ROZDZIAŁ 28

Kampus wyglądał jak na ulotkach, z sąsiadującymi ze sobą zabudowaniami wykonanymi z czerwonej cegły, przyciętymi trawnikami i eleganckimi tablicami opisującymi alejki i budynki. Stała tu nawet wielka biblioteka, przed którą już kręcili się młodzi ludzie. Kampus był niezwykle zatłoczony, ale Elias nie dojrzał nikogo, kto miałby więcej niż dwadzieścia kilka lat, co nieco go przeraziło.
- Wygląda całkiem nieźle – oceniła Lena, zakładając dłonie na biodra.
Damon wyszczerzył do niej zęby.
- Gdzie mamy zataszczyć te bagaże? – mruknęła Ira, zerkając w stronę placu. – Stoję w niedozwolonym miejscu, pośpieszcie się.
Starszy bliźniak wyciągnął świstek z tylnej kieszeni dżinsów.
- Do budynku D. Mamy pokój na drugim piętrze. 
Lena nieoczekiwanie zaczęła podciągać nosem i przytuliła się do bliźniaków.
- Moi chłopcy w collegu! Co ja bez was pocznę?!
- Stoję w niedozwolonym miejscu – warknęła Ira. – Możesz popłakać w drodze powrotnej!
Kobiety zaczęły się kłócić, podczas gdy Damon i Elias zajęli się wypakowywaniem rzeczy – nie zabrali zbyt wiele, wszystko zmieściło się do dwóch torb i jednego pudła. Niedługo potem znaleźli swój pokój, Damon otworzył go kluczem odebranym w sekretariacie.
Był niewielki, właściwie mieściły się w nim tylko dwa łóżka i biurka. Tapeta miała pastelowy, niebieski kolor, wszystko zdawało się bezosobowe i przytłaczające. Elias wiedział już, że mu się tu nie spodoba.
Damon wydawał się jednak zadowolony.
- Biorę to łóżko – powiedział, rzucając torbę na jedno z nich.
- Na bogów, ale paskudztwo – zaśmiała się Ira, wchodząc za siostrzeńcami. – Jakbyście byli sardynkami.
- Wcale nie jest tak źle – odparła Lena, głównie po to, aby sprzeciwić się siostrze.
Elias usiadł na materacu i zaczął rozglądać się z powątpiewaniem.
Nie chciał, nie chciał, nie chciał tu być.
W końcu Ira i Lena musiały odjechać i bliźniacy zostali sami. Wypakowali się i porozdzielali rzeczy, starając się zaaranżować niewielką przestrzeń, aby choć trochę wydała się przytulna. Eliasowi brakowało tu lustra, choć dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że byłoby mu całkowicie zbędne. Odkrył, jak bardzo tęskni za Kevą.
- Masz swój plan zajęć? – Zapytał Damon.
- Mam.
Elias poklepał się po jednej z kieszeni bojówek. Wydrukowali sobie plany jeszcze przed wyjazdem, choć młodszy bliźniak nie rozumiał tego pośpiechu. Zajęcia zaczynali dopiero następnego dnia rano, chłopak czuł więc, jak klatka zaciska się wokół niego coraz ciaśniej.
A tak się cieszył, kiedy kończył liceum!
Starszy bliźniak spojrzał na parking za oknem. Nawet jeśli był świadomy rozterek brata, nie zwracał na nie uwagi.
- Idziemy coś zjeść? – Zagadnął. – Może poznamy naszych sąsiadów?
- Już się nie możesz doczekać oczarowania ich wszystkich? – Elias wyszczerzył zęby, na chwilę się rozpogadzając.
Damon zaśmiał się, wychodząc na zewnątrz; Elias, chcąc nie chcąc, podążył za nim. Wyszli na korytarz, a potem ruszyli w poszukiwaniu stołówki.
Kręciło się tu mnóstwo ludzi, Elias nie potrafił się jeszcze z tym oswoić, bo w ciągu ostatnich kilku lat przywykł do spokoju jaki zapewniał mu dom na odludziu. Wszystkie budynki miały w sobie pewną urzędowość, alejki poprowadzono jak od linijki, przy trawnikach stały tablice informujące, aby szanować zieleń. Mimo nadchodzącej jesieni wciąż było niezwykle gorąco, obaj mieli więc na sobie koszulki z krótkim rękawkiem – kiedy jednak Elias wyglądał, jakby wyrwał się z lasu, w bojówkach i ciemnozielonej koszulce, na której widniała plama z trawy (młodzieniec uznał, że jej nie widać), tak Damon jak zwykle przypominał modela z magazynu. Czarne, falujące włosy lekko opadały mu na czoło, biała koszulka z nadrukiem przypominającym krawat ciasno opinała jego ciało, uwydatniając lata ćwiczeń, szare dżinsy luźno opadały z bioder. Tylko trampki (podobnie jak u Eliasa), wyglądały, jakby przeszły niejedno.
W końcu znaleźli stołówkę, Elias wziął ogromną porcję obiadową, mimo że z powodu stresu niespecjalnie był głodny. Damon zaśmiał się, widząc jego tacę.
- Wyglądasz, jakby w ogóle nie karmiono nas w domu. Zawstydzasz mnie – powiedział, zajmując miejsce na końcu stołu. 
- Żartujesz? To ty ubrałeś się jak… - Elias zakręcił plastikowym widelcem w kierunku brata.
Damon zmarszczył brwi i spojrzał na swoją koszulkę, na której widniał rysunek krawata – możliwe, że uznał ją za zabawną.
- Co chcesz od mojego stroju?
- Powinieneś napisać sobie na plecach, że jesteś gejem, inaczej przygotuj się na klepanie po tyłku.
- Skąd wiesz, że nie będą mnie klepać również mężczyźni? – Damon roześmiał się dźwięcznie, ukazując w szerokim uśmiechu niemal wszystkie zęby.
Elias wywrócił oczami i zabrał się do jedzenia.
Przynajmniej wrócił mu apetyt.
***
Damon był podekscytowany, nie próbował nawet tego ukryć. Niemal wszystko mu się tu podobało, od spisu zajęć, aż po śmietniki stojące przy alejkach. Już widział otwierające się przed nim perspektywy! Nie potrafił przestać się uśmiechać. Nie miał nawet czasu tęsknić za Bowers House, bo ze wszystkich stron atakowały go nowości, którym chciał się jak najbliżej przyjrzeć.
Poznał mnóstwo nowych osób – nigdy nie miał z tym problemów – zjednał sobie wykładowców, znalazł nawet chwilę, aby zadzwonić do domu i pochwalić się, że póki co dzień zapowiada się wspaniale.
- A co z Eliasem? – Zmartwiła się Lena.
- Ostatni raz rozmawiałem z nim rano. Wydaje mi się, że wszystko z nim w porządku.
- Och Damonie, wiesz, że on nigdy nie mówi o wszystkim na głos.
- Wiem, ale naprawdę zachowywał się tak, jak zawsze. Ma nawet zamiar zapisać się na kilka dodatkowych języków. Chce się uczyć mandaryńskiego!
W głosie Leny słyszał, że nie jest przekonana – Damon miał ochotę na nią krzyknąć, że traktuje go zbyt pobłażliwie. Czy jednak sam także tego nie robił? Przez ostatnie miesiące poruszali tylko błahe tematy, unikali nawet rozmów związanych z Kevą.
- Porozmawiam z nim – obiecał.
Lena westchnęła, choć wyraźnie starała się tego nie zrobić.
- Przede wszystkim, bawcie się dobrze – rzekła. – Oczywiście, nie za dobrze, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Jasne – Damon zachichotał. – Do usłyszenia.
Schował telefon do kieszeni i rozejrzał się po kampusie – wciąż utrzymywała się ładna pogoda, w powietrzu unosił się zapach kasztanowców. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zadzwonić do brata, ale zrezygnował z tego pomysłu, w końcu miał się z nim spotkać na obiedzie.
Z daleka zobaczył chłopaka, który wyglądał na zagubionego – rozglądał się dookoła z miną, jakby zaraz miał zwymiotować, przez co Damonowi zaraz zrobiło mu się go żal. Od razu ruszył na ratunek, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Może mogę jakoś pomóc?
Chłopak spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Szukam Hali Sportowej.
- Zaprowadzę cię tam. Akurat mam wolną chwilę.
Młodzieniec odetchnął ulgą, a Damon wskazał kierunek i nieśpiesznie ruszył aleją, patrząc kątem oka, czy nieznajomy podążył za nim.
- Tak w ogóle, to jestem Paul – chłopak podał rękę, uśmiechając się.
- Damon. To twój pierwszy rok?
- Tak. A ty na którym jesteś?
- Też na pierwszym.
Paul uniósł brwi. Był wysoki i bardzo szczupły, z miedzianymi włosami zaczesanymi na bok. Miał mocno piegowaty nos, wyraźnie zarysowane kości policzkowe i piękne, błękitne oczy. Damon starał się na niego nie gapić.
- Jestem naprawdę niezły w mapach – wyjaśnił Damon i zaśmiał się. – Zdarzyło mi się przejrzeć ją kilka razy.
- Naprawdę? Ja mam wrażenie, jakbym miał się zgubić nawet w akademiku. Pochodzę z prawdziwej wioski.
- Ja też. No… może nie wioski. Bardzo małego miasteczka. Na jakim jesteś kierunku?
Paul zaczerwienił się.
- Informatyki.
- Tak? Ja na architekturze.
Dotarli na miejsce i Damon z żalem wskazał mu budynek. Miał nadzieję poznać nowego znajomego nieco lepiej. Paul podziękował mu i popędził w kierunku hali, zanim chłopak poprosił go o numer telefonu.
Westchnął i poszedł w przeciwnym kierunku.
***
Bracia spotkali się dopiero pod wieczór, na stołówce.
- Jak ci mija pierwszy dzień? – Damon wyszczerzył do niego zęby, kładąc tackę z jedzeniem na blat stołu.
- Jakoś. A tobie?
- Myślałem, że od razu przejdziemy do rysowania, ale najpierw uczą nas matematyki. Trochę się zawiodłem.
Elias parsknął ironicznie i zabrał się do zatrważającej ilości jedzenia. Damon wciąż się zastanawiał, jakim cudem jego brat wciąż jest taki szczupły – powinien być dwa razy tęższy od niego, szczególnie, że niewiele ćwiczył.
- Miałem dziś pierwszą lekcję katalońskiego – powiedział Elias, między jednym kęsem, a drugim.
- I czego się nauczyłeś?
- Tens les cames llargues.
Damon parsknął.
- Nie mam pojęcia co właśnie do mnie powiedziałeś.
Elias wyszczerzył zęby w uśmiechu i Damon wiedział już, że nic mu nie wyjaśni – jak wtedy, gdy w dzieciństwie wróżył sobie z fusów herbacianych. Starszy bliźniak pytał go, co widzi, a Elias odpowiadał jedynie:  m o ż l i w o ś c i.
Miło było jednak pomyśleć, że Elias czuje się na tyle dobrze, żeby dowcipkować.
***
Zaczęło robić się chłodno, a Damon miał mnóstwo roboty. Dopiero teraz naprawdę zrozumiał kartę, która go reprezentowała – wreszcie poczuł się kompletny, jakby przez lata czegoś mu brakowało, a co właśnie odnalazł. Nie chodziło tylko o jego niezwykłe umiejętności, ale o samo czerpanie wiedzy, poszukiwanie jej i odnajdywanie. W końcu MAG właśnie to symbolizował. Damon znał znaczenie karty, ale jakby dopiero teraz ją  p o j ą ł.  Jak wcześniej mógł żyć bez tej wiedzy?
Szedł przez kampus, czując się jak pan i władca tego miejsca. Wszedł do biblioteki i skierował się do czytelni – budynek był ogromny, sądził jednak, że poznał już większość pomieszczeń i korytarzy.
Przy jednym ze stołów siedział Paul. Miedziane włosy stały mu we wszystkich kierunkach, jakby wciąż je szarpał, kraciasta koszula wisiała na nim niezapięta, ukazując podkoszulek z nazwą jakiegoś zespołu, którego Damon nie znał. 
Usiadł naprzeciw i uśmiechnął się szeroko.
- Hej, Paul.
Chłopak podniósł wzrok i odwzajemnił uśmiech, lekko się rumieniąc.
- Cześć. Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Często można mnie tu spotkać. Hej, wybierasz się może na tę imprezę w akademiku, która jest dziś wieczorem?
- Sam nie wiem.
- Ja tam idę – Damon wyszczerzył się i zadudnił palcami o blat stołu, nawet nie starając się być cicho. – Gdybyś jednak przyszedł, możesz mnie tam poszukać.
Paul czerwieniąc się, spuścił wzrok na książki.
***
Imprezę zorganizowano na korytarzu czwartego piętra, gdzie mieszkało większość chłopaków z wyższych roczników. Przyszły nawet dziewczyny, ktoś załatwił alkohol i muzykę, puszczoną na starym magnetowidzie. 
Damon właśnie nalewał sobie właśnie piwa do plastikowego kubeczka, kiedy nagle dostrzegł w tłumie Paula – pomachał mu i chłopak podszedł do niego, poprawiając mankiety kraciastej koszuli.
- Przyszedłeś! - Zawołał Damon, nie potrafiąc przestać się szczerzyć. 
- Tak, z kilkoma kumplami – przyznał Paul.
Damon podał mu swój kubek z piwem i nalał dla siebie nowy.
- A więc pochodzisz z prawdziwej wioski - rzekł, przybierając beznamiętny ton.
- Tak. Moi rodzice mają farmę.
- Naprawdę? My też posiadamy trochę ziemi, ale głównie rośną na niej drzewa – Damon zaśmiał się.
- Nie chcecie jej sprzedać, albo wydzierżawić?
- Raczej nie – odpowiedział starszy bliźniak, po chwili zastanowienia. – Więc jesteś na informatyce, prawda? Podoba ci się?
- O tak. Już wcześniej zajmowałem się tym w domu, ale teraz… - zrobił gest wznoszącej dłoni, jakby chciał zaznaczyć jak podniósł się poziom jego umiejętności.
Paul upił nieco piwa.
- Jak już wiesz, moi rodzice są farmerami – powiedział. – A twoi? Czym się zajmują?
- Nie mam rodziców. Wychowały mnie ciotki.
Paul zrobił zaskoczoną minę i mocno się zmieszał.
- Och, przepraszam. Nie chciałem…
- Nie przejmuj się – Damon uśmiechnął się lekko. – Mam naprawdę wspaniałą rodzinę, zamieszkanie z nimi to jedna z lepszych rzeczy, jaka mnie spotkała.
- Mogę zapytać, co się stało z twoimi rodzicami?
Damon zawahał się. W Jonesville wszyscy wiedzieli co spotkało jego matkę, nikomu nie musiał tego wyjaśniać. Co do ojca... z powodu milczenia na temat swojego pochodzenia, powstawało mnóstwo plotek – w jednej z nich sama Hope nie wiedziała kto ich spłodził, w innych był to demon lub morderca. Damon miał niezmierną ochotę potwierdzić tą ostatnią.
Tutaj jednak nikt go nie znał i wreszcie mógł się od tego uwolnić. Jednocześnie jednak, nie chciał kłamać. Nagle zdał sobie sprawę, że współistnienie obu tych światów może być naprawdę trudne – w Jonesville o tym nie myślał, bo bardzo mocno na siebie nachodziły, ale teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
- Cóż… - zaczął, zbierając myśli. – Nasz ojciec nie chciał się nami zajmować, właściwie nie wiem gdzie jest, a mama… ona zaginęła.
Paul wpatrywał się w niego przez chwilę i Damon miał nieodpartą chęć wypełnienia czymś ciszy między nimi.
- Ale mam ciotki – powiedział szybko. – No i brata. Przyjechał tu razem ze mną, jest na fotografii.
- Masz brata? - podchwycił Paul, pozwalając na zmianę tematu.  
- Młodszego o jakieś siedem minut.
Paul uśmiechnął się lekko.
- Jesteście do siebie podobni?
Damon zachichotał.
- Ani trochę. Właściwie nigdy byś nie powiedział, że jesteśmy spokrewnieni. On wdał się w ojca, a ja w matkę.
- Też mam rodzeństwo – przyznał Paul.  Dwóch starszych braci i siostrę. Wszyscy jesteśmy rudzi, więc u nas nie ma tego problemu.
Damon wyszczerzył się.
- Jak Weasleyowie?
- Mój Boże, nie przypominaj mi.
Damon roześmiał się donośnie.
- Więcej nie poruszę tego tematu – obiecał.
***
Kiedy wszyscy już się rozchodzili, a muzyka powoli cichła, chłopcy wymienili się numerami i umówili na następny dzień. Damon naprawdę, naprawdę go lubił, ale bał się zrobić krok dalej. Gdy rano powiedział o tym bratu, ten stwierdził tylko – nawet nie podnosząc wzroku znad słownika do katalońskiego – że nie przekona się, jak to się skończy, jeśli nie spróbuje.
- Mógłbyś mi to wywróżyć – powiedział starszy bliźniak.
- Mógłbym.
- To czemu tego nie zrobisz? – Damon zabrzmiał nieco zbyt opryskliwie, ale Elias zdawał się nie zwracać na to uwagi. – Po co właściwie chodzisz na zajęcia z katalońskiego, skoro możesz wszystkiego nauczyć się sam? – Zapytał, starając zabrzmieć już normalnie.
Elias odłożył słownik grzbietem do góry i uważnie na niego spojrzał.
- Ktoś musi mi wyjaśnić gramatykę. To mam ci powróżyć, czy nie?
Damon usiadł po turecku na jego łóżku, zmuszając brata, aby zabrał nogi.
Elias uśmiechnął się i wyjął talię z kieszeni, sprawnie ją tasując.
- Czego chcesz się dowiedzieć?
Damon nie był pewien – karty nie odpowiadały na wszystkie pytania, nie mogły powiedzieć tak, lub nie. Co prawda Elias potrafił wyciągnąć z nich więcej prawdy niż niejedna wróżbitka, wszelka magia mocno z nim współpracowała, Damon nie miał jednak pojęcia, jak sformułować pytanie. 
Młodszy bliźniak bez słowa przyłożył talię do serca, a potem wyłożył trzy karty, kładąc je na materacu.
MAG, odwrócona PIĄTKA PAŁEK, KOŁO FORTUNY.
- Jak rozumiem, Mag to ja – zauważył żartobliwie Damon.
- Tak.
- A co z resztą?
Elias zagryzł wargę.
- KOŁO FORTUNY oznacza siłę i męstwo, dążenie do celu. Bardzo do ciebie pasuje. Symbolizuje też zwycięstwo i wyzwolenie, co może odnosić się do Paula. Jeśli jest gejem, może nie przyjmować tego do świadomości, albo też nie ma o tym pojęcia jego rodzina.
- To dobre znaczenie, dlaczego więc masz taką minę?
- Bo poprzedza ją PIĄTKA PAŁEK. Odwrócona. Symbolizuje kłótnie i narastające sprzeczności. Kłamstwa, które uniemożliwiają dalsze funkcjonowanie. Masz mu zamiar powiedzieć?
Damon zawahał się.
- Ja…
Elias wbił w niego spojrzenie, starszy bliźniak miał ochotę przed nim uciec, nie ruszał się jednak z miejsca.
- Wiesz, czym się zajmuje nasza rodzina – powiedział Elias. – Wiesz, kim są nasi rodzice, szczególnie tata. Masz mu zamiar mu o tym powiedzieć?
- Nie wiem! – Warknął Damon i odetchnął głęboko, starając się uspokoić. – Słuchaj, dopiero go poznałem – dodał dużo spokojniejszym tonem. – Nie mogę do niego podejść i powiedzieć: hej, tak w ogóle, to nasz ojciec jest aniołem, który runął na ziemię, bo wywołał wojnę w niebie, a my, jako jego synowie, jesteśmy tylko w połowie ludźmi.
- Nie mówię, że masz to zrobić już teraz, zaraz. Ale gdyby okazał się tym jedynym, nie powinieneś tego ukrywać.
- A jeśli nie zrozumie?
Elias wzruszył ramionami i z powrotem sięgnął po słownik.
- To będzie znaczyło, że się myliłeś i jednak nie jest tym jedynym.
- Łatwo ci mówić – parsknął Damon, przerzucając stopy na podłogę. Elias zaśmiał się bezgłośnie.
- Frajer – mruknął.
Damon chwycił poduszkę, aby w niego rzucić, a Elias wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Jesteś spóźniony – zauważył.
Starszy bliźniak spojrzał na zegarek i zaklął, zrywając się z łóżka i w pośpiechu ubierając buty.
- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? – Chwycił kurtkę i wybiegł na zewnątrz. W pośpiechu zbiegł po schodach, przeskakując nawet po dwa stopnie i ruszył na miejsce spotkania.
Paul już na niego czekał, siedział na oparciu ławki, wyciągając przed siebie długie nogi. Jak zwykle miał na sobie kraciastą koszulę, spod której wystawała koszulka z nazwą jakiegoś zespołu.
- Jestem, już jestem – Damon podbiegł do niego i zaczerpnął powietrza, czując jak serce obija mu się o żebra.
- Nareszcie. Właśnie pisałem do ciebie sms-a.
Damon zacisnął dłonie w pięści, patrząc jak Paul wstaje, rozprostowując kości. Po głowie wciąż chodziły mu słowa Eliasa.
Musiał to zrobić, bez względu na konsekwencje.
Zrobił więc tak, jak podczas pocałunku z Aaronem – po prostu nachylił się i to zrobił. Kiedy jednak Aaron odskoczył, Paul przysunął się i odwzajemnił go, kładąc dłonie po obu stronach jego twarzy,
Po chwili odsunął się.
- Ja…
Damon uśmiechnął się.
- To co, idziemy?
Paul kiwnął głową, podczas gdy na jego twarzy błąkał się cień uśmiechu. Policzki lekko mu spąsowiały i Damon całą siłą woli powstrzymywał się, żeby nie pocałować go znowu.
Miał ochotę tańczyć.
***
Elias patrzył jak drzwi zatrzaskują się za jego bratem i znowu został sam. Wrócił do słownika, ale nie mógł skoncentrować się na słowach, więc po chwili go odłożył.
Znowu zaczął myśleć o tacie.
Nie mógł odnaleźć się na Alexandria College, dlatego tak poświęcał się nauce, czytał słowniki, podręczniki i lektury zadane przez wykładowców. To jednak nie wypełniło pustki, jaką odczuwał. Chciał wrócić do jedynego miejsca, w którym umiał być sobą – do Bowers House. Jednocześnie potrzebował celu, jednak jedyne, na czym potrafił się skupić, były Hope i Keva. Za obiema tęsknił, choć w odmienny sposób – jedno pozostawało jednak wspólne. Czuł się odpowiedzialny i jednocześnie miał wrażenie, że zawiódł.
Dlatego myślał o tacie – miało to związek z Hope i jej zaginięciem, ale również ze świadomością, że chłopak tu nie pasuje. To Elias z ich dwójki najbardziej przypominał ojca, może właśnie dlatego Damon często nie potrafił go zrozumieć. Starszy bliźniak od zawsze mocno stąpał po ziemi, w jego żyłach równie dobrze mogłaby nie płynąć anielska krew. Elias tymczasem… niekiedy zapominał, że jest również człowiekiem. Nie potrafił odnaleźć się w tym świecie. Bardzo chciał porozmawiać o tym z tatą, może on czuł się dokładnie tak samo. Chłopak pragnął zapytać go, jak przystosował się do tego miejsca, kiedy spadł z niebios.
Poza tym, za nim również tęsknił.
Bał się poruszyć ten temat z Damonem, bo on zawsze się gniewał, gdy choćby o nim wspominał.
Bardzo chciał wrócić do Bowers House.

Komentarze

  1. Echhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh... Elias, kurde... Ja rozumiem, być nieśmiałym, mieć jeden cel w życiu, czy tam ambicję, ale naprawdę... Jak pragnę zdrowia, rozumiem bycie introwertykiem, sama nim jestem, ale zachowanie Eliasa z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie martwi. Cieszy mnie, ze chłopcy się dogadują, ale coraz bardziej czuje, ze któreś z nich w końcu nie wytrzyma i wybuchnie. Bo ileż można?
    Z drugiej strony jednak podoba mi się ten Paul. Wydaję się taki... Hm... niewinny to chyba dobre określenie. Chociaż Elias naprawdę się pośpieszył z pytaniem Damona czy m,u powie. Jakby halo, znają się ile, trzy dni? Może nie lećmy w przyszłość aż tak...
    No cóż, biegnę dalej.
    Sonia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga