ROZDZIAŁ 25
Wielkimi krokami zbliżały się wakacje i
Elias nie mógł się ich doczekać – już dawno szkoła mu tak nie przeszkadzała. Miał
wrażenie, że jest kajdanami, które przykuwają go do n o r m a l n o ś c i, podczas gdy wszystkie komórki jego ciała krzyczały o n i e z w y k ł o ś c i. Nie potrafił tego
lepiej wyjaśnić.
Zamówił przez internet podręcznik języka migowego oraz wydrukował plansze z alfabetem, aby pozbyć się wrażenia, że wraz z Kevą nic nie robią – kiedy jednak wspólnie zabrali się do zapamiętywania go, Damon wyciągnął brata z domu, chcąc z nim porozmawiać. Młodszy z bliźniaków od razu domyślił się,
jaki temat Damon poruszy i gdy ten wreszcie wyjaśnił mu, na jaki pomysł wpadł Roderick, poczuł niemal to
samo, co jego krewny jeszcze nie tak dawno temu – podniecenie, odrobinę lęku i
wszechogarniającą ciekawość.
- To świetny pomysł – powiedział Elias.
- Tak, ale musimy to zrobić poza domem.
Nie wiadomo, ile Keva potrafi dojrzeć przez te lustra.
Elias zmarszczył brwi.
- Masz rację – przyznał niechętnie. – Powinniśmy być przezorni,
w końcu nic o niej nie wiemy.
- I właśnie dlatego Rod chce przywołać
Mariah. Powiedziałem im, że to ona ją zamknęła.
Młodszy bliźniak zastanowił się przez chwilę, przeczesując palcami włosy.
- Możemy to zrobić w szklarni, tam nie ma
luster – uznał.
Damon kiwnął głową, chowając dłonie
głęboko w kieszenie dżinsów. Elias spojrzał na ogród skąpany w złotym świetle słońca, przegryzając wnętrze policzka.
- Powiedz mi, dlaczego nie wpadliśmy na to
wcześniej? – zapytał starszy bliźniak.
- Bo rytuały spirytystyczne są
niebezpieczne. Duchy nie są jedynymi bytami, które można przywołać. Pomyśl o
tacie.
Elias wiedział, że jego brat mógłby się
zezłościć z powodu samego wspominania o nim, ale teraz ten tylko pokiwał głową.
Młodszy bliźniak miał rację, choć wątpił, aby Hope przywołała ich ojca za
pomocą akurat tego rytuału. Kobieta rzadko o tym mówiła.
Wrócili do domu, gdzie powoli zaczęły się
przygotowywania – Damon zaproponował miejsce i wszyscy na to przystąpili.
Bliźniacy zajęli się uprzątnięciem miejsca (Nina miała w szklarni stolik, ale
zawalony narzędziami i woreczkami z ziemią), przynieśli też krzesła, podczas
gdy pozostała część rodziny zadbała o resztę. Nina zapaliła bylicę, Rod dostarczył
tablicę, a ciotki rozstawiły białe świece dla oczyszczenia energii i ząbki
czosnku przecięte na krzyż, co miało zapobiec przybyciu larw astralnych –
szczególnie obawiała się ich Nina.
Nadchodził wieczór, gdy byli już gotowi.
Każdy z Bowersów posiadał miejsce, które
było dla niego oazą – dla Niny stanowiła nią szklarnia. Nie miała w zwyczaju
sadzić roślin tylko takich, które „w y g l ą d a j ą” – każda z nich musiała
mieć jakieś użyteczne zastosowanie – czy to w obrządkach oczyszczania, czy też
lecznicze, wykorzystywane w produktach sporządzanych do jej sklepiku. Wypełniała
ją więc zieleń, gęsta i soczysta, ciągnąca się wzdłuż i wszerz, wypełniająca
niemal każdą przestrzeń. Elias za każdym razem, gdy tu przychodził, miał
wrażenie, jakby znajdował się w głuszy. Nic dziwnego, że Nina tak ją uwielbiła.
Robiło się coraz ciemniej, zapalili więc
świece i rozsiedli się przy okrągłym stoliku. Roderick położył tablicę i
głęboko odetchnął.
- Nie musisz przy tym być – powiedziała
Lena, kładąc mu dłoń na przedramieniu.
- W porządku – Rod uśmiechnął się lekko. –
Za nic nie chciałbym tego przegapić.
- Zaczynajmy więc – przerwała im szorstko
ciotka Sophie. – Wszyscy się zgadzamy, że przywołujemy Mariah, tak?
Wszyscy potwierdzili, jakby stanowili
jedną istotę. Elias uwielbiał takie chwile, zawsze miał poczucie należenia do
czegoś w i ę k s z e g o.
- Rodericku, poprowadzisz nas – rzekła
ciotka Sophie.
Wszyscy położyli dłonie na wskaźniku.
Plansza była dość spora, licząca co najmniej czterdzieści lat i wykonana z
ciemnego drewna. Miała szczegółowe, bardzo piękne zdobienia, na boku ktoś wyrył
inicjały I.B..
Bujne rośliny rzucały na nią migotliwe
cienie, w powietrzu unosił się gęsty, wyrazisty zapach kadzideł oraz ziemi.
Przez brudne, zakurzone ściany szklarni prawie nie przedostawało się światło wieczornego słońca – jedynie palące się świece rozganiały nieco mrok.
- Najpierw musimy oczyścić umysł – rzekł
Rod.
- Jak w Pogromcach Duchów? – Wtrącił Damon,
choć na pewno czuł, że nie powinien żartować.
Roderick uśmiechnął się.
- Nie musisz aż tak. Po prostu uspokój
oddech. I pamiętaj, żeby stopy położyć płasko na ziemi.
- I to ma być niebezpieczne?
- Bądź poważny – skarciła go ciotka
Sophie, obrzucając cierpkim, niezadowolonym spojrzeniem, który zmusił chłopaka
do zamknięcia ust.
Elias wyszczerzył do niego zęby.
Roderick odetchnął raz jeszcze.
- Mariah Bowers, przyzywamy cię.
Potrzebujemy twojej pomocy, tylko ty możesz nam jej udzielić.
W szklarni panowała cisza, wskaźnik leżał
nieruchomo na środku planszy.
- Mariah Bowers, przyzywamy cię –
powtórzył Rod. – Zrobiłaś coś i teraz potrzebujemy twojej pomocy. Jesteś tu?
Elias skupił myśli na swojej krewnej.
Przypomniał sobie czarno-białe, niewyraźne zdjęcie przedstawiające ją już jako
starszą kobietę, wiszące w jednym z pokoi. Wiedział, że duchy można przywołać
również myśląc o nich, więc gdy Rod wymawiał jej imię na głos, on robił to w
swojej głowie. Próbował otworzyć się na bodźce, dostrzec jakąś zmianę w
otoczeniu.
Roderick wymówił jej imię jeszcze kilka
razy, a wtedy stało się kilka rzeczy naraz: najpierw spadła temperatura – nie na
tyle, aby było to bardzo uciążliwe, Elias doświadczył po prostu delikatnego przeciągu na skórze, jakby ktoś wszedł do szklarni. Płomyki białych świec wydłużyły się,
a zapach bylicy nasilił, drażniąc nozdrza. Elias momentalnie poczuł obecność. Włoski
na ramionach stanęły mu dęba – Damon zauważył to i spojrzał mu prosto w oczy,
wysoko unosząc brwi. Wyraźnie stracił chęć do żartów.
- Jest tu – potwierdził Rod szeptem, Elias miał wrażenie, jakby powietrze
napierało mu na uszy. – Mariah, to ty? – dopytywał wuj.
Wskaźnik poruszył się i wskazał słowo na
tablicy.
TAK
- Mariah, czy poznajesz tu kogoś? –
dopytywał się Rod, nie zmieniając tonacji głosu, jakby bał się, że może ją
przepłoszyć.
Wskaźnik znowu zaczął się poruszać.
Przeliterował słowo i zatrzymał się.
SOPHIE
Elias wiedział, że Mariah zmarła, kiedy
ciotka Sophie miała jedenaście lat, pozostawała więc jedyną osobą, którą
kobieta widziała jeszcze za życia.
- W porządku – odetchnął Rod. Podniósł wzrok i rozejrzał się po szklarni, jego oczy błyszczały pomarańczowo w blasku świec. – Musimy zapytać cię o kilka
rzeczy. Wiesz kto jest zaklęty w lustrach?
Mariah przez bardzo długi czas nie
odpowiadała, wszyscy zebrani wpatrywali się w planszę, czekając na jakąkolwiek
odpowiedź. Damon otworzył usta, ale nie wypowiedział ani jednego słowa.
Potem wskaźnik zaczął się poruszać.
KEVA
Elias czuł dłoń zmarłej na ramieniu. Była
lodowata.
- Tak, spotkaliśmy ją – rzekł dobrotliwie Rod. – Wiemy też, że to ty ją tam zamknęłaś. Dlaczego?
POTĘPIONA
Wszyscy popatrzyli na siebie z
konsternacją.
- Możesz wyjaśnić, co to znaczy?
MORDERCZYNI ZDRAJCZYNI POTĘPIONA PRZEZ
OJCA W NIEBEZPIECZEŃSTWIE
Duch Mariah literował szybko i
nieprzerwanie, bez przerw, aby mogli je oddzielić, przez co zdawały się jednym,
długim słowem. Elias miał wrażenie, że dłonie zmarzły mu tak bardzo, jakby zaraz
miały czarnieć. Kobieta wciąż powtarzała słowa, nie wyjaśniając niczego więcej,
chłopak miał ochotę krzyczeć.
- Jak powinniśmy ją uwolnić? – zapytał
Rod, patrząc na poruszający się wskaźnik. Ten nagle się zatrzymał.
NIE
- Jak to? – zdziwił się mężczyzna. – Nie
powinniśmy jej uwalniać?
Czekali, ale wskaźnik nie poruszył się.
Roderick spojrzał na ciotkę Sophie, która
w tym oświetleniu wyglądała dość upiornie. Miała zmarszczone brwi, przez co
sieć zmarszczek na jej twarzy pogłębiła się, postarzając ją o kilka następnych lat.
Elias czuł krew pulsującą mu w skroniach.
- Wiesz gdzie jest Hope Bowers? – Zapytał,
zanim się rozmyślił. Nie spuszczał wzroku z planszy, ale wiedział, że wszyscy
zebrani wbili w niego wzrok. Jego ciało skostniało, ledwie poruszał palcami. Bał się odetchnąć.
NIE WIDZĘ TAM GDZIE JEST
Elias zmarszczył brwi.
- Co to znaczy?
Choć na początku zimno było ledwo
zauważalne, teraz temperatura obniżyła się tak gwałtownie, że ich oddechy
zaczęły zamieniać się w parę. Elias spojrzał na szklane ściany oranżerii i
zauważył szron, który powoli malował skomplikowane wzory na szybach, podczas gdy zapadająca na zewnątrz ciemność zdawała się niezgłębiona. Ciałem chłopaka wstrząsnął dreszcz, Elias nie miał już pewności, czy strach rzeczywiście jest kompletnie
irracjonalny, jak opowiadał mu Rod. Coraz trudniej przychodziło mu zbieranie
myśli.
CIEMNE MIEJSCE – przeliterowała Mariah.
- Powinniśmy to przerwać – szepnęła Lena, wzbijając oddechem biały obłok.
- Nie – ucięła ciotka Sophie, jej głos
przypominał szmer nienastawionego na żadną częstotliwość radia. – Nie
dowiedzieliśmy się niczego istotnego.
- Ciociu…
- Tylko zapytam. Mariah, wyjaśnij nam,
dlaczego dokładnie zamknęłaś Kevę w lustrach. Musisz nam to powiedzieć.
UCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJUCIEKAJ
Wskaźnik tak szybko poruszał się po
planszy, że ich palce ledwo za nim nadążały. Wtedy Elias wyczuł coś jeszcze,
siłę, z którą nie wolno zadzierać – panika ogarnęła jego ciałem, przez co nie
mógł swobodnie oddychać. Było to coś innego, istota niezwiązana z Mariah Bowers, silniejsza i wynaturzona.
W szklarni znalazł się ktoś jeszcze, a
przynajmniej jego świadomość.
Ktoś na nich patrzył.
- Możesz odejść Mariah Bowers – powiedział
szybko Roderick i Elias wiedział, że doświadczył dokładnie tego samego, co on, pobladł
bowiem, a jego głos stał się głośniejszy. Pobrzmiewała w nim panika. – Dziękuję
za przybycie. Odejdź – ostatnie słowo skierował w przestrzeń, bardziej do siły
niż Mariah.
Wszyscy raptownie zabrali dłonie od
tablicy. Nina wstała gwałtownie, przewracając przy tym krzesło, po czym zaczęła
biegać wśród roślin.
- O kurwa – mruknął Damon. – Czuliście to?
Elias pokiwał głową. Nogi miał tak słabe,
że wolał nie wstawać.
- To, moi drodzy, był demon – rzekła ciotka
Sophie. – Jest związany z dziewczyną. Nie mam pojęcia na jakich prawach, ale to
właśnie jej szukał.
Nina wepchnęła do kadzidła jeszcze kilka
ziół i w powietrze uniósł się zapach anyżku, chmielu i brzozy. Zaczęła nim
nerwowo wymachiwać, aby rozpalić płomyk i wnieść większą ilość dymu.
- Nasze aury stały się takie słabe –
powiedziała, wymachując kadzidłem. Nikt nie narzekał na gryzący dym. – Prawie
straciły kolor, były takie… mętne.
- Tej dziewczyny nie wolno uwalniać –
rzekła Lena.
Elias chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się, ale powstrzymał go wyraz jej twarzy. Kobieta nie powiedziała tego z satysfakcją bądź ulgą, właściwie wyglądała na zagubioną. Chłopak zorientował się, że pomimo nieufności okazywanej wcześniej Kevie, Lena wręcz chciała, aby okazała się w błędzie.
Elias chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się, ale powstrzymał go wyraz jej twarzy. Kobieta nie powiedziała tego z satysfakcją bądź ulgą, właściwie wyglądała na zagubioną. Chłopak zorientował się, że pomimo nieufności okazywanej wcześniej Kevie, Lena wręcz chciała, aby okazała się w błędzie.
- Później spróbuję jeszcze porozmawiać z
Mariah – wtrącił Roderick.
- Nie – ucięła Lena. – To zbyt
niebezpieczne.
- Racja – zgodziła się Ira. – Cokolwiek
kroczy za dziewczyną, idzie również za Mariah.
Ciotka Sophie wstała, wygładzając
spódnicę.
- Teraz powinniśmy zebrać siły –
powiedziała. – Nino, zaparz nam jedną z tych twoich herbat.
Kobieta kiwnęła głową i zabierając ze sobą kadzidło wyszła, podczas gdy reszta pogasiła i posprzątała świece, pogrążając
szklarnię w ciemności. Rod tymczasem złożył tablicę i włożył ją pod pachę.
Mogli odejść. Elias ruszył niepewnie wzdłuż donic, dłonie
tak mu skostniały, że miał trudności ze zginaniem palców.
Damon złapał go za ramię, zatrzymując na
moment w miejscu. Chłopcy poczekali, aż reszta rodziny wróci do domu, dopiero
wtedy starszy bliźniak powiedział:
- Wiem, że nie zakończysz z nią znajomości,
to zaszło już za daleko, ale bądź ostrożny, dobrze?
Elias kiwnął głową.
- Będę.
- Uważaj, co jej mówisz. I zwracaj uwagę
na to, co ona mówi do ciebie.
- Wiem.
Przez chwilę stali w milczeniu, w końcu
wyszli z oranżerii i poszli do domu.
O kurczę... No to nieźle. uwielbiam demony kroczące za ciotkami i młodymi dziewczynami.. Czyli co? Keva jest taka jak Damon i Elias? Dziecko demona i człowieka? Może jeszcze jest z Bowersów, i Mariah (małą uwagę, wszystkie imiona w języku polskim się odmieniają przez przypadki) ją wygnała bo została opętana czy coś? W końcu nazwiska Kevy nie znamy...
OdpowiedzUsuńNo nie powiem, jestem bardzo zaintrygowana!
Btw. Wybacz, ze tyle opuściłam, ostatnio nie mam czasu na internety, nawet mój blog świeci pustkami od pewnego czasu. Ale prawdopodobnie za tydzień coś wstawię ^^
Weny, pomysłów i wytrwałości!
Sonia <3
Mam nadzieję, że w końcu pojawi się u Ciebie nowy rozdział, nie wolno tak kończyć cliffhangerem, a potem znikać :P
UsuńA co do Kevy... cieszę się, że zaintrygowałam :) Wszystko w swoim czasie się wyjaśni.