ROZDZIAŁ 31
Nina podała mu lampki, a młodszy bliźniak
rozwiesił je na balustradzie tarasu, pilnując, aby pętle rozmieszczone były w
miarę symetrycznie. Nina uśmiechała się, tupiąc na mrozie.
- To miło, że Damon kogoś znalazł –
powiedziała.
Elias zerknął w stronę domu. Jego brat
pewnie znowu rozmawiał przez telefon – przez większość czasu nie robił nic
innego.
- Chyba tak – powiedział i wrócił do
lampek. – Równo?
- Równo. Wracajmy do środka, zamarzam.
Chłopak zaśmiał się bezgłośnie. Otworzył
drzwi i przepuścił ją przodem, po czym zatrzymał się przy schodach, aby
Roderick przeszedł z choinką – przez większość roku trzymali ją na strychu,
owiniętą w wielką płachtę folii. Lena i Ira już robiły na nią miejsce w
salonie.
- Możesz iść po ozdoby – powiedział
Roderick, poprawiając chwyt na drzewku. – Leżą… gdzieś na strychu.
Elias kiwnął głową i popędził na górę.
Strych był zakurzony i zagracony, pod
ścianą stały kartonowe pudła, po drugiej stronie stare meble, na które nie
starczyło miejsca na dole, po kątach leżały na wpół zniszczone przedmioty.
Elias zatrzymał się na środku pomieszczenia, zastanawiając się, gdzie mogłyby
ukrywać się ozdoby choinkowe.
Znieruchomiał, nagle o czymś pomyślawszy.
- Keva?…
To nie miało sensu, przecież nie mogłaby
go usłyszeć.
Wiedział jednak, że najprawdopodobniej
ukrywa się tutaj. Było to jedno z pomieszczeń, w których nie wisiało lustro –
do wyboru miała jeszcze część piwnicy, garaż i pracownię Leny – Elias miał
jednak przeczucie, że dziewczyna znajdowała się właśnie tutaj.
Jak miałby się z nią skontaktować?
Powinien przynieść zwierciadło?
Nie chciał zabierać jej prywatności, nie
mógł jednak poradzić na to, że tęsknił.
Poza tym nadal nie miał pojęcia, co jej
powiedzieć. Wszystkie słowa, które cisnęły mu się na usta, jak zwykle nie
opisywały dokładnie tego, co miał na myśli. Poza tym, mimo szczerości, wciąż
brzmiały jak kłamstwa.
Wziął się za poszukiwanie ozdób.
***
Tęsknił za tym miejscem, ale dopiero teraz
zdał sobie sprawę, jak bardzo. Wszystko było takie znajome – zapachy, dźwięki,
kłótnie Leny i Iry, nawet widok za oknem. Elias należał do tego miejsca;
sercem, rozumem, całym sobą. Wreszcie poczuł się kompletny – pojął również, jak
bardzo był wcześniej osamotniony.
A jednak… coś się zmieniło.
Za kilka dni miał wyjechać. Pewien etap
już się zakończył. Wciąż należał do Bowers House, miał jednak wrażenie, jakby
obserwował go przez taflę szkła. Coś wciąż było nie tak.
Damon nie odrywał się od telefonu,
większość czasu spędzał na rozmowie z Paulem i Elias mimo mijających dni wciąż
nie powiedział mu o tacie – chłopak zaczął sam siebie oszukiwać, że to nic
takiego; nie ma się czym przejmować, karty mogły się mylić. A nawet jeśli
ojciec się odezwie, to co z tego? Elias i tak od wielu miesięcy chciał z nim
porozmawiać, może wreszcie będzie miał okazję.
To nic nie oznaczało.
- Zrobiłam grzane wino – Ira weszła do
salonu, niosąc tacę.
Wszyscy rozsiedli się w salonie i Elias
mógł na chwilę zapomnieć o szklanej tafli, Alexandria College i nieobecnym
Damonie. Ira rozlała wino i podała wszystkim po lampce. Wyjątkiem był Roderick,
któremu zaparzyła herbaty.
- A ja przyniosłam karty – rzekła ciotka
Sophie, tasując talię do gry. – To co, poker?
- Damon! – Krzyknęła Ira. – Masz okazję
zarobić! Idziesz czy nie?
- Idę!
Rozsiedli się przy stole, podczas gdy
ciotka Sophie sprawnie rozdała karty, a Lena wyciągnęła żetony, które używali
podczas gry. W końcu przyszedł też Damon i zajął miejsce obok Roda. Elias
cieszył się z nadchodzącego wspólnego wieczoru, szczególnie, że ominęły ich tegoroczne
Andrzejki – chłopak wciąż nie mógł sobie tego wybaczyć.
Rozłożył swoje karty i zamyślił się.
- Chyba nie muszę przypominać, że gramy
uczciwie? – Rzuciła cierpko Ira.
- Mów to Eliasowi, to on wciąż kantuje.
Ira parsknęła.
- O mój Boże, ale ty to masz tupet. Elias, nikt
się nie obrazi, gdy udusisz go poduszką. Pomożemy ci ukryć zwłoki.
Elias wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Zapamiętam.
Przez kilka następnych minut zajęli się
grą, prawie w ogóle się do siebie nie odzywając. Nina nuciła coś cicho pod
nosem, podrygując do taktu, poza tym w domu pozostawało cicho. W pewnym
momencie do pokoju wszedł jeden z kotów i wskoczył Eliasowi na kolana, chłopak
bezwiednie go pogłaskał.
Zadzwonił telefon, oznajmiając nadejście
wiadomości i Damon odwrócił wzrok od kart, aby odpisać.
- Może zaprosisz tego chłopca do nas? –
Nina uśmiechnęła się uroczo. – Mógłby spędzić u nas Sylwester.
- Chciałbym, ale spędza ten czas z
rodziną. A nawet gdyby, jak wytłumaczyłbym mu, że nasze lustra nas nie odbijają?
- A właśnie, jeśli już przy tym jesteśmy, mogę zapytać, ile wie o naszej
rodzinie i czy mamy uważać na słowa przy ewentualnym spotkaniu? – zapytała Ira, unosząc ironicznie brew.
Damon poczerwieniał.
- Spokojnie, wie o waszych talentach.
- Powiedziałeś mu, że jesteś
telekinetykiem?! – Nina zaśmiała się, przykładając dłonie do serca.
Damon zmieszał się.
- Nie, aż tyle mu nie wyjawiłem.
Wszyscy na niego spojrzeli, tylko Elias
wciąż wpatrywał się w swoje karty.
- A masz zamiar mu powiedzieć? –
zapytała Lena. – Wiesz, że nie musisz go okłamywać?
- To całkowicie moja sprawa – mruknął
Damon.
Zanim Elias zdołał się powstrzymać, z jego
gardła wydobyło się ciche parsknięcie. Wszyscy odwrócili wzrok od jego brata i
tym razem spojrzeli na niego.
- Co to miało znaczyć? – Damon zmarszczył
brwi.
- Ja… - Elias zająknął się, zaciskając
dłonie na kartach. Przyzwyczaił się, że o tych sprawach nie mógł porozmawiać z Damonem, ale jeśli
miał być szczery, już się tym zmęczył. – Czy tata też jest tylko twoją sprawą?
Czy może mam coś do powiedzenia na ten temat? – warknął, mając wrażenie, jakby to nie on wypowiadał kolejne słowa, lecz ktoś zupełnie inny; sam nie wiedział, skąd brał tyle pewności siebie.
- O czym ty mówisz? – Damon zaczerwienił
się, dłonie zacisnął w pięści.
- To też mój tata! – powiedział młodszy bliźniak, choć
wiedział, jak głupio to brzmiało.
- Co? – Damon podniósł się. – Chcesz
decydować, czy powiem o nim Paulowi? O to ci teraz chodzi?
- Nie! – Elias również się podniósł,
zganiając kota z kolan. Lena próbowała ich uspokoić, ale ciotka Sophie
szorstkim tonem zakazała jej się wtrącać. Poza tym i tak niewiele by zrobiła;
chłopcy przestali zwracać na cokolwiek uwagę, liczyła się już tylko ich
kłótnia. – Po prostu chciałbym od czasu do czasu o nim porozmawiać. Albo nawet
z nim!
Damon wściekł się i młodszy
bliźniak bał się przez chwilę, że ten go uderzy. Młodzieniec trzasnął jednak tylko pięścią
w stół, ale to nie wyładowało jego złości.
- Zabraniam ci się z nim kontaktować –
warknął Damon. – Ma się trzymać od nas z daleka, słyszysz?!
- Niby dlaczego? Dlaczego miałbym cię
słuchać?
- On jest mordercą! – krzyknął Damon z
furią.
- Nie mam pojęcia kim jest – wycedził
przez zęby Elias, wpatrując się w brata mroźnym spojrzeniem. – A to dlatego, że
ty od lat unikasz tego tematu jak ognia. Zresztą nie tylko tego. Pamiętasz
jeszcze, że mieliśmy matkę?
Damon w końcu go uderzył. Zaczęli się
szarpać, ale szybko ich oddzielono – Rod założył Damonowi haka, a Eliasa
odciągnęła Ira, wykręcając mu nadgarstek i chwytając za kołnierz koszulki.
- Nie tylko ty się o nią zamartwiasz! –
wściekał się Damon, starając się wyrwać. Nie miał jednak szans z ramionami
Roda, mężczyzna mógłby powalić konia. – Przestań zachowywać się…
- Wystarczy – odezwała się ciotka Sophie i
wszystko się zatrzymało; ucisk Iry na nadgarstku zelżał, Damon zamilkł, a Lena
przestała próbować ich przekrzyczeć. Wszystko umilkło.
Damon w końcu się wyrwał i wyszedł z
pokoju. Elias wpatrywał się w jego plecy, po czym również opuścił salon, kiedy
jednak jego brat wyszedł na zewnątrz nieco ochłonąć, on ruszył do ciemni.
Może dlatego starszy bliźniak tak bardzo
chciał opuścić to miejsce? Bo jako jedyny z Bowersów nie posiadał własnej oazy?
Stanął przed lustrem i zapukał, Keva
jednak się nie pojawiła. Elias oparł czoło o taflę szkła i po raz pierwszy od
bardzo dawna zaszlochał.
***
Przerwa minęła szybko i w końcu nadszedł
dzień powrotu. Damon i Elias wciąż nie rozmawiali, a jeśli już to robili, można
było wyczuć między nimi napięcie i nierozwiązaną kłótnię. Młodszy bliźniak wciąż
miał na policzku wielkiego siniaka po uderzeniu brata – za każdym razem, gdy
Damon spoglądał na fioletową plamę, w jego oczach pojawiały się wyrzuty
sumienia. Elias chciał powiedzieć mu, że wcale się o to nie gniewa – pragnął
również porozmawiać z nim o tym, czego dowiedział się w kartach, ale kiedy
próbował poruszyć temat, Damon znowu wybuchał złością. Zbyt długo zwlekali z
rozmową o ojcu.
Elias znowu czuł się, jakby wyrywano mu
serce, tym razem uczycie było jednak silniejsze. Tak bardzo nie chciał wracać!
Rod zaofiarował się ich podwieźć, jako że
miał zamiar jechać jeszcze do hurtowni po narzędzia. Całą drogę spędzili w
milczeniu, jako że wuj nie palił się do mówienia, a sami bliźniacy nie mieli
ochoty rozmawiać.
Elias odwrócił się i spojrzał na
oddalający się dom. Tak cieszył się, że kończy liceum, teraz jednak nie
rozumiał, dlaczego – wszystko się rozpadało.
Zacisnął powieki, kiedy poczuł zbierając
się łzy. Oparł głowę o szybę, starając się zasnąć, ale sen nie nadchodził – aż
do Alexandria College był całkowicie przytomny.
***
Jak on śmiał tak mówić? Damon również
chciał odnaleźć matkę. Nie myślał o niej codziennie, ale nie dlatego, że o niej
zapomniał – po prostu… W porównaniu z bratem, Damon już od dawna nie wierzył,
że kiedykolwiek ją znajdą.
Chłopak chciał żyć. Znaczyć coś w świecie.
Miał wrażenie, jakby lustra w Bowers House
krępowały mu dłonie.
Kiedy dojechali na miejsce, Rod
zaproponował, żeby coś zjedli – już od jakiegoś czasu słyszeli donośne burczenie
w brzuchu wujka, Damon zgodził się więc od razu, wskazując mu knajpę, do której
od czasu do czasu chodził z Paulem. Elias wykręcił się i poszedł do swojego
pokoju – starszy bliźniak nie miał zamiaru go zatrzymywać, właściwie ledwo
zaszczycił go spojrzeniem.
Musieli od siebie odpocząć.
- Daj mu czas – Rod położył dłoń na ramieniu Damona, niemal przygniatając go do ziemi.
Damon nie wiedział co odpowiedzieć, nie
powiedział więc nic.
Zaprowadził go do knajpy, jednocześnie
pisząc do Paula, że jest już na miejscu. Usiedli przy stoliku pod ścianą – mimo
późnej pory na sali było niewielu ludzi, z głośników cicho sączyła się muzyka.
Roderick chwycił listę dań i po cichu
zaczął ją czytać, lekko poruszając ustami.
Damon wciąż nie mógł przestać myśleć o
Eliasie. Wiedział, dlaczego jego brat się złościł. Rozumiał go. Nie mógł jednak
nic poradzić na to, że gdy tylko ktoś poruszał sprawę ojca, jego zalewała złość
– gdyby to od niego zależało, jego rodzic wyparowałby w niepamięci, zniknąłby
na zawsze w czeluści zapomnienia. Nie potrafił jednak tego zrobić. Nie mógł
nawet sprawić, aby Elias w końcu przestał zawracać sobie nim głowę.
Był w końcu ich ojcem.
Spojrzał na telefon, aby sprawdzić, czy
Paul napisał coś jeszcze – wcześniej obiecał wpaść i się przywitać, jako że
miał wolną chwilę. Póki co nie dostał żadnej innej wiadomości.
Nagle rozległ się dzwonek powieszony nad
drzwiami wejściowymi, ogłaszający wejście nowego gościa. Damon spojrzał przez
ramię, spodziewając się zobaczyć swojego chłopaka.
To nie był jednak Paul.
Po raz ostatni widział ojca kiedy miał
dziesięć lat i od tamtej pory mężczyzna nie zmienił się ani trochę. Niepokojąco
przypominał Eliasa, miał bladą skórę i jasne, niemal białe włosy, które
zaczesał do tyłu, choć w porównaniu z młodszym synem jego rysy były bardziej ostre,
z wyraźnie zarysowaną szczęką i głęboko osadzonymi oczami – Elias wciąż
wyglądał jak chłopiec, podczas gdy ich ojciec przypominał raczej wieloletniego
wojownika, który widział zbyt wiele wojen. Był wysoki i barczysty, a błękitna
koszula i narzucony na nią cienki płaszcz tylko uwydatniały mięśnie na ramionach.
Damon od razu poczuł serce podchodzące mu do gardła.
- Samael – powiedział Rod, wstając. Miał
prawie dwa metry wzrostu i znacznie przewyższał przybysza, ale mimo to mężczyzna
zdawał się nad nim górować. Damon miał wrażenie, jakby ojciec wypełnił sobą
całą przestrzeń knajpy; od razu było widać, że on tu nie pasuje, że nie jest
człowiekiem.
Czy inni też to dostrzegali?
- Witaj Rod – przywitał się Samael, patrząc
na mężczyznę z oschłą uprzejmością. – Przyszedłem porozmawiać z synem.
Zbliżył się do nich, Damon w tym czasie również
wstał, czując na sobie spojrzenia nielicznych gości knajpy.
- Damon nie ma ci nic do powiedzenia –
warknął Roderick.
Młodzieniec spojrzał na niego zaskoczony.
Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby jego wuj mówił takim tonem, wcześniej właściwie
wątpił, aby ten był do tego zdolny.
Przybysz zignorował go i spojrzał na
Damona.
- Chłopcze?
Damon poczuł dreszcze. Chciał krzyknąć na
ojca, że nie tak ma na imię, że istotnie nie ma mu nic do powiedzenia, chciał
go przegonić i zabronić kolejnych prób kontaktu.
Nie zrobił jednak żadnej z tych rzeczy.
Spojrzał na mężczyznę i zdał sobie z czegoś sprawę – jego rodzic wcale nie posiadał czarnych, smolistych oczu, co jeszcze bardziej
upodobniłoby go do Eliasa.
Nie. Ojciec miał oczy szare i chłodne,
patrzące na niego z mroźną kalkulacją – niczym w przypadku Eliasa,
starszy bliźniak miał wrażenie, jakby mężczyzna potrafił przejrzeć wszystkie
jego myśli, brakowało mu jednak czegoś, co posiadał młodszy z braci – Damon nie
miał pewności, co to mogłoby być.
- Gdzie jest mama? – zapytał, czując, że
milczenie zbyt mocno się przeciąga.
- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.
- Wcale cię ona nie interesuje – warknął
Rod, stając między Damonem, a jego ojcem. – Zawsze miałeś ją w nosie, nawet gdy
urodziła chłopców.
- Zejdź mi z drogi.
Wtedy pięść Rodericka wystartowała, Samael
zdążył się jednak uchylić. Ktoś krzyknął, Damon cofnął się o kilka kroków i
boleśnie uderzył biodrem o kant stołu. Mógł tylko patrzeć – nawet gdyby
potrafił się poruszyć, i tak pewnie nie zdołałby powstrzymać Roda, który wpadł
w prawdziwy szał; bił na oślep i przewracał krzesła, jak burza napierał na
Samaela, nie przestając uderzać go pięściami. Mężczyzna zasłaniał się, powoli
cofając wzdłuż pomieszczenia, po chwili jednak przestał być bierny i również
zaatakował – doszło do szamotaniny, właściciel lokalu zaczął grozić policją, a
Damon wciąż nie potrafił się poruszyć. Pot spłynął mu po plecach, a gardło
ścisnęła panika, przez co nie mógł wykrztusić słowa.
Samael wykręcił rękę Roda i uderzył go w
ramię, wyłamując ją ze stawu, wuj krzyknął, lecz nie poprzestał ataków. W
porównaniu z nim, twarz ojca przypominała marmur, niewzruszoną i
spokojną, jakby kompletnie nie przejmował się szarżującym na niego olbrzymem.
Damona uderzyła myśl, która w końcu
pozwoliła mu się poruszyć – jego ojciec w przeszłości już zabijał. Brał udział
w niezliczonych wojnach, nie miał skrupułów pozbawić kogoś życia, dlaczego
miałby więc opierać się przed uśmierceniem Rodericka? Chłopak nie chciał
śmierci wuja – nie chciał, aby umierał ktokolwiek.
Zacisnął dłoń w pięść i ruszył przez
pomieszczenie, nie zdążył jednak nic zrobić.
Samael wykonał chwyt i rzucił Rodem jak
szmacianą lalką. Mężczyzna z impetem runął do tyłu, Damon usłyszał donośny,
obrzydliwy trzask i zobaczył krew. Z początku przeraził się, że to pękła
czaszka Rodericka, zobaczył czerwień na jego włosach, rogu stoliku, o który
uderzył, nawet na podłodze. Z gardła chłopaka wydobył się skrzek,
niebezpiecznie przypominający szloch. Podbiegł do wujka i ukląkł przy nim,
nagle zdając sobie sprawę, że trzasnął pękający stolik, a nie głowa krewnego.
Mimo ulgi – a może właśnie z jej powodu – nie potrafił już zapanować nad
płaczem.
- Damon – Samael wyciągnął ku niemu dłoń,
ale rozmyślił się i cofnął ją.
Do Rodericka podbiegło kilka osób,
właściciel przyniósł skrawek materiału, który od razu przycisnął do jego
potylicy. Damon potrząsnął nim, ale wuj pozostawał nieprzytomny. Młodzieniec
słyszał, że z ran na głowie leci nieprawdopodobnie dużo krwi, nie był jednak
pewien, czy aż tyle – była wszędzie.
- Damon – powtórzył Samael.
- Wynoś się! – wrzasnął chłopak, nawet nie
patrząc w stronę ojca. Wyciągnął z kieszeni telefon i drżącymi rękami wykręcił numer
alarmowy.
Podając adres knajpy, nie potrafił
zapanować nad głosem, słowa przerywał donośny szloch. Kiedy się rozłączył,
szybko wykręcił numer Eliasa, ale odezwała się tylko poczta głosowa.
Chłopak obrócił się, żeby spojrzeć na ojca,
ale ten zniknął. Otaczali go tylko obcy ludzie zasłaniający usta dłonią,
bezradni jak Damon. Młodzieniec raz jeszcze wykręcił numer brata, ale po raz
kolejny włączyła się poczta głosowa.
Miał ochotę krzyczeć.
W końcu przyjechało pogotowie i zabrało Rodericka do szpitala – Damon zabrał się wraz z nimi, ściśnięty w rogu karetki. Młodzieniec czuł jak gorące łzy spływają mu po policzkach. Rod się nie budził, a o
Eliasie słuch zaginął; po jakimś czasie jego poczta głosowa zapełniła się
wiadomościami od brata, proszącego go, aby oddzwonił.
Gdzie jesteś do cholery?
***
Roderick trafił na ostry dyżur, Damon
został na korytarzu. Starszy bliźniak od razu zadzwonił do Bowers House i
szlochając opowiedział Lenie co się wydarzyło. Kobieta obiecała, że już jadą –
chłopak słyszał na drugim końcu linii trzaski i ryk silnika, wiedział więc, że
nie kłamie.
Potem zadzwonił do Paula, żeby wyjaśnić
mu, dlaczego nie zjawił się na miejsce spotkania – on również obiecał, że zaraz
będzie. Damon chciał zaprotestować, ale nie zdążył, Paul zbyt szybko się
rozłączył. Zamiast tego skulił się na niewielkim, niewygodnym krześle, starając
się pohamować płacz i raz za razem próbując skontaktować się z bratem.
Paul nadszedł niedługo potem, czerwony i
zdyszany – otoczył go ramieniem, nie odzywając się ani słowem. Damon mimo
wszystko ucieszył się z jego obecności, nie mógł się jednak pozbyć się myśli, że to
Elias powinien tu być, nie Paul.
Po pewnym czasie, który zdawał się być
wiecznością, podeszła do nich pielęgniarka.
- Damon Bowers? – zapytała kobieta,
chłopak kiwnął tylko głową; gardło tak mu spuchło od płaczu, że nie mógłby
wypowiedzieć słowa. – Pański wuj jest na sali operacyjnej. Doszło do krwiaka wewnątrz-czaszkowego,
lekarze właśnie go usuwają. To może nieco potrwać.
- Czy coś mu grozi? – dopytywał się Damon.
– Kiedy tu przyjechaliśmy, był nieprzytomny. Wiecie, kiedy się obudzi?
- Trudno nam powiedzieć. Doszło do wylewu
krwi do mózgu, nie mamy pewności, jakie będą konsekwencje. Mózg to naprawdę
skomplikowany narząd, będziemy wiedzieli dopiero, kiedy się obudzi.
- Czyli kiedy to nastąpi?
- Naprawdę trudno nam powiedzieć. Może pozostać nieprzytomny kilka godzin,
dni, lub nawet tygodni.
Z gardła Damona wydobył się cichy jęk.
- A macie jakieś dobre wiadomości? – zapytał.
- To wszystko – pielęgniarka wzruszyła przepraszająco ramionami i odeszła. Chłopcy nie mieli nic innego jak usiąść pod ścianą i
czekać.
Paul wyszedł po kawę dla nich obu. Damon
wyciągnął telefon z kieszeni, aby sprawdzić, czy Elias oddzwonił. Oczywiście
tego nie zrobił. Młodszy bliźniak od zawsze miał trudny stosunek do
elektroniki, preferował chociażby aparat na klisze niż lustrzanki; kiedy jednak
trzeba, zawsze odbierał telefon.
Damon przymknął oczy. Gdzie jesteś?
Drgnął, kiedy poczuł dłoń na ramieniu. To
Paul właśnie podawał mu kubek z kawą, siadając obok.
- Powiesz mi w końcu, co się tam
wydarzyło?
Damon westchnął.
- Pamiętasz jak ci mówiłem, że mój ojciec
jest skurwysynem?
- Pamiętam.
- Postanowił odnowić nasze stosunki.
Paul wpatrywał się w niego, chyba niewiele
rozumiejąc. Damon potarł policzki, próbując odegnać zmęczenie.
- Rod i moja mama są bliźniakami –
powiedział, jakby to wszystko miało wyjaśnić, poczuł jednak, że to nie
wystarcza, odetchnął więc głęboko i zaczął od nowa. – Moich rodziców nigdy nie
łączyło nic więcej, jak romans. Mama zawsze była dość… nierozważna, rzadko
myślała o konsekwencjach, no a ojciec… wątpię, aby przywiązywał się do
czegokolwiek. W każdym razie na świecie pojawiłem się ja i Elias, a ich romans
się skończył. Ojciec się zmył, a mama przyjechała do Bowers House. Przez
pierwszy rok go szukała, ale kiedy stało się jasne, że nie chce mieć z nami nic
wspólnego, wróciła i nas zabrała. Choć mamie było ciężko, ojciec nigdy nie
sprawiał wrażenia, jakby chciał przejąć część rodzicielskich obowiązków. Co
prawda kilka razy się z nami spotkał, ale…
Damon odetchnął.
- Aż pewnego dnia, kiedy ja i Elias
mieliśmy po dziesięć lat, ojciec się zjawił i powiedział jej, że teraz on
będzie się nami zajmował. Nie mam pojęcia dlaczego mu się odwidziało, z tego co
wiem, nie chciało mu się nawet tego tłumaczyć. Od tak kazał mamie nas spakować.
Ona oczywiście się nie zgodziła, wygoniła go rzucając w niego wazą – Damon
zaśmiał się, ale bez wesołości. – Więcej go nie widzieliśmy.
- A twój wuj…
- Bowersowie dbają o siebie. Jeśli trzeba,
skaczemy za sobą w ogień, a jak już mówiłem, on i mama są bliźniakami. Odkąd
zaginęła… to tak jakby zniknęła część ciebie, rozumiesz? Chcemy ją odnaleźć,
nie wiemy jednak gdzie szukać. Kiedy pojawił się ojciec, myślę, że coś w Rodzie
pękło.
- Przykro mi.
Damon pokiwał tylko głową. Raz jeszcze
spojrzał na ekran telefonu.
- Elias się odezwał?
- Nie – Damon poczuł panikę ściskającą go
za gardło.
Wtedy w wejściu pojawiły się trzy kobiety
– wpadły jak burza, roztaczając wokoło zapach ziół. Damon wstał, żeby je
przywitać, a wtedy Lena wpadła mu w ramiona i mocno przytuliła.
- Co z nim? – Ira również otoczyła go
ramionami, co było dość rzadkim wydarzeniem; kobieta raczej nie okazywała
czułości.
- Operują go. Zrobił mu się krwiak i muszą
go usunąć.
- A gdzie Elias? – Nina okręciła się
wokoło, szukając znajomej twarzy.
- Nie wiem – zabrzmiało to bardzo
skrzekliwie. Damon odchrząknął. – A gdzie ciotka Sophie?
- Nie wiemy – Lena podciągnęła nosem. –
Nie było jej w domu, uznałyśmy więc, że zaszyła się gdzieś, żeby powieszczyć.
Ty jesteś Paul?
- Tak, proszę pani.
- Możesz mi mówić Lena – kobieta
przytuliła go. – Dziękuję, że siedzisz tu z Damonem.
Paul pokiwał głową.
Damon poczuł się nieco lepiej, kiedy
otoczyły go ciotki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jest wykończony
– ledwo stał na nogach, z trudem trzymał też otwarte powieki. Od jaskrawego
światła jarzeniówek dostał migreny. Usiadł z powrotem na miejscu i przymknął
oczy, wsłuchując w głosy krewnych i wdychając zapach środków do czystości. Był
tak zmęczony, że nie miał siły nawet myśleć o Eliasie.
***
Nie zauważył chwili zaśnięcia. Dopiero
kiedy Ira mocno nim potrząsnęła, zdał sobie sprawę, że drzemał w szpitalnianym
krześle, wyciągając nogi przed siebie i opierając brodę o pierś, przez co teraz
niemiłosiernie bolał go kark. Rozejrzał się nieprzytomnie, z trudem próbując
zebrać myśli.
- Elias?
- Czy ja ci na niego wyglądam? – mruknęła
Ira, marszcząc nos. – Wstawaj, właśnie skończyli operować Roda.
Podniósł się i razem z nią przeszedł do
sali pooperacyjnej. Rod leżał w łóżku podpięty do rurek i aparatury, owinięty
bandażami. Mimo niedźwiedziej postury wyglądał nieprawdopodobnie krucho, jakby
zaraz miał się rozlecieć.
- Hej, Damon, jak się czujesz? – zapytał Paul.
Siedział pod ścianą, podczas gdy Lena i Nina zajęły miejsca tuż przy łóżku.
Chłopak nie odpowiedział, zamiast tego podszedł do wuja i
spojrzał na jego bladą twarz.
- Nie mam pojęcia jakie kadzidła mu
zapalić – rzekła Nina, marszcząc lekko brwi.
- Wątpię, żeby pozwolili ci zapalić
cokolwiek – mruknęła Ira.
- To może powieszę przy łóżku wieniec?
Damon potarł oczy.
- Elias się nie odzywał?
Cisza jaka nastała, powiedziała mu
wszystko.
- Dajcie mi kluczyki – powiedział. –
Pojadę i go poszukam.
- Pójdę z tobą – zaoferował się Paul.
Ciotki zaparkowały samochód niedaleko szpitala, więc już jakiś czas
później chłopcy jechali w stronę akademika. Damon dociskał pedał gazu, nie potrafiąc uspokoić myśli, nawet gdy wreszcie dojechał na miejsce. Zostawił samochód za domem studenckim, wyskoczył
z pojazdu i ruszył biegiem na piętro, modląc się, aby Elias był na miejscu.
Pokój wyglądał dokładnie tak, jak go zostawili
przed przerwą świąteczną. Telefon leżał na biurku, a torba w nogach łóżka,
jakby młodszy bliźniak chciał zaraz wrócić; Damon miał jednak przeczucie, że
tak się nie stanie.
Serce tłukło mu się o żebra, zabrakło mu
tchu. Musiał usiąść.
- Damon? – Paul stanął w progu, wyraźnie
nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Stało się – szepnął młodzieniec.
Tak jak w przepowiedni - Roderick zapadł w
sen, Elias zniknął, a Damon się zagubił.
Woah, fuck! Akcja jak cCię mogę!
OdpowiedzUsuńOkay, ojciec bliźniaków jest kurna cudowny... To jest model rodzica, którym z pewnością zostanie moja przyjaciółka: wychowaj, druga osobo, do czasu kiedy toto będzie rozumne, to wtedy się włączę... Ech..
Żal mi Rodericka i Damona,,, Damnit... Nie spodziewałam się, że przepowiednia tak szybko się ziści, ale no cóż... Shit happens?
I cieszę się, że po pierwsze bliźniacy się pokłócili; jakkolwiek by to nie brzmiało. Po prostu ciszy mnie to, że nie są perfekcyjni i że pomimo różnic nie zgadzają się we wszystkim. A po drugie: sytuacja z prawdopodobieństwem urodzenia se bliźniaków. Nie wiem, czy wiesz, ale jeśli wcześniej genetycznie urodzili się bliźniacy to dziewczyna również ma wysokie prawdopodobieństwo urodzenia bliźniaków. Taka tam ciekawostka.
Asdfghjkl, lecę szybko do następnego!!
Sonia
Cieszę się, że się podoba :)
UsuńCo do bliźniąt, wiem o tym, bo sama mam w rodzinie kilka par :) Tyle że z moich obserwacji wynika, że zwykle rodzą się co dwa pokolenia.
I być może zauważyłaś kilka rozdziałów temu taką drobną informację na temat ojca, która mogła zmylić co do tego, kto nim jest ;)