ROZDZIAŁ 28
Kampus wyglądał jak na ulotkach, z sąsiadującymi ze sobą zabudowaniami wykonanymi z czerwonej cegły, przyciętymi trawnikami i
eleganckimi tablicami opisującymi alejki i budynki. Stała tu nawet wielka
biblioteka, przed którą już kręcili się młodzi ludzie. Kampus był niezwykle
zatłoczony, ale Elias nie dojrzał nikogo, kto miałby więcej niż dwadzieścia
kilka lat, co nieco go przeraziło.
- Wygląda całkiem nieźle – oceniła Lena,
zakładając dłonie na biodra.
Damon wyszczerzył do niej zęby.
- Gdzie mamy zataszczyć te bagaże? –
mruknęła Ira, zerkając w stronę placu. – Stoję w niedozwolonym miejscu,
pośpieszcie się.
Starszy bliźniak wyciągnął świstek z
tylnej kieszeni dżinsów.
- Do budynku D. Mamy pokój na drugim
piętrze.
Lena nieoczekiwanie zaczęła podciągać
nosem i przytuliła się do bliźniaków.
- Moi chłopcy w collegu! Co ja bez was
pocznę?!
- Stoję w niedozwolonym miejscu – warknęła
Ira. – Możesz popłakać w drodze powrotnej!
Kobiety zaczęły się kłócić, podczas gdy
Damon i Elias zajęli się wypakowywaniem rzeczy – nie zabrali zbyt wiele,
wszystko zmieściło się do dwóch torb i jednego pudła. Niedługo potem znaleźli
swój pokój, Damon otworzył go kluczem odebranym w sekretariacie.
Był niewielki, właściwie mieściły się w
nim tylko dwa łóżka i biurka. Tapeta miała pastelowy, niebieski kolor, wszystko
zdawało się bezosobowe i przytłaczające. Elias wiedział już, że mu się tu nie
spodoba.
Damon wydawał się jednak zadowolony.
- Biorę to łóżko – powiedział, rzucając
torbę na jedno z nich.
- Na bogów, ale paskudztwo – zaśmiała się
Ira, wchodząc za siostrzeńcami. – Jakbyście byli sardynkami.
- Wcale nie jest tak źle – odparła Lena,
głównie po to, aby sprzeciwić się siostrze.
Elias usiadł na materacu i zaczął
rozglądać się z powątpiewaniem.
Nie chciał, nie chciał, nie chciał tu być.
W końcu Ira i Lena musiały odjechać i
bliźniacy zostali sami. Wypakowali się i porozdzielali rzeczy, starając się
zaaranżować niewielką przestrzeń, aby choć trochę wydała się przytulna. Eliasowi
brakowało tu lustra, choć dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że byłoby mu
całkowicie zbędne. Odkrył, jak bardzo tęskni za Kevą.
- Masz swój plan zajęć? – Zapytał Damon.
- Mam.
Elias poklepał się po jednej z kieszeni
bojówek. Wydrukowali sobie plany jeszcze przed wyjazdem, choć młodszy bliźniak
nie rozumiał tego pośpiechu. Zajęcia zaczynali dopiero następnego dnia rano, chłopak
czuł więc, jak klatka zaciska się wokół niego coraz ciaśniej.
A tak się cieszył, kiedy kończył liceum!
Starszy bliźniak spojrzał na parking za
oknem. Nawet jeśli był świadomy rozterek brata, nie zwracał na nie uwagi.
- Idziemy coś zjeść? – Zagadnął. – Może
poznamy naszych sąsiadów?
- Już się nie możesz doczekać oczarowania
ich wszystkich? – Elias wyszczerzył zęby, na chwilę się rozpogadzając.
Damon zaśmiał się, wychodząc na zewnątrz;
Elias, chcąc nie chcąc, podążył za nim. Wyszli na korytarz, a potem ruszyli w
poszukiwaniu stołówki.
Kręciło się tu mnóstwo ludzi, Elias nie potrafił się jeszcze z tym oswoić, bo w ciągu ostatnich kilku lat przywykł do
spokoju jaki zapewniał mu dom na odludziu. Wszystkie budynki miały w sobie
pewną urzędowość, alejki poprowadzono jak od linijki, przy trawnikach stały
tablice informujące, aby szanować zieleń. Mimo nadchodzącej jesieni wciąż było
niezwykle gorąco, obaj mieli więc na sobie koszulki z krótkim rękawkiem – kiedy
jednak Elias wyglądał, jakby wyrwał się z lasu, w bojówkach i ciemnozielonej koszulce, na której widniała plama z trawy (młodzieniec uznał, że jej nie
widać), tak Damon jak zwykle przypominał modela z magazynu. Czarne, falujące
włosy lekko opadały mu na czoło, biała koszulka z nadrukiem przypominającym
krawat ciasno opinała jego ciało, uwydatniając lata ćwiczeń, szare dżinsy luźno
opadały z bioder. Tylko trampki (podobnie jak u Eliasa), wyglądały, jakby
przeszły niejedno.
W końcu znaleźli stołówkę, Elias wziął
ogromną porcję obiadową, mimo że z powodu stresu niespecjalnie był głodny.
Damon zaśmiał się, widząc jego tacę.
- Wyglądasz, jakby w ogóle nie karmiono nas w domu. Zawstydzasz mnie – powiedział, zajmując
miejsce na końcu stołu.
- Żartujesz? To ty ubrałeś się jak… - Elias zakręcił plastikowym widelcem w kierunku brata.
Damon zmarszczył brwi i spojrzał na swoją
koszulkę, na której widniał rysunek krawata – możliwe, że uznał ją za zabawną.
- Co chcesz od mojego stroju?
- Powinieneś napisać sobie na plecach, że
jesteś gejem, inaczej przygotuj się na klepanie po tyłku.
- Skąd wiesz, że nie będą mnie klepać
również mężczyźni? – Damon roześmiał się dźwięcznie, ukazując w szerokim
uśmiechu niemal wszystkie zęby.
Elias wywrócił oczami i zabrał się do
jedzenia.
Przynajmniej wrócił mu apetyt.
***
Damon był podekscytowany, nie próbował
nawet tego ukryć. Niemal wszystko mu się tu podobało, od spisu zajęć, aż po
śmietniki stojące przy alejkach. Już widział otwierające się przed nim
perspektywy! Nie potrafił przestać się uśmiechać. Nie miał nawet czasu tęsknić
za Bowers House, bo ze wszystkich stron atakowały go nowości, którym chciał się
jak najbliżej przyjrzeć.
Poznał mnóstwo nowych osób – nigdy nie
miał z tym problemów – zjednał sobie wykładowców, znalazł nawet chwilę, aby
zadzwonić do domu i pochwalić się, że póki co dzień zapowiada się wspaniale.
- A co z Eliasem? – Zmartwiła się Lena.
- Ostatni raz rozmawiałem z nim rano.
Wydaje mi się, że wszystko z nim w porządku.
- Och Damonie, wiesz, że on nigdy nie mówi
o wszystkim na głos.
- Wiem, ale naprawdę zachowywał się tak, jak zawsze. Ma nawet zamiar zapisać się na kilka dodatkowych języków. Chce się
uczyć mandaryńskiego!
W głosie Leny słyszał, że nie jest
przekonana – Damon miał ochotę na nią krzyknąć, że traktuje go zbyt
pobłażliwie. Czy jednak sam także tego nie robił? Przez ostatnie miesiące poruszali
tylko błahe tematy, unikali nawet rozmów związanych z Kevą.
- Porozmawiam z nim – obiecał.
Lena westchnęła, choć wyraźnie starała się
tego nie zrobić.
- Przede wszystkim, bawcie się dobrze –
rzekła. – Oczywiście, nie za dobrze, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Jasne – Damon zachichotał. – Do
usłyszenia.
Schował telefon do kieszeni i rozejrzał
się po kampusie – wciąż utrzymywała się ładna pogoda, w powietrzu unosił się
zapach kasztanowców. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zadzwonić do brata,
ale zrezygnował z tego pomysłu, w końcu miał się z nim spotkać na obiedzie.
Z daleka zobaczył chłopaka, który wyglądał na zagubionego – rozglądał się dookoła z miną, jakby zaraz miał zwymiotować, przez
co Damonowi zaraz zrobiło mu się go żal. Od razu ruszył na ratunek, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Może mogę jakoś pomóc?
Chłopak spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Szukam Hali Sportowej.
- Zaprowadzę cię tam. Akurat mam wolną
chwilę.
Młodzieniec odetchnął ulgą, a Damon
wskazał kierunek i nieśpiesznie ruszył aleją, patrząc kątem oka, czy nieznajomy podążył za nim.
- Tak w ogóle, to jestem Paul – chłopak podał rękę,
uśmiechając się.
- Damon. To twój pierwszy rok?
- Tak. A ty na którym jesteś?
- Też na pierwszym.
Paul uniósł brwi. Był wysoki i bardzo
szczupły, z miedzianymi włosami zaczesanymi na bok. Miał mocno piegowaty nos, wyraźnie
zarysowane kości policzkowe i piękne, błękitne oczy. Damon starał się na niego
nie gapić.
- Jestem naprawdę niezły w mapach –
wyjaśnił Damon i zaśmiał się. – Zdarzyło mi się przejrzeć ją kilka razy.
- Naprawdę? Ja mam wrażenie, jakbym miał
się zgubić nawet w akademiku. Pochodzę z prawdziwej wioski.
- Ja też. No… może nie wioski. Bardzo
małego miasteczka. Na jakim jesteś kierunku?
Paul zaczerwienił się.
- Informatyki.
- Tak? Ja na architekturze.
Dotarli na miejsce i Damon z żalem wskazał
mu budynek. Miał nadzieję poznać nowego znajomego nieco lepiej. Paul
podziękował mu i popędził w kierunku hali, zanim chłopak poprosił go o numer
telefonu.
Westchnął i poszedł w przeciwnym kierunku.
***
Bracia spotkali się dopiero pod wieczór, na
stołówce.
- Jak ci mija pierwszy dzień? – Damon
wyszczerzył do niego zęby, kładąc tackę z jedzeniem na blat stołu.
- Jakoś. A tobie?
- Myślałem, że od razu przejdziemy do
rysowania, ale najpierw uczą nas matematyki. Trochę się zawiodłem.
Elias parsknął ironicznie i zabrał się do
zatrważającej ilości jedzenia. Damon wciąż się zastanawiał, jakim cudem jego
brat wciąż jest taki szczupły – powinien być dwa razy tęższy od niego,
szczególnie, że niewiele ćwiczył.
- Miałem dziś pierwszą lekcję
katalońskiego – powiedział Elias, między jednym kęsem, a drugim.
- I czego się nauczyłeś?
-
Tens les cames llargues.
Damon parsknął.
- Nie mam pojęcia co właśnie do mnie
powiedziałeś.
Elias wyszczerzył zęby w uśmiechu i Damon
wiedział już, że nic mu nie wyjaśni – jak wtedy, gdy w dzieciństwie wróżył sobie z
fusów herbacianych. Starszy bliźniak pytał go, co widzi, a Elias odpowiadał jedynie: m
o ż l i w o ś c i.
Miło było jednak pomyśleć, że Elias czuje
się na tyle dobrze, żeby dowcipkować.
***
Zaczęło robić się chłodno, a Damon miał
mnóstwo roboty. Dopiero teraz naprawdę zrozumiał kartę, która go reprezentowała
– wreszcie poczuł się kompletny, jakby przez lata czegoś mu brakowało, a co
właśnie odnalazł. Nie chodziło tylko o jego niezwykłe umiejętności, ale o samo
czerpanie wiedzy, poszukiwanie jej i odnajdywanie. W końcu MAG właśnie to
symbolizował. Damon znał znaczenie karty, ale jakby dopiero teraz ją p o j ą ł.
Jak wcześniej mógł żyć bez tej wiedzy?
Szedł przez kampus, czując się jak pan i
władca tego miejsca. Wszedł do biblioteki i skierował się do czytelni – budynek
był ogromny, sądził jednak, że poznał już większość pomieszczeń i korytarzy.
Przy jednym ze stołów siedział Paul.
Miedziane włosy stały mu we wszystkich kierunkach, jakby wciąż je szarpał,
kraciasta koszula wisiała na nim niezapięta, ukazując podkoszulek z nazwą
jakiegoś zespołu, którego Damon nie znał.
Usiadł naprzeciw i uśmiechnął się szeroko.
- Hej, Paul.
Chłopak podniósł wzrok i odwzajemnił
uśmiech, lekko się rumieniąc.
- Cześć. Nie spodziewałem się ciebie
tutaj.
- Często można mnie tu spotkać. Hej,
wybierasz się może na tę imprezę w akademiku, która jest dziś wieczorem?
- Sam nie wiem.
- Ja tam idę – Damon wyszczerzył się i
zadudnił palcami o blat stołu, nawet nie starając się być cicho. – Gdybyś
jednak przyszedł, możesz mnie tam poszukać.
Paul czerwieniąc się, spuścił wzrok na
książki.
***
Imprezę zorganizowano na korytarzu
czwartego piętra, gdzie mieszkało większość chłopaków z wyższych roczników.
Przyszły nawet dziewczyny, ktoś załatwił alkohol i muzykę, puszczoną na starym magnetowidzie.
Damon właśnie nalewał sobie właśnie piwa do plastikowego kubeczka, kiedy nagle dostrzegł w tłumie Paula – pomachał
mu i chłopak podszedł do niego, poprawiając mankiety kraciastej koszuli.
- Przyszedłeś! - Zawołał Damon, nie potrafiąc przestać się szczerzyć.
- Tak, z kilkoma kumplami – przyznał Paul.
Damon podał mu swój kubek z piwem i nalał dla siebie nowy.
- A więc pochodzisz z prawdziwej wioski - rzekł, przybierając beznamiętny ton.
- Tak. Moi rodzice mają farmę.
- Naprawdę? My też posiadamy trochę ziemi,
ale głównie rośną na niej drzewa – Damon zaśmiał się.
- Nie chcecie jej sprzedać, albo
wydzierżawić?
- Raczej nie – odpowiedział starszy bliźniak, po chwili zastanowienia. – Więc jesteś na informatyce, prawda? Podoba ci się?
- O tak. Już wcześniej zajmowałem się tym
w domu, ale teraz… - zrobił gest wznoszącej dłoni, jakby chciał zaznaczyć jak
podniósł się poziom jego umiejętności.
Paul upił nieco piwa.
- Jak już wiesz, moi rodzice są farmerami
– powiedział. – A twoi? Czym się zajmują?
- Nie mam rodziców. Wychowały mnie ciotki.
Paul zrobił zaskoczoną minę i mocno się
zmieszał.
- Och, przepraszam. Nie chciałem…
- Nie przejmuj się – Damon uśmiechnął się
lekko. – Mam naprawdę wspaniałą rodzinę, zamieszkanie z nimi to jedna z
lepszych rzeczy, jaka mnie spotkała.
- Mogę zapytać, co się stało z twoimi
rodzicami?
Damon zawahał się. W Jonesville wszyscy
wiedzieli co spotkało jego matkę, nikomu nie musiał tego wyjaśniać. Co do ojca... z powodu milczenia na temat swojego pochodzenia, powstawało
mnóstwo plotek – w jednej z nich sama Hope nie wiedziała kto ich spłodził, w innych był to demon lub morderca. Damon miał niezmierną ochotę
potwierdzić tą ostatnią.
Tutaj jednak nikt go nie znał i wreszcie
mógł się od tego uwolnić. Jednocześnie jednak, nie chciał kłamać. Nagle zdał sobie
sprawę, że współistnienie obu tych światów może być naprawdę trudne – w
Jonesville o tym nie myślał, bo bardzo mocno na siebie nachodziły, ale teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
- Cóż… - zaczął, zbierając myśli. – Nasz
ojciec nie chciał się nami zajmować, właściwie nie wiem gdzie jest, a mama… ona
zaginęła.
Paul wpatrywał się w niego przez chwilę i
Damon miał nieodpartą chęć wypełnienia czymś ciszy między nimi.
- Ale mam ciotki – powiedział szybko. – No
i brata. Przyjechał tu razem ze mną, jest na fotografii.
- Masz brata? - podchwycił Paul, pozwalając na zmianę tematu.
- Młodszego o jakieś siedem minut.
Paul uśmiechnął się lekko.
- Jesteście do siebie podobni?
Damon zachichotał.
- Ani trochę. Właściwie nigdy byś nie
powiedział, że jesteśmy spokrewnieni. On wdał się w ojca, a ja w matkę.
- Też mam rodzeństwo – przyznał Paul. – Dwóch starszych
braci i siostrę. Wszyscy jesteśmy rudzi, więc u nas nie ma tego problemu.
Damon wyszczerzył się.
- Jak Weasleyowie?
- Mój Boże, nie przypominaj mi.
Damon roześmiał się donośnie.
- Więcej nie poruszę tego tematu –
obiecał.
***
Kiedy wszyscy już się rozchodzili, a muzyka powoli cichła, chłopcy wymienili się numerami i umówili na następny dzień. Damon naprawdę, naprawdę go lubił, ale
bał się zrobić krok dalej. Gdy rano powiedział o tym bratu, ten stwierdził tylko – nawet nie podnosząc wzroku znad
słownika do katalońskiego – że nie przekona się, jak to się skończy, jeśli nie spróbuje.
- Mógłbyś mi to wywróżyć – powiedział starszy bliźniak.
- Mógłbym.
- To czemu tego nie zrobisz? – Damon
zabrzmiał nieco zbyt opryskliwie, ale Elias zdawał się nie zwracać na to uwagi.
– Po co właściwie chodzisz na zajęcia z katalońskiego, skoro możesz wszystkiego
nauczyć się sam? – Zapytał, starając zabrzmieć już normalnie.
Elias odłożył słownik grzbietem do góry i
uważnie na niego spojrzał.
- Ktoś musi mi wyjaśnić gramatykę. To mam
ci powróżyć, czy nie?
Damon usiadł po turecku na jego łóżku,
zmuszając brata, aby zabrał nogi.
Elias uśmiechnął się i wyjął talię z
kieszeni, sprawnie ją tasując.
- Czego chcesz się dowiedzieć?
Damon nie był pewien – karty nie
odpowiadały na wszystkie pytania, nie mogły powiedzieć tak, lub nie. Co prawda
Elias potrafił wyciągnąć z nich więcej prawdy niż niejedna wróżbitka, wszelka
magia mocno z nim współpracowała, Damon nie miał jednak pojęcia, jak sformułować pytanie.
Młodszy bliźniak bez słowa przyłożył talię do
serca, a potem wyłożył trzy karty, kładąc je na materacu.
MAG, odwrócona PIĄTKA PAŁEK, KOŁO FORTUNY.
- Jak rozumiem, Mag to ja –
zauważył żartobliwie Damon.
- Tak.
- A co z resztą?
Elias zagryzł wargę.
- KOŁO FORTUNY oznacza siłę i męstwo,
dążenie do celu. Bardzo do ciebie pasuje. Symbolizuje też zwycięstwo i
wyzwolenie, co może odnosić się do Paula. Jeśli jest gejem, może nie przyjmować
tego do świadomości, albo też nie ma o tym pojęcia jego rodzina.
- To dobre znaczenie, dlaczego więc masz
taką minę?
- Bo poprzedza ją PIĄTKA PAŁEK. Odwrócona.
Symbolizuje kłótnie i narastające sprzeczności. Kłamstwa, które uniemożliwiają
dalsze funkcjonowanie. Masz mu zamiar powiedzieć?
Damon zawahał się.
- Ja…
Elias wbił w niego spojrzenie, starszy bliźniak
miał ochotę przed nim uciec, nie ruszał się jednak z miejsca.
- Wiesz, czym się zajmuje nasza rodzina –
powiedział Elias. – Wiesz, kim są nasi rodzice, szczególnie tata. Masz mu zamiar
mu o tym powiedzieć?
- Nie wiem! – Warknął Damon i odetchnął
głęboko, starając się uspokoić. – Słuchaj, dopiero go poznałem – dodał dużo
spokojniejszym tonem. – Nie mogę do niego podejść i powiedzieć: hej, tak w
ogóle, to nasz ojciec jest aniołem, który runął na ziemię, bo wywołał wojnę w
niebie, a my, jako jego synowie, jesteśmy tylko w połowie ludźmi.
- Nie mówię, że masz to zrobić już teraz, zaraz.
Ale gdyby okazał się tym jedynym, nie powinieneś tego ukrywać.
- A jeśli nie zrozumie?
Elias wzruszył ramionami i z powrotem
sięgnął po słownik.
- To będzie znaczyło, że się myliłeś i
jednak nie jest tym jedynym.
- Łatwo ci mówić – parsknął Damon,
przerzucając stopy na podłogę. Elias zaśmiał się bezgłośnie.
- Frajer – mruknął.
Damon chwycił poduszkę, aby w niego
rzucić, a Elias wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Jesteś spóźniony – zauważył.
Starszy bliźniak spojrzał na zegarek i
zaklął, zrywając się z łóżka i w pośpiechu ubierając buty.
- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? –
Chwycił kurtkę i wybiegł na zewnątrz. W pośpiechu zbiegł po schodach, przeskakując nawet po
dwa stopnie i ruszył na miejsce spotkania.
Paul już na niego czekał, siedział na
oparciu ławki, wyciągając przed siebie długie nogi. Jak zwykle miał na sobie
kraciastą koszulę, spod której wystawała koszulka z nazwą jakiegoś zespołu.
- Jestem, już jestem – Damon podbiegł do
niego i zaczerpnął powietrza, czując jak serce obija mu się o żebra.
- Nareszcie. Właśnie pisałem do ciebie sms-a.
Damon zacisnął dłonie w pięści, patrząc
jak Paul wstaje, rozprostowując kości. Po głowie wciąż chodziły mu słowa
Eliasa.
Musiał to zrobić, bez względu na
konsekwencje.
Zrobił więc tak, jak podczas pocałunku z
Aaronem – po prostu nachylił się i to zrobił. Kiedy jednak Aaron odskoczył,
Paul przysunął się i odwzajemnił go, kładąc dłonie po obu stronach jego twarzy,
Po chwili odsunął się.
- Ja…
Damon uśmiechnął się.
- To co, idziemy?
Paul kiwnął głową, podczas gdy na jego
twarzy błąkał się cień uśmiechu. Policzki lekko mu spąsowiały i Damon całą siłą
woli powstrzymywał się, żeby nie pocałować go znowu.
Miał ochotę tańczyć.
***
Elias patrzył jak drzwi zatrzaskują się za
jego bratem i znowu został sam. Wrócił do słownika, ale nie mógł skoncentrować się na
słowach, więc po chwili go odłożył.
Znowu zaczął myśleć o tacie.
Nie mógł odnaleźć się na Alexandria
College, dlatego tak poświęcał się nauce, czytał słowniki, podręczniki i
lektury zadane przez wykładowców. To jednak nie wypełniło pustki, jaką
odczuwał. Chciał wrócić do jedynego miejsca, w którym umiał być sobą – do Bowers
House. Jednocześnie potrzebował celu, jednak jedyne, na czym potrafił się
skupić, były Hope i Keva. Za obiema tęsknił, choć w odmienny sposób – jedno pozostawało
jednak wspólne. Czuł się odpowiedzialny i jednocześnie miał wrażenie, że
zawiódł.
Dlatego myślał o tacie – miało to związek
z Hope i jej zaginięciem, ale również ze świadomością, że chłopak tu nie pasuje. To Elias z
ich dwójki najbardziej przypominał ojca, może właśnie dlatego Damon często nie potrafił
go zrozumieć. Starszy bliźniak od zawsze mocno stąpał po ziemi, w jego żyłach równie dobrze
mogłaby nie płynąć anielska krew. Elias tymczasem… niekiedy zapominał, że jest
również człowiekiem. Nie potrafił odnaleźć się w tym świecie. Bardzo chciał porozmawiać o
tym z tatą, może on czuł się dokładnie tak samo. Chłopak pragnął zapytać go, jak przystosował się do tego miejsca, kiedy spadł z niebios.
Poza tym, za nim również tęsknił.
Bał się poruszyć ten temat z Damonem, bo
on zawsze się gniewał, gdy choćby o nim wspominał.
Bardzo chciał wrócić do Bowers House.
Echhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh... Elias, kurde... Ja rozumiem, być nieśmiałym, mieć jeden cel w życiu, czy tam ambicję, ale naprawdę... Jak pragnę zdrowia, rozumiem bycie introwertykiem, sama nim jestem, ale zachowanie Eliasa z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie martwi. Cieszy mnie, ze chłopcy się dogadują, ale coraz bardziej czuje, ze któreś z nich w końcu nie wytrzyma i wybuchnie. Bo ileż można?
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony jednak podoba mi się ten Paul. Wydaję się taki... Hm... niewinny to chyba dobre określenie. Chociaż Elias naprawdę się pośpieszył z pytaniem Damona czy m,u powie. Jakby halo, znają się ile, trzy dni? Może nie lećmy w przyszłość aż tak...
No cóż, biegnę dalej.
Sonia