ROZDZIAŁ 44

Mury budynków zaczęły pękać i kruszyć się, a ich fragmenty unosić w powietrze i wirować dookoła nefilim. Chodnikowe płyty ruszyły w ślad za nimi, rozległ się ogłuszający trzask i po chwili nie było słychać nic poza szumem oraz dźwiękiem pękających kamieni; w powietrzu unosił się dławiący kurz, Keva szybko zasłoniła sobie usta rękawem, ale pył i tak dostał się do buzi osiadając na języku. Nie miała czym oddychać. Budynki rozleciały się na kawałki, po czym zaczęły zataczać wokół nich coraz ciaśniejsze kręgi. Dziewczyna widziała jak aniołowie panikując wzlatują w górę, jak kamienie obijają się o ich pancerze i skrzydła; część z nich z trudem umknęła. Fragmenty miasta nie przestawały się poruszać, po chwili z powodu unoszącego się kurzu ledwo mogli zobaczyć coś dalej niż na kilka metrów – Keva miała wrażenie, że koniec świata właśnie nadszedł. To była przerażająca myśl.
Jakiś czas potem statyczny wydawał się już tylko Damon; stał z pochyloną głową, jakby się modlił. Wciąż ściskał katanę, ostrze opuścił wzdłuż uda, nie wyglądał jednak, aby zaraz miał ją puścić.
Elias zrobił krok w jego stronę, osłaniając oczy przed pyłem.
- Damon! – krzyknął, ale nawet Keva, która stała tuż obok niego ledwo go usłyszała.
Aniołowie zniknęli, nefilim zostali sami w samym środku chaosu.
Nie miała pojęcia, że Damon posiada aż tak wielką moc. Mógł jednym skinieniem dłoni roznieść Piekło w drobny mak.
Po chwili do tańca kamieni, szkła i płyt chodnikowych dołączyły piekielne dusze, ich ciała obracając się i obijając o fragmenty miasta zaczęły wirować dookoła ich trójki, do szumu doszedł potępieńczy krzyk.
Elias puścił jej dłoń i powoli zaczął zbliżać się do brata, kuląc się w obawie, że coś mogłoby w niego uderzyć. Wyciągnął rękę, ale nie odważył się go dotknąć. Keva odgarnęła włosy bijące ją po twarzy, jednocześnie starając się utrzymać równowagę; bała się, że wir mógłby ją pochwycić i wyrzucić w górę, tak jak mury i wrzeszczące dusze. W ustach miała całkowicie sucho.
Jasnowłosy chłopak w końcu dotknął Damona i obrócił go twarzą do siebie.
Jego oblicze było całkowicie puste.
- Nie! – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki emocje nagle powróciły, starszy bliźniak skrzywił się i krzycząc, gwałtownie skulił.
Wtedy wszystko jakby wybuchło; wir zniknął, wyrzucając wszystko na zewnątrz, wliczając w to trójkę nefilim. Keva poczuła tylko jak obraca się w powietrzu, nie mając pojęcia gdzie jest góra czy dół; starała się skulić, otaczając głowę ramionami, aby nie zrobić sobie większej krzywdy. Jej ciało bez końca uderzało o kawałki budynków, ale póki co chyba nie doznała cięższych obrażeń; kilka dłoni starało się bezskutecznie złapać ją za ubranie. Ciśnienie pulsowało w uszach, nie mogła powstrzymać krzyku wydobywającego się z gardła.
Przeklęci Bowersi!
Uderzyła w ziemię i kilka razy się przetoczyła, z paru miejsc zdzierając boleśnie skórę. Pył obsypał ją znowu wdzierając się do ust i nozdrzy, Keva zakaszlała czując ból w piersi. Skuliła się, oczekując większych fragmentów, na szczęście nic w nią nie uderzyło.
Dopiero kiedy wszystko umilkło, odważyła się podnieść.
Damon nie zniszczył całego miasta, ale i tak zrównał z ziemią całkiem sporą dzielnicę. Kevę ze wszystkich stron otaczało rumowisko; nie widziała nic poza kamieniami i potępionymi starającymi się wstać i uciec jak najdalej – kilkoro z nich miało powykręcane kończyny, część w ogóle się nie poruszała. Keva podniosła się z jękiem i zrobiła szybką obdukcję. Miała zdartą skórę na dłoniach i kolanach oraz pewnie liczne siniaki i obtłuczenia, poza tym zniszczyła ubranie – poza tym była jednak cała.
Z jękiem zmusiła się do kroku naprzód. Splunęła pod nogi, starając się pozbyć jak największej ilości pyłu.
- Elias? – Keva raz jeszcze się rozejrzała, ale po chłopcach nie było ani śladu; miała nadzieję, że nic im się nie stało. Nie chciała zostać tu sama.
Coś zalśniło w zachodzącym na fioletowo słońcu – była to katana Damona. Podniosła ją, pojękując przy schylaniu się i mocno zacisnęła na niej palce, czując się nieco pewniejsza. Mogła się w razie konieczności czym obronić, gdyby tych dziesięć naboi by się skończyło – szybko pomacała się po zakurzonej kurtce, sprawdzając, czy rewolwer nadal tkwił w kieszeni. Uspokoiła się, czując jego ciężar – w miejscu, w którym poobijał się o skórę, pewnie już kwitły siniaki.
- Elias? – odezwała się raz jeszcze, po czym dodała niepewnie – Damon?
Nikt się nie odezwał.
Nagle dostrzegła coś w rumowisku. Podeszła, potykając się o własne stopy i przyklęknęła, pośpiesznie odgarniając kamienie, jednocześnie prosząc w myślach, aby niezależnie od tego, którego z chłopców znalazła, ten nadal żył.
Twarz Damona była pokryta krwią wyciekającej z nosa, a jego pancerz wyglądał jeszcze mniej okazale niż wcześniej. Uderzyła go w twarz, chłopak na chwilę otworzył oczy, ale zaraz znowu stracił przytomność – mimo to Keva odetchnęła z ulgą. Żył i tylko to się liczyło.
- Gdzie jest twój brat? – Zapytała, rozglądając się dookoła.
- Tutaj – dotarł do niej przytłumiony głos. Nie zważając na ból, Keva zerwała się i pobiegła w stronę, z której dobiegał.
Elias podniósł się z ziemi – jego bojówki i koszulka z długim rękawem były w opłakanym stanie, a na dłoniach i policzkach miał mnóstwo płytkich zadrapań, z których sączyła się krew; wydawało się jednak, że poza tym nic mu nie dolegało. Lekko chwiał się na nogach i wyglądał na zamroczonego – Keva złapała go, żeby się nie przewrócił.
- Gdzie Damon? – Wyszeptał, mrużąc oczy.
- Tam jest. Musimy się stąd jak najszybciej wynieść.
Elias pokiwał głową, usiłując stać o własnych siłach, ale znów się zachwiał.
- W porządku, podeprzyj się – mruknęła dziewczyna, wciskając mu w dłoń katanę. – Ja się tym zajmę.
Rozejrzała się, myśląc intensywnie. Gdzie mogliby się ukryć?
Podeszli do Damona, Keva złapała go i z głuchym jękiem przerzuciła go sobie przez ramię, prawie mdlejąc z bólu.
- Foc – westchnęła. – Foc, foc, foc
- Keva… - Elias zamrugał, opierając się na katanie jak na lasce. On też wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć, nagle zauważyła większą plamę czerwieni na boku głowy; chyba jednak nie był cały.
- W porządku – złapała go za ramię, postanawiając, że zajmie się tym, gdy tylko znajdą jakieś schronienie. – Ostatnio odkryłam, że jestem całkiem silna. Chodź.
Pociągnęła go za ramię, chłopak nie stawiał oporu. Cieszyła się, że może sam chodzić – inaczej musiałaby zostawić jednego z chłopców na miejscu i wrócić po niego później, a naprawdę nie chciała tego robić. To mogłoby się źle skończyć.
Szli przez rumowisko, Elias co chwilę zahaczał o coś stopami, ale na szczęście się nie przewrócił. Potępieni umykali im z drogi, już nie wyciągali z uwielbieniem dłoni, za co Keva była niezmiernie wdzięczna. Nie chciała umizgujących się pod nogami dusz, które miała ochotę zdeptać.
Damon był naprawdę ciężki, a przez pancerz nie mogła wygodnie ułożyć go na ramieniu. W dodatku wszystko ją bolało – z każdym krokiem czuła jak powoli traci siły, nie miała jednak zamiaru się poddać. Spojrzała na Eliasa.
- Rozglądaj się za jakąś kryjówką. Musimy się gdzieś ukryć.
Elias pokiwał głową, ale dziewczyna wątpiła, aby dotarło do niego jakiekolwiek słowo. Westchnęła. Słońce już całkiem się schowało, pokrywając Piekło gęstym mrokiem, na ulice wyszły kolejne demony, jeszcze straszniejsze od tych, które już widzieli – ale podobnie jak poprzednie, te również w ogóle nie zwracały na nich uwagi. Weszli między zabudowania, które się ostały i dziewczyna od razu zaczęła rozglądać się za domem, który zapewniłby im bezpieczeństwo. Jej ciało drżało już od wysiłku, nie mogła się jednak zatrzymać; inaczej nie znalazłaby już sił, aby ruszyć dalej.
W końcu dostrzegła budynek o wielkich, metalowych drzwiach – uznała, że lepszego budynku nie znajdą. Spojrzała na Eliasa.
- Dasz radę je otworzyć?
Chłopak kiwnął głową i stękając popchnął wrota.
Budynek był pusty, co przyjęła z zadowoleniem – od razu ruszyła zakręcanymi, żeliwnymi schodami na górę, a Elias poczłapał za nią, całym ciałem opierając się na barierce i ciężko dysząc. Zajęli wolny pokój, w którym stała tylko stara, zabytkowa kanapa o lekko wytartej tapicerce. Rzuciła na nią Damona, który jęknął coś i przekręcił się na drugi bok. Elias oparł o wezgłowie katanę i z wyrazem ulgi zsunął się na podłogę.
- Zostaniemy tutaj – Keva z cichym szczęknięciem zamknęła drzwi, żałując, że w zamku nie ma klucza. – A teraz pokaż mi tę ranę – zwróciła się do Eliasa, zdejmując kurtkę; ta przestała jej być potrzebna. W Piekle było zdecydowanie cieplej niż w zimowym Stockton City.
Usiadła naprzeciw chłopaka i nachyliła się, oglądając bok jego głowy. Skaleczenie mieściło się nad skronią i krwawiło zbyt mocno jak na taką małą ranę, ale wcale jej to nie zdziwiło – wiedziała, że rany głowy mają to do siebie, że z pozoru wyglądają na o wiele poważniejsze. Odetchnęła z ulgą, oderwała kawałek kurtki i przyłożyła go do skóry, choć było to już bezcelowe – organizm Eliasa już zaczął zasklepiać ranę, dzięki czemu powoli przestała krwawić.
- Niezbyt ci pomogłem – rzekł Elias, przymykając na moment oczy.
Za każdym razem gdy się odzywał, nie mogła wyjść ze zdumienia, jak niesamowicie brzmiał jego głos. Był niski i lekko chrypiący, nigdy wcześniej nie spotkała się z innym człowiekiem, który brzmiałby choć odrobinę podobnie.
- Nie szkodzi – Keva wzruszyła ramionami. Wszystko ją bolało, ale nie miała zamiaru się do tego przyznawać. – Masz trudności ze skupieniem wzroku? Widzisz podwójnie?
- Nie. Ale trochę mi niedobrze.
- Chyba masz lekkie wstrząśnienie mózgu.
- To źle? – Elias skrzywił się lekko, przechylając głowę w stronę jej dłoni, wciąż przyciskającą prowizoryczny opatrunek do rany.
- Nie. Wszystko będzie z tobą dobrze.
Opuściła skrawek materiału i raz jeszcze przyjrzała się ranie.
Nagle dobiegł do nich dźwięk trzepotu skrzydeł – aniołowie powrócili, kołowali właśnie nad gruzowiskiem, które wciąż było widać za oknem i zataczali równe, powolne kręgi. Keva zdała sobie sprawę, że jest ich co najmniej o połowę mniej, niż wcześniej – popis umiejętności zaserwowany przez Damona musiał mieć o wiele poważniejsze skutki, niż dziewczyna z początku myślała.
- Jak myślisz, znajdą nas? – zapytał Elias, opierając głowę o siedzenie kanapy.
- Mam nadzieję, że nie – mruknęła Keva, ale chłopak już spał.
Dziewczyna usiadła więc po turecku, wzięła katanę Damona i wyciągnęła rewolwer z kieszeni kurki.
W razie gdyby jednak ich znaleźli, była przygotowana.
***
Damon obudził się na kacu – czuł dziwne pulsowanie w skroniach, miał ciężkie kończyny i nieznośnie sucho w ustach. Nie bardzo pamiętał co się wydarzyło, w głowie ziała mu przerażająca luka – nagle ogarnęło go przerażenie.
- Elias?
- Tu jestem – jego brat pomógł mu się podnieść i Damon rozejrzał się po obcym pomieszczeniu, uspokajając oddech, aby zapanować nad uczuciem paniki. Dobrze, że na zewnątrz wciąż panował mrok, w ciemności ból głowy był nieco lżejszy.
Znajdował się w nieznanym pokoju wyłożonym złuszczającą się tapetą ze wzorem paisley, poza kanapą nie stało tu nic innego – Keva i Elias klęczeli na podłodze przed nim i uważnie mu się przyglądali. Damon poczuł ściskanie w dołku i nagle pojął, że stało się coś, bardzo, ale to bardzo złego.
- Ja… - zaczął, ale nie potrafił dokończyć.
- Stawiam, że to ty jesteś drugą z Bestii – przerwała mu Keva, uśmiechając się złośliwie. – Wystawiłeś nam niezłe przedstawienie.
Damon dostrzegł w jak fatalnym stanie się prezentują – oboje byli zakurzeni i obdarci, a jego brat miał mnóstwo drobnych ran na policzkach i rękach oraz wielką plamę czerwieni spływającą mu po skroni. Chłopak powoli uzmysłowił sobie, co takiego się wydarzyło – pamiętał bieg przez miasto i nieustanne siekanie dusz oraz towarzyszące przy tym uczucia. Pamiętał aniołów i zasadzkę. Pamiętał…
Zerwał się z kanapy i podbiegł do okna – mimo ciemności dostrzegł rozpościerające się przed nim rumowisko, całą połać zniszczonych budynków i sunących się po nich potępionych.
Nie mógł oddychać.
Czym on się stawał?
Odwrócił się i spojrzał na Eliasa. Czarne oczy chłopaka wydawały się w ciemności jak wielkie, bezdenne dziury, które przeszywały na wskroś; wiedza, jaką w ostatnich dniach posiadł o swoim bracie sprawiały, że ten stał się jeszcze bardziej przerażający. Damon miał ochotę odwrócić wzrok i uciec, jak najdalej od tego spojrzenia, a w szczególności od wszystkiego, czego w tej chwili młodszy bliźniak o nim myślał.
Damon właśnie pojął, że bez względu na to, co wyczuwał w Eliasie, on również posiadał tę cząstkę, choć przez wiele, wiele lat starał się temu zaprzeczać.
Miał pewność, że Elias doskonale zdawał sobie z niej sprawy.
I chyba nie to było najgorsze:
- Mogłem zrobić wam krzywdę – szepnął ze zgrozą.
- Mogłeś pomyśleć o tym zanim rozpętałeś piekło w Piekle – fuknęła Keva.
Elias zagryzł wargę.
- Nic się nie stało – zapewnił. – Tak na dobrą sprawę nawet nas uratowałeś. Aniołowie wciąż gdzieś tam są, ale na razie mamy ich z głowy.
Keva przewróciła oczami, ale nie odezwała się słowem.
Damon nie wierzył w ani jedno słowo – widział niepewność wymalowaną na ich twarzach. To, co zrobił było…
- Skoro mamy nieco czasu, może moglibyśmy… porozmawiać – dodał Elias, wlepiając w niego swoje spojrzenie i nie pozwalając dokończyć myśli. – O tym co tu robimy. O… ciotce Sophie.
- Elias…
- Powiedz mi – przerwał mu młodszy bliźniak, wciąż nie spuszczając z niego spojrzenia, co było naprawdę nie do zniesienia. – Powiedz mi prawdę.
Damon nie mógł go okłamywać.
- Zmarła kilka dni temu. W nocy.
- Ale… - Elias zamilkł.
Przez ciągnące się sekundy po prostu na siebie patrzyli, Damon starał się wytrzymać jego spojrzenie, a Elias szukał w jego twarzy jakichkolwiek oznak, dzięki którym mógłby oskarżyć go o kłamstwo, Damon wiedział jednak, że jego brat nic nie znajdzie.
Twarz młodzieńca stężała, usta zadrżały, w spojrzeniu pojawiło się coś, o czym starszy bliźniak nigdy nie chciał wiedzieć – pewien mrok, ciemność pożerająca go od środka. Co takiego wiesz, bracie? Co takiego śni ci się co noc?
- Jest jeszcze coś – powiedział, nienawidząc siebie coraz bardziej. – W dniu, w którym zniknąłeś, tata pobił się z Rodem. Teraz jest w śpiączce.
Elias patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Co? Przecież to nie ma… właściwie to ma jednak sens. Pamiętasz przepowiednię?
- Pamiętam.
- Przepowiednię? – Wtrąciła się Keva, przerzucając spojrzenie to z jednego chłopaka, to drugiego.
Młodszy bliźniak wyjaśnił jej szybko, o co chodzi, a Damon powrócił myślami do tamtej chwili – kiedy Elias tak bardzo go przeraził i po raz kolejny udowodnił, z jak niebezpiecznymi siłami igrają.
Keva spojrzała na Damona, gwałtownie przekręcając głowę, przez co włosy pacnęły ją w policzek.
- A więc uwolniłeś mnie tylko z powodu tej durnej przepowiedni? – Skrzywiła się pogardliwie, marszcząc nos.
Damon nie odpowiedział, co dziewczyna potraktowała jako przyznanie się do winy – warknęła coś do siebie po irlandzku, nie przestając marszczyć twarzy. Wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju, próbując jakoś wyładować swoją złość. Jak zwykle w takich chwilach, Elias nie zwracał na jej dziwactwa najmniejszej uwagi.
- Tata mówił mi, że przyszedł do nas, żeby nas ochronić. Myślę, że wiedział kim jesteśmy już w chwili, kiedy mieliśmy po dziesięć lat.
- Usprawiedliwiasz go? Elias, przez niego Rod jest w śpiączce!
- Wiem! Ja nie… On się obudzi, Damon. Ale to co zrobił tata… Nie wiem co robić. Nie wiem co o nim sądzić. Naprawdę wygląda, jakby chciał pomóc.
- Ale nie pomaga!
- Głośniej się drzyjcie, to na pewno nas nie znajdą – warknęła Keva, młodzieńcy szybko zniżyli głosy.
- Wiem, że chcesz w nim widzieć naszego tatę – Damon silił się na spokój. – Ale prawda jest taka, że wcale nim nie jest. On tylko nas spłodził.
- Jak wulgarnie – zarechotała dziewczyna.
- Nie wtrącaj się – wycedził przez zęby Damon.
Keva skrzywiła usta, zatrzymując się na środku pokoju i stając w rozkroku, jakby szykowała się na atak.
- Wysłałabym cię do diabła, ale już u niego jesteś – odgryzła się. – Chciałabym was uświadomić, chłopcy, że nie tylko wy macie beznadziejnego ojca. Ale wiecie co? To  n i e i s t o t n e.  Jesteśmy w Piekle i musimy się z niego wydostać.
- W Piekle, do którego  t y  nas wysłałaś – zauważył starszy bliźniak, coraz trudniej nad sobą panując.
- Damon… - odezwał się Elias, ale chłopak uciszył go spojrzeniem.
- Na spółkę z  t o b ą  – dodał. – Jak zwykle pakujesz się w coś bez zastanowienia, dokładnie jak mama! Obiecałeś mi, że nie będziesz jak ona!
- Przepraszam, ale nie widziałem innego wyjścia.
Damon parsknął z frustracją.
- Bo nie chcesz ich widzieć! Tak pchasz się do tych wszystkich magicznych rytuałów, mówiłem, że to się źle skończy! Ale jak zwykle…
Keva podeszła do niego i uderzyła go w pierś.
- Nie wywyższaj się, wcale nie jesteś od nas lepszy – syknęła. – Jesteś dokładnie taki sam jak my. Może i jestem morderczynią, może Elias jest Bestią, ale to ty z całej naszej trójki posiadasz najbardziej śmiercionośną moc.
Damon gwałtownie pobladł, po raz kolejny myśląc o tym, co narobił. Choć Elias starał się o tym nie mówić, starszy bliźniak i tak doskonale zdawał sobie sprawę, o czym dokładnie ta dwójka myśli; Damon był niebezpieczny i zrobił coś niedopuszczalnego.
W chwili, kiedy chciał powiedzieć coś na swoją obronę, jego brat stanął między nim, a dziewczyną.
- Nie powinniśmy się teraz kłócić, ani tym bardziej wypominać sobie, kto jest bardziej śmiercionośny – powiedział. – Musimy opracować plan. Wspólnie.
- Mów to jemu – warknęła Keva.
- Proszę – Elias utkwił w niej swoje spojrzenie, dziewczyna westchnęła teatralnie i przewróciła oczami. – Damon? – chłopak odwrócił się do starszego bliźniaka.
- W porządku.
- Dobrze. Musimy współpracować, inaczej się nie uda. Zgoda?
Damon i Keva łypnęli na siebie niezadowolonymi spojrzeniami, ale mimo to przytaknęli.
- Świetnie. Jakieś pomysły, jak możemy odnaleźć mamę, a potem się stąd wynieść?
- Może znajdziemy przewodnika – Keva uniosła brew.
- Co? – parsknął Damon. – To nie może… Kogo chciałabyś na przewodnika?
- Na pewno nie potępioną duszę. Wątpię, żeby ktokolwiek z nich był pomocny.
- Upadły? – wtrącił Elias. – Ale taki, który nie miesza się w cały ten konflikt na górze. Myślicie, że jest ktoś taki?
Damon zawahał się.
- A może jakaś mapa?
- To jeszcze bardziej niedorzeczne – zauważyła Keva.
- Jasne – Damon przeczesał włosy palcami i natrafił na mnóstwo żwiru; szybko cofnął dłoń. – Przede wszystkim musimy się wciąż poruszać. Może natrafimy na kogoś po drodze.
- Jak myślicie, czy miasto kiedykolwiek się kończy? – Zapytał Elias.
Damon wzruszył ramionami.
- Sprawdzimy. A teraz musimy odpocząć, ostatnio wiele się działo. Wyruszamy za kilka godzin.
- Aj, aj, kapitanie – zakpiła Keva, ale posłusznie osunęła się na kanapę. Elias został na miejscu, wciąż się w niego wpatrując, jakby szukał jakichkolwiek oznak załamania. Damon odwrócił wzrok i spojrzał w okno, za którym majaczyło gruzowisko.
- Wszystko w porządku? – Zapytał Elias bardzo cichutko.
- Tak.
- Damon…
- Przecież mówię, że wszystko w porządku.
Przez chwilę myślał, że Elias da sobie spokój i odejdzie, on jednak wciąż stał przy nim i w ogóle nie zdawał się zwracać uwagi na to, co widnieje za oknem.
- Wiem jak to jest tracić nad sobą panowanie – powiedział spokojnie. – Gdybyś chciał o tym pogadać, ja zawsze cię wysłucham.
- Ty nigdy nie zrobiłeś nikomu krzywdy.
- Ale ją widziałem. Czasem trudno oddzielić wizje od rzeczywistości.
Damon zacisnął powieki i głęboko odetchnął.
- Wpakowaliśmy się w niezłe gówno, co nie?
- Zdecydowanie. Przepraszam, że cię w to wciągnąłem.
- Daj spokój. Dobrze, że mnie wciągnąłeś. Beze mnie być przepadł.
Elias uśmiechnął się lekko. Wyglądał na naprawdę zmęczonego – Damon poklepał go po ramieniu i kazał wypocząć, a sam rozsiadł się pod ścianą, przymykając na chwilę oczy.
To, co przed chwilą powiedział, było prawdą – bez względu na to, jak bardzo gniewał się na brata, w pewien sposób cieszył się, że jest tu razem z nim. Do tej roli był przygotowywany przez lata. Miał być jego obrońcą.
Dlatego tak bardzo bolała myśl, że w razie konieczności, będzie zmuszony go zniszczyć.

Komentarze

  1. Znalazłam ten blog na jednej z ocenialni i zaciekawił mnie po cytatach zpoczątku, dlatego nie czytałam już dalej opinii, bo pomyślałam, że przeczytam wpierw całość tutaj. Ale zobaczyłam też, że nie odpisałaś dziewczynom na ocenę, i, kurczaczki, zrobiło mi się dziwnie, bo tamta praca ma naprawdę niezłą długość, dużo czasu też od niej minęło, a że lubię dziewczyny i często u nich przebywam i sporo się uczę z ich ocen, to wiem też, jak zależy im na dyskusjach z autorami pod ocenami. Dlatego, choć to pewnie niewiele znaczy, bo jestem jedna i mała w ramach swojego prywatnego wewnętrznego, buntu, postanowiłam przeczytać dla nich ocenę i im ją skomentować, a twojego bloga narazie nie czytać. Mam nadzieję, że zobaczymy się tam pod oceną i będę mogła z czystym sumieniem na tę historię wrócić i z nią na bieżąco być.

    XOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie odpisałam, ale to nie znaczy, że w ogóle jej nie czytałam. Uwagi w opinii są bardzo pomocne i teraz staram się wdrażać je w życie. Nie wchodziłam w dyskusję, bo nie sądziłam, że mam do powiedzenia cokolwiek nowego - wszystko w analizie było podparte argumentami, z którymi trudno się kłócić. Jedyne co miałam w głowie po prostu to: ok, rozumiem już co robię źle.
      Teraz sobie myślę, że rzeczywiście mogłam to napisać, ale minęło już tyle czasu i trochę głupio :/ Beznadziejnie jest być introwertykiem.

      Usuń
  2. " warknęła coś do siebie po irlandzku, nie przestając marszczyć twarzy " wait what? Jak się marszczy twarz?
    Ha! Czekałam na tę kłótnię z utęsknieniem! I bardzo dobrze ją poprowadziłaś! Chociaż Keva mogłaby czasami trzymać język za zębami, naprawdę...
    W każdym razie to "moze kogoś spotkamy?" wydaje mi się takie... desperackie? jakby. Na litość boską (hehe), są w Piekle, mogą spotkać... Idk, tylko demony i potępione dusze, na matkę tak szybko nie trafią, a przynajmniej nie powinni...
    Sonia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga