ROZDZIAŁ 30

Mijały tygodnie, a Elias już zaczął liczyć dni, które oddzielały go od powrotu do domu. Zbliżały się święta i chłopak nie mógł się już doczekać, kiedy ponownie zobaczy Bowers House. Na ogół spędzał czas samotnie, ale teraz coraz częściej można było zobaczyć go z uśmiechem na ustach. Egzaminy zdawał jeden po drugim, ledwo przywiązując do nich jakąkolwiek uwagę. Najlepiej poszło mu w językach obcych, w tym przypadku mógł jednak jedynie podziękować odpowiedniemu zestawieniu genów.
Wracał do domu!
Elias nie wspominał Damonowi o jego rozmowie z Paulem, ale między ich dwójką wszystko układało się już chyba dobrze. Nie powiedział również o karcie, którą ostatnio wywróżył – młodszy bliźniak tłumaczył sobie, że on zawsze wyciągał Śmierć, więc nie powinien się tym przejmować. Poza tym Damon był przeczulony na takie rzeczy, chciałby wiedzieć, co dokładnie tym razem zaniepokoiło w niej Eliasa.
A odpowiedź na pewno by mu się nie spodobała.
Młodszy bliźniak zastanawiał się, czy symbolizuje Śmierć tylko ze względu na siebie, czy może miało to związek z jego tatą. W końcu Damon niejednokrotnie powtarzał, że on wdał się w matkę, a Elias w ojca – może było w tym znacznie więcej prawdy, niż obaj przypuszczali.
Chłopak czuł, że powinien bardziej niepokoić się tym faktem, ale nie potrafił – w porównaniu ze swoim bratem, Elias znacznie łagodniej oceniał swoich rodziców. 
Kiedy jednak z każdym dniem święta zbliżały się coraz bardziej, znacznie trudniej przychodziło mu myślenie o czymkolwiek innym.
W końcu nadeszła przerwa świąteczna – bracia wsiedli w autobus i pojechali do Jonesville; po drodze musieli przesiąść się dwa razy, ale młodszy bliźniak nie tracił pogody ducha. Damon zaczął się z niego naśmiewać, bo w takim humorze Elias nie był już od bardzo dawna.
Nina wyjechała po nich na niewielki, obskurny dworzec i niedługo potem znaleźli się z powrotem w domu.
Elias wpadł do środka, witając się ze ścianami, lustrami, brakiem swojego odbicia, znajomymi zapachami i dźwiękami, elektryczną muzyką wydobywającą się z pokoju Iry i wszystkim tym, za czym tak bardzo tęsknił.
- Jesteście! – Roderick powitał ich w korytarzu i mocno uścisnął, Elias nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem.
- Jesteś niezwykle radosny – Nina pogłaskała go po głowie.
- Muszę znosić go takiego już od kilu dni – mruknął Damon, uśmiechając się pod nosem. Ruszył do kuchni i zamaszystym ruchem otworzył drzwi lodówki. Elias sięgnął przez jego ramię i wyciągnął puszkę coli.
- Idę się przywitać z resztą – powiedział i ruszył na górę.
Najpierw zajrzał do Iry. Kobieta ćwiczyła jogę na środku swojej sypialni wypełnionej mieczami i nożami, gdzieś na komodzie leżały nawet metalowe gwiazdki do rzucania. Elias nie miał pojęcia, jak jego ciotka mogła się skupić przy tak ogłuszającej muzyce  chłopak uśmiechnął się tylko, czekając aż Ira go zauważy, nie miał bowiem zamiaru przekrzykiwać donośnych dźwięków wylewających się z głośników.
- Elias – Ira sięgnęła po pilot i przyciszyła nieco muzykę, przynajmniej na tyle, aby nie musiała podnosić głosu. – Wróciliście.
- Nie, jestem tylko fatamorganą.
- Mój Boże, czy to był sarkazm? – Ira uśmiechnęła się krzywo, marszcząc nos i przekrzywiając głowę na bok. – Kim jesteś i co zrobiłeś z Eliasem?
Chłopak zaśmiał się bezgłośnie.
- Przyszedłem się przywitać – powiedział.
Ira uścisnęła go szybko i wróciła do jogi.
- Dobrze że wróciliście – powiedziała. – Zdążyłam zapomnieć, jak nudno było tu bez was.
Elias wyszczerzył zęby, po czym wyszedł z pokoju, aby ruszyć do pracowni malarskiej i przywitać się z Leną – kobieta stała już jednak na korytarzu. Podbiegła i mocno go przytuliła, niemal łamiąc żebra.
- Moi studenci!
- Na razie tylko jeden – Elias poklepał ją po plecach.
- Tu jest drugi! – Krzyknął Damon z drugiego końca korytarza, taszcząc za sobą torbę. Lena popędziła w jego kierunku, wyciągając ramiona, na co chłopak roześmiał się donośnie.
Elias był w domu.
Zaniósł torbę do pokoju i zatrzymał się przed lustrem, wyciągając dłoń, aby zastukać w szklaną taflę. Ostatecznie tego nie zrobił, nie miał pojęcia co mógłby jej powiedzieć; poza tym nie miał nawet pewności, czy w ogóle by się zjawiła. Bardzo za nią tęsknił.
Zamiast tego podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz – śnieg znowu zaczął padać, przysypując wszystko białą pierzyną, szklarnia i jabłoń stały się tylko niewyraźnymi zarysami na tle ogrodu. Uchylił nieco świetlik, wpuszczając do środka trochę mroźnego powietrza i mocno się zaciągnął.
- Elias, i tak jest tu przeraźliwie zimno – mruknął Damon, rzucając plecak na łóżko.
- Wybacz.
Zamknął okno i odwrócił się. W tym momencie zadzwonił telefon, starszy bliźniak wyciągnął go z kieszeni, po czym odebrał – Elias poznał po jego tonacji, że dzwonił Paul. Wyszedł więc z pokoju, dając mu nieco prywatności i sam pobiegł na dół w poszukiwaniu ciotki Sophie. Znając ją, równie dobrze mogła stać na szczycie wzgórza i odprawiać czary, tak jak najpewniej wyobrażał to sobie Paul.
Nie było jej w sypialni ani w bibliotece, znalazł ją dopiero w saloniku, w którym trzymali rzeczy po Bowersach. Siedziała w jednym z żółtych foteli, z kocem rozłożonym na kolanach i z albumem w dłoni.
- Co takiego wyczytałeś w kartach? – Zapytała.
Elias przełknął ślinę. Nie potrafił stwierdzić, w jaki sposób się tego domyśliła. Może miał to wypisane na twarzy? 
- Nie jestem pewien.
- Jesteś, po prostu nie chcesz tego przyznać. Jak niewygodna jest prawda?
Elias usiadł na pufie obok ciotki i wyciągnął karty z kieszeni, szybko je przetasowując, głównie z przyzwyczajenia.
- Kiedy ciągnę kartę, jak zawsze wyciągam Śmierć, ale teraz nie oznacza ona mnie. Powiedz mi ciociu, jestem nią ze względu na tatę, czy na mnie?
- A jesteś Eliasem, czy Bowersem?
Chłopak zasępił się.
- Wyłóż karty – poleciła ciotka Sophie, odkładając album na bok.
Młodzieniec uczynił to, kładąc je na podłokietniku żółtego fotela.
Oczywiście wyciągnął ŚMIERĆ, ale tym razem odwróconą, ale póki co nie skomentował tego, mimo że na jej widok znieruchomiało mu serce. Powoli położył obok niej następną kartę – SZÓSTKA KIELICHÓW, a potem kolejną, tym razem PAZIA MIECZY.
Nie najlepsze karty, nie powiedział jednak tego na głos.
- Zinterpretuj je – rzekła ostro ciotka Sophie, a Elias nabrał powietrza.
- Odwrócona ŚMIERĆ, czyli odejście bliskiej osoby i powikłanie drogi życiowej. Oznacza samotność.
- Tak. Symbolizuje również depresję i rozpacz. Pamiętasz, jak ostrzegałam cię przed tą stroną karty?
- Pamiętam. Co mogę jednak zrobić? To nie jest coś, czemu mógłbym zapobiec.
- Na pewno nie należy to do łatwych rzeczy – przyznała ciotka Sophie, bez choćby odrobiny wyrozumiałości – Co oznaczają kolejne karty?
- SZÓSTKA KIELICHÓW. Tęsknota za przeszłością.
- Tak. Między innymi symbolizuje również śmierć kliniczną, w pewien sposób łączy się więc z poprzedzającą kartą. Widzisz w niej coś znajomego?
Elias przełknął ślinę.
- PAŹ MIECZY – rzekł, nie chcąc odpowiadać na jej pytanie. – Ktoś wrażliwy i bystry, może oznaczać oglądanie się za siebie.
- Nie to znaczenie nas interesuje – przerwała mu ciotka.
Młodzieniec odetchnął.
- Kontakt z nadprzyrodzonymi siłami – powiedział.
- Tak – kobieta wygodniej ułożyła się w fotelu, zadowolona z jego odpowiedzi. – Przyjrzałeś się każdej karcie z osobna, a teraz spójrz na nie, jak na jedną istotę. Co mogą zwiastować?
Elias wpatrywał się w nie przez chwilę, analizując, ale też przeciągając chwilę na odpowiedź. Pojął, że zna ją już od momentu, kiedy wyciągnął kartę po odejściu Paula, która tym razem oznaczała coś zupełnie innego niż zwykle.
Ciotka Sophie czekała cierpliwie, nie popędzając go.
- Tata nadchodzi – powiedział w końcu, czując jak serce obija mu się o żebra.
- Tak, ja też tak myślę.
Elias pociągnął szybko jeszcze jedną kartę, która tylko potwierdziła przepowiednię – KRÓL KIELICHÓW.
Ojciec.
- I co teraz? – zapytał chłopak. – Powinienem powiedzieć Damonowi? Wścieknie się i nie będzie chciał o tym rozmawiać.
- Damon musi się w końcu zachowywać, jak na Bowersa przystało.
Elias nerwowym ruchem przeczesał włosy palcami, stawiając je na sztorc. To działo się zbyt szybko. Cała ta sytuacja była…
Wiedział, że to wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej.
- Powiem mu – zdecydował i głęboko odetchnął. – Ciociu? Czy tata jest zły?
- Na pewno nie jest święty.
- Nie to miałem… wiesz o co mi chodzi. Wiesz dokładnie kim jest tata. I co zrobił. Może Damon ma rację, że go nienawidzi.
- Twój brat nienawidzi go z zupełnie osobistych pobudek, nie wiem więc, czy można uznawać go za wzór czegokolwiek – odpowiedziała ostro ciotka Sophie.
- A ty nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
- To prawda.
Mierzyli się spojrzeniami, w końcu Elias zebrał karty i schował je do kieszeni bojówek.
***
Już na schodach słyszał głos Damona. Zatrzymał się w pół kroku, z dłonią opartą na balustradzie, bojąc się pokonać kilka ostatnich stopni.
- A ja uważam, że ostatni odcinek był całkiem niezły… – powiedział ze śmiechem, wciąż rozmawiając z Paulem przez telefon. – Nie, wcale nie… tak, jasne, Eliasowi też się podobał, więc to co mówisz nie ma kompletnego sensu…  Damon zaśmiał się.
Elias tymczasem zaczął się wycofywać. W końcu odwrócił się i odszedł.

Komentarze

  1. Uuuuuuuuu... No to nieźle XD
    Bardzo podobał mi się powrót bliźniaków do domu, był taki... Ciepły, prawdziwy, rodzinny. Jedynie ciotka Sophie wybiła mnie z rytmu, ale to w końcu Sophie, także...
    Przyznam, że ja na karty bardziej spojrzałam w stosunku do Eliasa, nie jego ojca, ale może ja za dużo ao3 ostatnio czytam, ech...
    No, zapowiada się ciekawie... Interesuje mnie szczególnie reakcja Damona na to, mam nadzieję, ze nie przydarzy się off screen, to byłoby słabe... I też w jaki sposób przyjdzie?ho-ho-ho jestem Mikołajem, mam dla was prezent: depresję? hm...
    Czekam na kolejny!
    Sonia
    P.S. Przepraszam za taki przestój, matura... Ech... :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga