ROZDZIAŁ 23

Impreza odbywała się w domu Susan, jako że jej rodzice wyjechali na weekend – ostatecznie Damon wybrał się na nią sam. Wolał nie wiedzieć, czym zajmuje się w tym czasie jego brat, choć wierzył, że pod jego nieobecność nie będzie robił głupstw, w tym dziwacznych rytuałów, podczas których mógłby postradać zmysły.
Ludzie mieli jego rodzinę za dziwaczną, ale nie mieli pojęcia, jakie tajemnice naprawdę skrywa.
Dom zapełniony był ludźmi, grała głośna muzyka jakiej nie powstydziłaby się nawet Ira, wszyscy trzymali już plastikowe kubeczki i głośno ze sobą rozmawiali. Chłopak wkroczył z uśmiechem do środka i momentalnie został radośnie przywitany – rozległy się gwizdy i Damon pomachał dłonią, udając, że jest angielską królową.
- Dziś bez brata? – zapytał Kevin, ze śmiechem trącając go w bok. Tak jak Damon zajmował się biegiem przełajowym, w zeszłym roku zajął nawet drugie miejsce w międzyszkolnych zawodach. Był już lekko wstawiony, ale nie na tyle, aby chwiać się na nogach.
- Został w domu. – Damon przyjął plastikowy kubek, który ktoś podsunął mu pod nos. – Szuka zaklętych dziewczyn.
Kevin parsknął śmiechem, jakby to był dowcip – tylko Damon wiedział, że wcale tak nie jest.
- Czasem zapominam, że ty też jesteś Bowersem.
Nagle Claudia rzuciła mu się na szyję, Damon bezwiednie objął ją w pasie, lekko się uśmiechając. Dziewczyna cofnęła się i rozejrzała.
- Ty bez brata?
- Coś czuję, że będę odpowiadał na to pytanie do końca wieczora – parsknął chłopak, uśmiechając się szeroko.
- Szuka zaginionych dziewczyn – wtrącił Kevin.
- Zaklętych – poprawił Damon.
Claudia zmarszczyła brwi w konsternacji, zerkając to na jednego, to na drugiego chłopaka. W końcu odetchnęła głęboko i utkwiła spojrzenie w Bowersie.
- Siedzimy z Susan i Aaronem w tamtym kącie. Idziesz?
Młodzieniec kiwnął głową i ruszył przez pokój, przepychając się między ludźmi. Zobaczył znajomych na drugim końcu pomieszczenia, więc uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Aaron pomachał mu – od ich pocałunku minęło już bardzo długo czasu i obaj zachowywali się, jakby nigdy się nie wydarzył. Damon raz za razem, podobnie jak w tej chwili, powtarzał sobie, że zdążył się już z tego wyleczyć. Nic do niego nie czujesz i nigdy nie czułeś. Po prostu od tamtego czasu nie byłeś nawet blisko  j a ki e g o k o l w i e k  pocałunku. Tak, na pewno właśnie w tym tkwi problem. 
Damon chciał się całować.
Usiadł na wielkiej pufie piłce, wyciągając przed siebie nogi. Upił trochę piwa z kubeczka wciąż trzymanego w dłoni, myśląc jednocześnie o tym, że dziś powinien uważać z piciem – nie miał przy sobie brata, który mógłby holować go do domu.
Muzyka wciąż grała.
***
Elias zapukał do pracowni Leny i po chwili wszedł, trzymając przed sobą kubek kawy, jakby był jego tarczą. Ciotka siedziała przed stelażem i malowała, intensywnie wpatrując się w płótno, niczym w artystycznym w transie. Elias stał przez chwilę w miejscu, zastanawiając się, czy kobieta w ogóle zauważyła jego wejście.
Odkaszlnął.
- Zrobiłem ci kawę.
Lena drgnęła i obróciła się, a na jej twarzy wypełzł powolny, leniwy uśmiech, nieco zbyt wymuszony, jak na oko chłopaka.
- Dzięki.
Młodzieniec położył kubek na stoliku, na którym trzymała tubki z farbami.
Pokój wypełniały obrazy – wisiały na ścianach lub stały o nie oparte, w powietrzu unosił się zapach farb olejnych  i akrylowych. Pomieszczenie tonęło w kolorze, Elias miał wrażenie, jakby w jakiś magiczny sposób znalazł się w głowie swojej ciotki.
Usiadł na poplamionym taborecie, upewniając się wcześniej, czy farba jest sucha.
Lena przerwała malowanie i spojrzała na niego.
- Przyszedłeś tu z jakiegoś powodu, prawda?
Elias zastanowił się przez chwilę, podkurczając nogi i obejmując je ramionami.
- Nie wiem – powiedział. Szybko zdał sobie jednak sprawę, że nie to chciał powiedzieć. – To jedyne pomieszczenie, w którym nie ma luster.
Znowu nie to. Jego słowa zabrzmiały o wiele mocniej niż zamierzał, w końcu ani nie bał się tego, co znajduje się w zwierciadłach, ani też niczego nie unikał. Po prostu… chciał  o d s a p n ą ć. Od myśli o dziewczynie, o dziwnym świecie kryjącym się za taflą szkła, jak i odpowiedzialności, która na niego spadła.
- Nikt cię do niczego nie zmusza – powiedziała Lena. Możliwe, że jednak zrozumiała, co chłopak miał na myśli.
Czasem nie wiedział, na ile jest nieprzenikniony, a na ile można go zrozumieć.
- Wiem. Chcę to zrobić. Po prostu… nie bardzo wiem…
- Daj sobie czas. Prześpij się, a nuż rozwiązanie samo przyjdzie.
- Rod mówił mi dokładnie to samo.
Lena uśmiechnęła się, tym razem nieco bardziej szczerze.
- Jak widzisz, to bardzo dobra rada.
Elias kiwnął głową, ciotka jednak wciąż nie spuszczała z niego spojrzenia, marszcząc brwi w zamyśleniu.
- Wiesz, że nie jesteś sam? Zawsze możesz przyjść do ciotki Sophie. Albo do mnie. Nie rób niczego na siłę, pamiętaj, że masz nas. 
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało. 
- Wiem. 
- To dobrze - westchnęła cicho Lena, spuszczając wzrok na pędzel trzymany w dłoni. Przez chwilę zagryzała wargę, jakby się nad czymś zastanawiała. - Mogę cię namalować? - zapytała w końcu. 
Elias uśmiechnął się nieco szerzej i kiwnął głową. Kobieta ściągnęła obraz ze sztalugi i oparła go o ścianę – malowała wykrzywioną postać kobiety, młodzieńcowi podobało się połączenie czerni i błękitu. Zastanawiał się, w jaką część świata akt zawędruje. 
- Odwróć się do mnie - poprosiła Lena, ustawiając nowe płótno na stelażu. 
   Chłopak wykonał polecenie. Patrzył jak ciotka zaczyna rysować wstępny szkic, szczupła dłoń wykonywała zamaszyste, pewne ruchy – Lena była królową w swojej pracowni. Spoglądając na nią w tej scenerii nie mógł nie wspominać o karcie tarota, w której Królowa Denarów miała jej twarz. W tych chwilach rozumiał, jak potężna mogłaby być Zwariowana Sue, gdyby szaleństwo nie odjęło jej rozumu.
- Ten obraz też sprzedasz? – zapytał Elias, starając się zająć czymś myśli.
- Nie, myślę że gdzieś go powieszę.
- Gdzie? Znajdzie się gdzieś jeszcze jakieś miejsce?
Lena uśmiechnęła się nieznacznie, nie odrywając spojrzenia od płótna. Zamiast odpowiedzieć na pytanie, poinstruowała go, żeby nie kręcił głową. Zaczęła malować go z półprofilu, z oczami skierowanymi przed siebie – chłopak rozluźnił ramiona, błądząc spojrzeniem po otaczających go malunkach. Jego ciotka pracowała w milczeniu, co Eliasowi kompletnie nie przeszkadzało.
Zrobiło się już całkiem ciemno, kiedy młodzieniec wstał i przeciągnął się, rozprostowując kości.
- Powinieneś iść odpocząć – rzekła Lena, przyglądając mu się strapionym spojrzeniem. Czasem za dużo się martwiła. – A ja popracuję nad tłem.
Elias kiwnął głową i ruszył do wyjścia
- Idziesz do luster? – zapytała, kiedy stał już w progu.
- Nie wiem.
Ponownie nie powiedział prawdy. Bez wątpienia szedł do luster. Po prostu miał nadzieję, że jednak tak się nie stanie.
***
Popękane zwierciadło wciąż wisiało na ścianie w korytarzu, Elias wątpił, aby ktokolwiek je zdjął – miało stać się kolejnym fragmentem opowieści familii Bowersów. Minął je i ruszył na górę do swojego pokoju. Dom wyjątkowo pogrążony był w ciszy – Ira poszła na imprezę organizowaną przez firmę, w której pracowała, z jej pokoju nie wydobywała się więc żadna muzyka. Elias zastanawiał się, czy nie puścić własnej – trzymał u siebie stary magnetofon, kiedy jednak znalazł się już na miejscu, zdał sobie sprawę, że potrzebuje ciszy.
Podniósł aparat i  razem z nim usiadł przed lustrem. Zamiast jednak wpatrywać się w zwierciadło i szukać blondowłosej dziewczyny, bawił się sprzętem. Włożył już kliszę, która przyszła pocztą poprzedniego wieczora i przyłożył aparat do oka, sprawdzając kadr. Zrobił zdjęcie łapacza chmur wiszącego nad łóżkiem, ujmując również świetlik.
Nie miał jeszcze pojęcia, czy rzeczywiście stanie się to jego pasją. Zdał sobie jednak sprawę, że lubi ciężar aparatu w dłoni.
Skierował go na lustro, szybko jednak opuścił ręce.
Nie miał pojęcia ile czasu wpatrywał się w taflę zwierciadła. Nic się nie działo. Może już jej tam nie było? Wcześniej to zwykle ona ujawniała własną obecność, może więc czas, aby to on zaczął działać?
Nie wiedział jednak jak – rytuały odpadały, nie chciał wchodzić tam bez żadnej ochrony. Po za tym to i tak nie najlepszy pomysł, nie po tym, co stało się ostatnim razem. 
Odłożył aparat na kolana i wyciągnął tarot z kieszeni. Szybko go przetasował, myśląc o dziewczynie. Przyłożył talię do serca, a potem wyłożył trzy karty na podłogę przed sobą.
Powtórzyła się wróżba z dnia, kiedy miał czternaście lat: Śmierć, Kochankowie, Ósemka Mieczy.
Podniósł wzrok, ale w zwierciadle wciąż odbijał się tylko on.
- Jesteś tam? – Zapytał. Nie miał jednak pewności, czy jego głos przeszedł na drugą stronę. Wstrzymując oddech przysunął się do lustra i zapukał.
A potem jeszcze raz.
I wtedy to się stało.
Gdyby miał to opisać Damonowi, nie potrafiłby zebrać słów, bo sam nie miał pewności, co dokładnie się wydarzyło. Lustro zdawało się tylko lustrem, jak wszystkie te zebrane w Bowers House, w pewnej chwili z jego taflą stało się jednak… c o ś. Nie w sensie f i z y c z n y m, raczej w sferze jego  p o s t r z e g a n i a.
Elias miał wrażenie, jakby patrzył na coś zupełnie innego.
Na przykład na  o k n o.
Nie potrafił swobodnie oddychać, ramiona miał napięte, a pięści zaciśnięte. Czuł jak serce mocno obija mu się o żebra, miał wrażenie, że w ciszy doskonale je słychać. Bał się odwrócić wzrok, jakby mógł cokolwiek przegapić.
Nagle coś wydarzyło się za jego plecami, widział ruch w tafli lustra. Ktoś się czaił w pokoju, krył za meblami, Eliasowi mignął blond kosmyk i nijaka, szara koszula. Mimowolnie obrócił głowę, niemalże spodziewając się zobaczyć dziewczynę stojącą na środku jego pokoju, wyciągającą ku niemu dłoń, jak wtedy, gdy do niej zszedł.
Pomieszczenie pozostawało jednak puste.
Wciąż czuł serce mocno łomoczące mu w piersi. Głęboko odetchnął, zmuszając płuca, aby zaczerpnęły powietrza. 
Powoli obrócił się z powrotem w stronę lustra i drgnął gwałtownie z niemym krzykiem na ustach.
W odbiciu nie było jego, lecz  d z i e w c z y n a.
Siedziała w dokładnie tym samym miejscu co on, ze skrzyżowanymi nogami i dłońmi opartymi na kolanach. Blond włosy sięgały pasa, otaczały jej twarz, niczym złocista aureola – brzegi sylwetki nieznajomej lekko migotały, zupełnie jakby zaraz miała się rozpłynąć w chwili, gdy tylko chłopak mrugnie. Była tam jednak, odwzajemniała spojrzenie, nieznacznie otwierając usta w oznace tego samego zaskoczenia. Elias przez chwilę myślał, że w istocie jest jego odbiciem i zaraz zacznie powtarzać po nim ruchy.
Wstała i oparła dłonie na tafli szkła, po czym zapukała – dźwięk rozległ się po pokoju czysto i klarownie. Niestety z jakiegoś powodu nie działo się tak z jej głosem, bo choć dziewczyna poruszyła ustami, do chłopaka nic nie docierało. 
- Nie słyszę cię – rzekł Elias głosem, którego nie rozpoznawał. Był zbyt niski i zachrypnięty; miał tak suche gardło, jakby krzyczał przez wiele godzin.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, wpatrując się w jego twarz. Znowu poruszyła ustami, jednocześnie wskazując na ucho.
To nie działo się naprawdę.
To tylko mu się wydaje, śni, albo rzeczywiście oszalał.
Chłopak zerwał się i zaczął przeczesywać biurko, wciąż zerkając w jej stronę i upewniając się, czy wciąż tam jest. Nie chciał, aby w chwili, kiedy w końcu nawiązali kontakt, tak po prostu zniknęła.
Wreszcie znalazł to, czego szukał – ze szkicownikiem Damona i czarnym pisakiem wrócił przed lustro, siadając po turecku na podłodze. Szybko nakreślił kilka słów, które pierwsze przyszły mu do głowy.
Kim jesteś?
Pokazał jej notes. Dziewczyna zmarszczyła brwi czytając, Elias szybko zorientował się, co takiego zrobił – mimo że obecnie lustro nie do końca wykonywało swoją funkcję, wciąż pozostawało lustrem i postanowiło uwidocznić to w najmniej logiczny sposób.
Szybko poprawi napis, pisząc go wspak.
Dziewczyna zerwała się, żeby przeszukać własną wersję pokoju – notes znalazła w dokładnie tym samym miejscu co Elias i wróciła na miejsce, jednocześnie pisząc coś zamaszyście. Po chwili pokazała mu kartkę.
Mam na imię Keva.
- Keva – powtórzył Elias, niczym urzeczony. 
    Dziewczyna kiwnęła głową, najwyraźniej czytając mu z ruchów warg. Wskazała na niego, pytająco unosząc brwi. 
    - Ach, no tak – mruknął młodzieniec i pośpiesznie napisał na kartce własne imię, po czym obrócił notes w jej stronę.
Patrzył jak je wymawia i również pokiwał głową.
Jeżyły mu się wszystkie włosy na karku, nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę – miał tyle pytań! Wszystkie zlewały się w jedno i Elias nie wiedział, które zadać najpierw. Nie miał pojęcia nawet, co napisać teraz. Patrzyli więc na siebie zapamiętując rysy twarzy, zupełnie jakby nie mieli się już więcej zobaczyć.
Keva wzięła głęboki wdech i napisała coś.
Od bardzo dawna z nikim nie rozmawiałam.
Elias szybko nakreślił odpowiedź.
Od dawna, czyli od kiedy?
Dziewczyna wpatrywała się w wystawioną stronę, a Elias wiedział już, że dziś nie odpowie na to pytanie. Szybko przekreślił słowa i napisał nowe.
Wiesz, jak mógłbym cię wyciągnąć?
Keva pokręciła głową. Elias przewrócił stronę i napisał raz jeszcze.
A wiesz, dlaczego teraz możemy ze sobą rozmawiać? Wcześniej mieliśmy z tym problemy.
Dziewczyna długo pisała odpowiedź.
Nie jestem pewna. Złapałam cię za rękaw, kiedy wypadałeś z tej strony, może pokonałam kilka warstw. Albo podziałało to, że stanęliśmy naprzeciwko siebie. Sama nie wiem. To stara, bardzo skomplikowana magia, znałam tylko jedną osobę, która się na niej znała. Nie wiem, gdzie teraz jest.
Elias zagryzł wargę, pokazując jej własny notes.
Jak się nazywa?
Keva uniosła brwi, po czym spojrzała na niego, zaciskając dłonie na pisaku. Elias momentalnie zrozumiał.
- Mariah Bowers – powiedział na głos, a dziewczyna kiwnęła głową, wpatrując się w jego usta.
Była to matka ciotki Sophie, mistrzyni jeśli idzie o magię luster – to właśnie dzięki niej Bowers House wypełniały zwierciadła. Wcześniej nie powiązał Kevy oraz dalekiej krewnej, teraz jednak wszystko zdawało się mieć ręce i nogi.
Poczerwieniał, czując wyrzuty sumienia, jakby był winny wszystkich przewinień Bowersów.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa, Elias starał się nie zerkać na jej odsłonięte uda, skupił uwagę na piaskowych, niemalże żółtych oczach dziewczyny. Za oknem od dawna panowała ciemność, jedynym źródłem światła była lampa z abażurem stojąca na szafce nocnej – Keva wyglądała jak upiór, gdyż blask ledwo do niej sięgał.
Elias miał ochotę jej dotknąć, wciąż wydawała mu się nierzeczywista. Chciał wypytać ją o tyle rzeczy, bał się jednak, że mogłaby się spłoszyć. Poza tym komunikacja wymagała sporo czasu – szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę wymóg pisania wspak. W ten sposób nie poruszą nawet połowy z tego, o czym musieli porozmawiać.
Młodzieniec zaczął myśleć nad rozwiązaniem.
Wtedy zadzwonił jego telefon. Elias zerknął na niego przelotnie i zobaczył imię brata, podczas gdy dzwonek brzęczał donośnie. Odebrał – choć po raz pierwszy w życiu naprawdę nie miał ochoty z nim rozmawiać – nie spuszczając spojrzenia ze zdumionej dziewczyny.
- Damon?
- Hej – przywitał się starszy bliźniak i Elias poznał, że dość sporo wypił. – Przepraszam, że dzwonię, ale napiłem się i nie mogę wsiąść za kółko. Przyjedziesz po mnie?
- Nie ma tam nikogo innego, kto mógłby cię odwieźć?
- Nie. Jeśli nie masz czasu pójdę na piechotę, nie ma problemu.
- Przyjdę po ciebie – uciął Elias. – Nie zgubiłeś kluczyków?
- Mam je przy sobie.
- Czekaj tam na mnie, za jakiś czas będę. – odłożył telefon i sięgnął po notes, kreśląc szybkie słowa.
Jadę po brata. Nie znikniesz?
Keva uśmiechnęła się krzywo i pokręciła głową.
Nie sądzę – odpisała.
Wstał i z ciężkim sercem wyszedł z pokoju, zerkając przez ramię na dziewczynę. Wciąż tam była, choć nie potrafił powiedzieć, czy tak pozostanie. Keva miała rację – zetknęli się z dziwną i skomplikowaną magią, której nie do końca rozumieli. Nie wiedział, jak się za to wszystko zabrać.
Po drodze zajrzał jeszcze do pracowni Leny, która mimo późnej godziny wciąż malowała i oznajmił jej, że idzie odebrać Damona. Kobieta kiwnęła głową, prosząc, żeby uważał; Elias niczym przykładny syn przyrzekł to, wybiegając z pokoju, aby nie zauważyła czegoś w jego twarzy. Nie był jeszcze gotowy, aby powiedzieć im o dziewczynie, sam musiał to wszystko poukładać sobie w głowie – jazda przez noc mogła mu w tym pomóc. Przestał się złościć, że Damon poprosił go o pomoc.
Coś się jednak stało.
Idąc przez korytarz zauważył, że nie odbija się w lustrach. Zatrzymał się zaskoczony, czując jak serce podchodzi mu do gardła. 
- O kurwa – mruknął szeptem, wciąż wpatrując się w zwierciadła.
To nie oznaczało niczego dobrego.

Komentarze

  1. "Wolał nie wiedzieć, co robi w tym czasie jego brat, choć wierzył, że pod jego nieobecność nie będzie robił głupstw, " powtórzenie "robił"
    Hmm, no i zaczyna się robić ciekawiej. Cieszy mnie, ze Elias w końcu nawiązał kontakt z Kevą, może w końcu cokolwiek się wyjaśni. Chociaż.. Ups, to nie odbijanie się w lustrach... ups, ups, Elias, zwaliłeś XD
    Ja lecę dalej
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie akcja idzie do przodu. Biedna Keva...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga