przysłaniając słońce, przez co zapanował półmrok.
- Co ty robisz? – wyszeptała Keva, wpatrując się w młodzieńca. Nie miała pojęcia jak odpowiedzieć na to pytanie.
Wiedziała jedno.
Nadszedł koniec świata.
Damon wirował wokół brata i starał się odbijać oraz niszczyć wszystko, czym istota w niego ciskała. Sam przez chwilę bał się go atakować – nawet z tej odległości Keva widziała rozpacz malującą się na jego twarzy.
Sama ją odczuwała, choć do końca nie miała pojęcia co takiego łączy ją z Eliasem.
Mimo wszystko…
Chciała wiedzieć – Elias wciąż gdzieś się tam krył, czy może już go nie było?
Jednocześnie obawiała się odpowiedzi, bez względu na to, jakby ona nie brzmiała.
Upadła, kiedy grunt pod jej stopami zaczął pękać – wzniósł się tak silny wiatr, że nie słyszała nic poza świstem w uszach, w powietrzu unosiły się różnego rodzaju obiekty, zarówno te mniejsze, jak i większe, których wiatr nie byłby w stanie podnieść. Keva bała się wstać ponownie, żeby nie oberwać jakiś przedmiotem – wirowały tak szybko, że uderzenie nawet niewielką rzeczą byłoby niebezpieczne.
Damon zaczął atakować, wciąż jednak zbyt nieśmiało, aby mógł cokolwiek zdziałać – dziewczyna mogłaby do niego krzyknąć, ale i tak pewnie by jej nie usłyszał.
- Keva! – jakiś głos jednak się przebił.
Dziewczyna obróciła się, powoli wstając i prostując napięte ramiona. Niedaleko stał Azazel, z szeroko rozstawionymi nogami, walcząc z silniejszymi podmuchami wiatru.
- Czego chcesz? – warknęła.
- Keva… - zaczął, ale musiał przerwać, bo nagle rozległ się potworny huk; oboje spojrzeli w stronę bliźniaków, jednak z powodu tumanów kurzu niewiele widzieli. Dziewczyna nie mogła złapać tchu.
Azazel wyciągnął ku niej dłoń.
- Musimy iść – powiedział.
Keva chciała odejść, uciec jak najdalej od chaosu, lecz nie mogła.
A bynajmniej nie z nim.
- Oni się pozabijają, Keva. I nic na to nie poradzisz. Musimy iść.
- Ja ich powstrzymam – dziewczyna uniosła brodę, nie odrywając wzroku z ojca. Azazel krzyknął z frustracji, nie mogąc już dłużej zapanować nad sobą; był zakrwawiony i pomięty, cały bok głowy miał umazany czerwienią, a w oczach czaiło się szaleństwo. Keva cofnęła się kilka kroków, doskonale zdając sobie sprawę, jak niebezpieczny był to mężczyzna.
Przynajmniej tego mogła być pewna.
Ziemia spod jej stóp zaczęła uciekać, Keva szybko zeskoczyła z gruzowiska, potykając się o kamienie. Wreszcie mogła dojrzeć sylwetki braci, rozmazane przez ruch i tumany kurzu. Była naprawdę zaskoczona, jak blisko się znajdują; choć huk pozostawał ogłuszający, miała niemalże pewność, że są znacznie, znacznie dalej.
Ruszyła biegiem w ich stronę, trzymając nisko głowę – Azazel krzyknął coś, ale ona nie zrozumiała już słów. Potykała się o kamienie, wystające korzenie i powyginane tory, ponieważ wszystko w ziemi – jak i ona sama – zdawało się być płynne; Keva miała wrażenie, jakby chodziła po wzburzonym morzu. Upadła, zdzierając sobie skórę z dłoni, ale szybko wstała, otrzepując ręce o sukienkę – i tak była już w fatalnym stanie.
Krzyknęła, kiedy ziemia zafalowała, wyrzucając ją w powietrze. Była niczym mrówka u stóp walczących kolosów i nie podobało jej się to – musiała coś zrobić, cokolwiek, aby zatrzymać to szaleństwo.
Istota, która zawładnęła Eliasem miała w nosie to, że niszczy wszystko wokół – i nagle Keva przypomniała sobie, co chłopak mówił jej w pałacu Lucyfera.
Bowers Hause.
Nigdy nie zaznała tego, co Elias czuł do tych starych ścian, ale zaczynała rozumieć. Wiedziała więc, że nie chodzi tylko o wysłużony dom, ale również o to, co się z nim bezpośrednio łączyło – jego mieszkańców, pamiątki stanowiące część jego historii, wszystko, co dawało mu poczucie przynależności.
Bowers House było miejscem, do którego się wracało.
A ta Bestia je zniszczy i nawet tego nie zauważy.
Keva przypomniała sobie życzenie Eliasa, wypowiedziane kilka minut przed zaśnięciem, w noc, którą razem spędzili.
N i e  p o z w ó l  m i  t e g o  z r o b i ć.
Elias cisnął w brata górą gruzu, pyłu, liści i ułamanych gałęzi. Damon wyciągnął przed siebie dłonie, sprawiając, że cały pocisk go ominął, otulając ze wszystkich stron.
To był pojedynek potęg.
Keva obejrzała się i odnalazła wzrokiem ojca – nie był daleko, próbował przejść przez gęsty obszar powyrywanych drzew, których jeszcze niedawno wcale tam nie było. Keva podbiegła do niego, z zaskakującą łatwością odepchnęła ułamane gałęzie torujące jej drogę i złapała go za ramiona.
- Jak to powstrzymać?
- Nic nie możesz z tym zrobić, mówiłem ci już! – krzyknął Azazel i Keva dopiero teraz spostrzegła, jak bardzo był przerażony.
Puściła go gwałtownie, jakby był chory.
-  Ty mi nie pomożesz – stwierdziła oschle i ponownie odwróciła się w stronę walczących bliźniaków. Elias właśnie rzucił Damonem, który wciąż jedynie się bronił, wyrzucając w powietrze góry ziemi i pyłu. Na niebie zebrały się ciemne, gęste chmury, między nimi zaczęły przeskakiwać błyskawice.
Zaczął też padać śnieg.
- Już ci udowodniłem, że beze mnie sobie nie poradzisz! – krzyknął Azazel, chwytając ją za ramię.
- Niby kiedy? – warknęła, wyrywając się, czując jak zaciska jej się gardło.
Azazel poczerwieniał, a jego usta skrzywiły się, ukazując zakrwawione zęby.
- Tych, przed którymi cię obroniłem, kiedy ty…
- Byłam słaba – Keva zacisnęła powieki, z całych sił odganiając obraz swoich zakrwawionych dłoni. – Ale już nie jestem.
Coś jednak nie dawało jej spokoju. Zapomniała na moment o bliźniakach, apokalipsie, płatkach śniegu roztapiających się na policzkach.
Była tylko ona i Azazel.
- Jak mi to niby udowodniłeś? – Zapytała, otwierając oczy i natarczywie wpatrując się w ojca.
Nie musiał odpowiadać, domyśliła się wszystkiego.
- To ty ich nasłałeś.
Azazel odetchnął głęboko, jego twarz wygładziła się na moment i tylko czerwień na jego obliczu przypominała, jak wiele miał na sumieniu.
Keva czuła serce boleśnie obijające się o żebra.
Całe jej życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby nie ojciec.
Mariah nie uwięziłaby jej w lustrze. Dziewczyna prawdopodobnie patrzyłaby na Bowers House dokładnie tak samo jak Elias – może odnalazłaby w jego murach to, czego tyle lat jej brakowało.
Cofnęła się, kiedy ojciec wyciągnął ku niej dłoń.
Keva wyciągnęła rewolwer i wycelowała w ojca, jednocześnie odbezpieczając broń. Azazel wpatrywał się w jego lufę, a złote loki uderzały go po policzkach i czole; opady śniegu nasiliły się tak bardzo, że Keva zapomniała iż jest lato.
Liczyła się tylko ona i rewolwer wycelowany w ojca.
- Powinnam cię teraz zabić – powiedziała, a jej głos się załamał.
Znienawidziła się za to.
- Jak mam się ciebie pozbyć?! Jak mam…
Nie potrafiła złapać oddechu, z jej gardła wydobył się dziwaczny, piszczący odgłos, został jednak zagłuszony przez huk – ziemia zadrżała, kolejne drzewo się przechyliło i padło, rozrzucając wokoło liście.
Keva przypomniała sobie, że w chwili obecnej nie jej problemy są najważniejsze.
Musiała zająć się czymś innym.
Z trudem cofnęła się o kilka kroków, nie opuszczała jednak rewolweru, ściskając go tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Azazel nie poruszył się, jego twarz z każdą sekundą stawała się coraz bardziej kamienna.
A potem Keva obróciła się i pobiegła w stronę bliźniaków, wciąż ściskając rewolwer – każdy krok był dla niej mordęgą, ale nie dlatego, że wokół panowało tak ogromne zamieszanie, a latające fragmenty otoczenia utrudniały bieg.
Nie, odwrót stanowił dla niej trudność, bo chciała zostać i tłuc głową ojca o bruk.
Zamiast tego biegła w samo centrum cyklonu, nie mając pojęcia co zrobi, gdy już tam dotrze.
Nie wiedziała, jak powstrzymać Eliasa.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna. Pamiętała jak patrzył na nią zasypiając i prosił, żeby nie pozwoliła, aby zrobił to, co mu przeznaczono. W jego głosie słyszała coś, co ją zmroziło, a na co sama nigdy by się nie zdobyła, nawet teraz.
Stanęła i raz jeszcze uniosła dłoń, tym razem celując w Eliasa.
Zawahała się jednak i chwila minęła, chłopak poruszył się, zasłonięty przez chmurę ziemi – Damon próbował go unieruchomić, lecz nie miał już wystarczająco siły, aby utrzymać go w jednym miejscu – Keva załkała, a rewolwer trząsł się w jej dłoniach.
Tak bardzo nie chciała tego robić. Była wściekła – na siebie, na ojca, na Mariah i na istotę, która siedziała w Eliasie – że została postawiona w takiej sytuacji i nie mogła uciec, tak jak zwykle miała to w zwyczaju.
Nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, czy Elias wciąż tam jest, czy może już go nie ma. A co, jeśli wciąż tam tkwił?
Palce tak jej zdrętwiały, że nie była pewna, czy jeszcze może nimi poruszać – widziała swój oddech zamieniający się w parę.
Śnieg nie przestawał padać.
Nie miała pojęcia, gdzie jest teraz Azazel – ale nagle przestało ją to interesować. Skupiła się na rewolwerze, który coraz bardziej ciążył jej w dłoni.
Elias uniósł dłonie, otoczony przez gęstą chmurę; błyskawice zaczęły tańczyć wokół niego, liżąc po ramionach i karku. Keva dostrzegła jego twarz – i łzy na twarzy dziewczyny momentalnie wyschły.
Tam nic nie było.
Wiele czasu spędziła na wpatrywaniu się w oczy Eliasa – w bezdennej czerni jego tęczówek wiele się kryło, przede wszystkim ogromne pokłady ciepła, które tak ją urzekły.
Teraz te oczy pozostawały martwe.
- Keva, nie! – krzyknął Damon widząc, co zamierza. Był w fatalnym stanie, jedna z jego rąk zdawała się być zmiażdżona, a zbroja, jeszcze niedawno piękna i lśniąca, miała liczne zadrapania i wgięcia. Już całkiem straciła blask.
Czas zdał się zatrzymać.
- Nie! – załkał Damon. Leżał na ziemi, nie miał już siły walczyć, był pokonany. Istota skryta za twarzą Eliasa niemalże go zabiła; już szykowała się do ostatniego ciosu, twarz chłopaka pozostawała tak nienaturalnie nieruchoma.
Kiedy jednak starszy bliźniak krzyknął, jego brat zatrzymał się i obrócił, patrząc prosto na Kevę. Zrobił to tak sztywno, obracając całym korpusem – zupełnie jakby był zbudowany z metalowych części, które zaczęły rdzewieć przy zawiasach.
Dziewczyna poczuła jak sztywnieje.
I pociągnęła za spust. Niemalże bezwiednie, spostrzegła się, że to zrobiła w chwili, kiedy rozległ się huk wystrzału. Przez moment Keva nie wiedziała nawet, czy trafiła.
Potem jednak na piersi Eliasa zakwitł krwistoczerwony kwiat – jego płatki rozlały się na koszuli, chłopak zachłysnął się, a z jego ust wypłynęła cienka strużka krwi.
Dziewczyna nie słyszała nic poza szlochem Damona.
Elias zachwiał się, z tą samą nienaturalną sztywnością – kiedy upadł, wszystko się uspokoiło, śnieżyca ustała, niebo się rozchmurzyło, a Bowers House zostało uratowane.
Keva zgięła się w pół, rewolwer wypadł jej z dłoni.
Zapłakała wraz z Damonem.

Komentarze

  1. "Istota, która zawładnęła Eliasem miała w nosie to, że niszy wszystko wokół" "cz" w "niszczy" Ci zjadło

    "N i e p o z w ó l m i t o z r o b i ć." TEGO, na litość

    Po pierwsze: TAK, BRAWO DAMON, ZACZNIJ SIĘ BIĆZ BOGIEM, TO JEST DOBRY PLAN
    Po drugie: O matko i córko, czyżby Bóg "opętał" Eliasa? Po co w ogóle? Czy ja mam teraz przekopywać słowniki hebrajskiego, żeby zrozumieć? Czy jak? (Bo tak sobie myślę, że Bóg stwierdził: oh well, skoro Elias nie chce tego zrobić, to zrobię to ja ciałem Eliasa, on nawet nie będzie wiedział, co się dzieje, sumienie będzie miał czyste and stuff)
    OcholeraKevazabiłaEliasa, oh fuck. Ale... Dlaczego ja mam wrażenie, ze to nic nie zmieni? Jakby... No... Nic nie zmieni. Jakby... Nie wiem, mi się wydaje, ze przeznaczenia nie da się oszukać, a jakby "tylko" trzeba było zabić Eliasa to czy to nie byłoby za proste? Hm... Może za dużo nad tym myślę.
    Na razie ja też siedzę plącząc z Kevą i Damonem. Oh fuck :(
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie zamysł był taki, że Elias chcąc, aby Bóg zrozumiał z czym chłopak z nim przychodzi, otworzył przed Nim umysł, co ten wziął za zaproszenie. Więc tak, Bóg opętał Eliasa ;)

      A co do reszty - trzeba poczekać na ciąg dalszy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga