ROZDZIAŁ 21
Już następnego dnia Elias rozsiadł się
przed lustrem wiszącym w przedpokoju, jako że jego rama została wykonana z hebanu –
ten rodzaj drewna dawał ochronę i jednocześnie przyciągał oraz wiązał magiczne
moce. To zwierciadło wydało mu się więc znakomitym wyborem, tym bardziej, że było na tyle duże, aby sięgać podłogi. W dodatku jeden z domowych kotów
od razu rozłożył mu się na kolanach, co chłopak uznał za całkiem dobry pomysł –
koty były naturalnymi nadajnikami wszelkich paranormalnych mocy, mógł mu się
przydać.
Póki co wszystko układało się po jego
myśli.
Nina właśnie rozpaliła niewielkie
kadzidełko i postawiła je tuż przed lustrem, w powietrzu unosił się więc zapach
dziurawca, goździków i anyżku. Wcześniej Elias zapalił również cztery świece wykonane z pomarańczowego wosku – znalazł je w jednej z szuflad. Jego rodzina
posiadała wiele gromnic o różnorakich kolorach. Używali ich czasem, kiedy
zabrakło prądu, ale ich prawdziwym przeznaczeniem były rytuały takie jak te. Pomarańczowe
świece pomagały w komunikacji, razem z kadzidłem tworzyły symbol pentagramu,
który pomimo nieciekawej opinii był tak naprawdę symbolem ochronnym.
Młodzieniec uznał, że w tym wypadku ochrona jest mu niezbędna. Poza tym
oznaczał również życie i zdrowie – idealnie nadawał się jako grunt do wszelkich
rytuałów.
Chłopak słyszał jak Lena kłóci się z
ciotką Sophie, nie mogła już jednak mu przeszkodzić. Elias zdecydował się to
zrobić i nikt nie mógł go teraz od tego odwieść.
Damon siedział obok, wpatrując się w niego
z niepokojem. Młodszy bliźniak chciał go uspokoić, zapewnić, że nic mu się nie
stanie, jednak żadne słowa nie mogłyby go przekonać. Elias uznał więc, że stanie
się najlepiej, jak obaj będą mieli to w końcu za sobą. Wcześniej polecił mu,
aby tak się ustawił, żeby w zwierciadle nie pojawiło się jego odbicie – inaczej
nie mógłby dobrze wykonywać swojego zadania kotwicy. Magia lustra miała objąć
tylko Eliasa.
Wyciągnął dłoń i Damon bez wahania ją
pochwycił. Młodszy bliźniak posłał bratu pokrzepiający uśmiech, wyraz jego
twarzy nie zmienił się jednak.
Nadeszła ciotka Sophie, a za nią Lena,
zaniepokojona chyba jeszcze mocniej od Damona.
- Co mam robić? – Zapytał młodzieniec, nie wypuszczając dłoni Eliasa.
- Nie puszczaj go. Kiedy zobaczysz, że za
bardzo się oddala, przywróć go do rzeczywistości.
- Jak?
- To musi być impuls, coś nagłego. Na
przykład – klasnęła dłońmi tuż przed jego nosem, Damon gwałtownie się odsunął,
uderzając tyłem głowy o ścianę. Skrzywił się, a ciotka kontynuowała – coś
takiego.
- W porządku – Damon kiwnął głową, a Elias
widział jak bardzo hamuje się, żeby nie rozmasować potylicy. – Jak poznam, że za
bardzo się oddala?
- To nieco trudniejsze. Musisz mu się
przyglądać, bo oznaki będą bardzo subtelne. To trochę jak w dniu, kiedy miał
ten atak. Jego wzrok może stać się mętny. Zagłębi się w sobie. Możliwe, że
przestanie oddychać.
Damon pobladł, a Lena zagryzła wargę, po czym
mamrocząc coś pod nosem przeszła do salonu i usiadła na kanapie, wciąż mając na
nich dobry widok.
Elias odetchnął głęboko, wdychając dym z
kadzidła.
- Jestem gotowy – powiedział i spojrzał na
swoje odbicie.
Ponownie głęboko odetchnął, nieco wstydząc
się, że zabrzmiał tak drżąco. Pierś rozsadzał mu niepokój i podekscytowanie,
chłopak nie wiedział co odczuwa mocniej – dłonie mu się spociły, Damon musiał
to wyczuć, bo mocniej ścisnął jego rękę. Elias cieszył się, że to brat mu
towarzyszy. Ciotka Sophie miała rację – choć sama posiadała dużo większe
doświadczenie w tych sprawach, to z Damonem łączyła go prawdziwa, a
przynajmniej większa więź.
Nawet nie zauważył, kiedy jego umysł
odpłynął. Przypominało to zasypianie – w jednej chwili chłopak siedział w korytarzu,
wpatrując się w swoje odbicie, tak w następnej znalazł się już zupełnie gdzieś indziej,
tyle tylko, że chłopak nie miał pojęcia gdzie. Wszystko wydawało się rozmazane
i dalekie. Nie potrafił rozróżnić żadnych szczegółów, zupełnie jakby znalazł
się w gęstej galarecie, nie mógł się swobodnie poruszać, nawet jego myśli
powoli stawały się mętne. Coś napierało mu na uszy, głowę wypełniał dziwny
gwizd. Miał wrażenie, jakby znalazł się w próżni.
Patrzył na siebie w zwierciadle.
Coś się jednak nie zgadzało i dopiero po chwili zrozumiał co; choć wciąż
czuł w dłoni dłoń brata, tak de facto jej nie trzymał. Miał tylko takie... w r a ż e n i
e.
Zrozumiał, że stał się własnym odbiciem.
Albo inaczej – niczym w Alicji w krainie czarów, znalazł się po
drugiej stronie lustra.
Wstał powoli, nie spuszczając spojrzenia z
siebie – wyglądał koszmarnie, z zapadniętymi oczami i mętnym spojrzeniem,
utkwionym w żadne konkretne miejsce. Zobaczył dłoń brata ściskającą mu palce, z
pobielałymi knykciami – Elias miał dopiero później odczuć skutki tak mocnego
chwytu. Kot na jego kolanach zjeżył sierść i przeciągle fuknął, obnażając kły.
Ten, który był tu razem z nim zerwał się i w podskokach oddalił korytarzem,
zamaszyście zamiatając podłogę ogonem. Elias nie potrafił
wytłumaczyć, jakim sposobem zwierzę przeszło na drugą stronę; zamiast się nad
tym zastanawiać, pośpiesznie ruszył za nim, patrząc kątem oka w lustro – jego odbicie (a
może raczej jego prawdziwe ciało) pozostało nieruchome.
Ktoś coś zawołał. Czyżby to Damon?…
Nie. Głos należał do dziewczyny. Elias
poczuł dreszcz przebiegający mu po plechach. Podążył za szeptem, a im bardziej
parł przez powietrze – bardziej w sensie metafizycznym niż fizycznym, Elias nie
potrafiłby tego lepiej wyjaśnić – wszystko wokoło zaczęło się krystalizować i
przybierać wyraźniejsze kształty. Musiał tylko skupić całą uwagę na głosie.
Tajemnicza dziewczyna wciąż go wołała, choć coraz trudniej rozpoznawał wypowiadane przez nią słowa. Mgła opadła, powietrze stało się bardziej rzadkie, chłopak przestał mieć
wrażenie, jakby poruszał się w kisielu.
Nie znajdował się w prawdziwym Bowers House, lecz w jego
odwróconej wersji, co wydało się Eliasowi niezwykle logiczne, w końcu znajdował
się w zwierciadlanym odbiciu. Trochę kręciło mu się w głowie, nie mógł przyzwyczaić
się do takiego ułożenia pokoi, miał jednak nadzieję, że to szybko minie.
Wyjrzał przez okno, ale nie zobaczył nic
poza czernią. Była wszechogarniająca, zupełnie jakby mogła go połknąć, gdyby
tylko się wychylił – młodzieniec miał wrażenie, jakby go obserwowała, czuł się
niezręcznie i miał ochotę gdzieś się ukryć. Panowała tak przerażająca cisza,
jakby dom unosił się w próżni, a czerń była niczym przestrzeń kosmiczna – bez
powietrza, życia… bez n i c z e g o.
Z trudem odwrócił wzrok od okna. Czerń
zdawała się nie dawać światła, lecz w środku pozostawało widno, choć blask
różnił się od tego, które daje słońce, bądź żarówka – miało dziwny, nieco
jaskrawy kolor, przez co wszystko wydawało mu się p r z e s y c o n e, jak zbyt długo naświetlana fotografia. Już po
chwili czuł ból za oczami, miał ochotę zamknąć powieki i odciąć się od
wszystkiego. Dom emanował eterycznością, ale taką niepokojącą, od której jak
najszybciej chciało się uciec.
Wiedział, że choć bardzo go przypomina, to
nie było Bowers Hause.
- Donatello?! – Elias zawołał kota, lecz
jego głos zabrzmiał niezwykle cicho, jakby ściany pochłaniały wszelkie dźwięki.
Krzyknął raz jeszcze, z jego gardła jednak ponownie nie wydobyło się nic poza
szeptem.
Odetchnął głęboko; przez moment cieszył
się, że obok nikogo nie ma, bo jego oddech zabrzmiał nieco jak jęk.
Ruszył przed siebie w poszukiwaniu kota.
Wszystko wydawało się być na miejscu, pokoje bliźniaczo przypominały
pomieszczenia, w których się wychował, nie licząc tego, że zostały odwrócone.
Nawet kubek, z którego pił stał na swoim miejscu w kuchni, zobaczył go, gdy
tylko ją minął.
Miał wrażenie, jakby pustka napierała mu
na uszy – zaczynał wątpić, czy ktoś tu w ogóle jest.
Zerknął w stronę luster chaotycznie powywieszanych na
ścianach. Rzecz jasna nie zobaczył swojego odbicia, możliwe więc, że
zwierciadła nie pełniły tutaj takiej funkcji, jak po drugiej stronie – możliwe,
że były oknami, dzięki czemu potrafił tam z a j r z e ć. Mógł się jednak mylić, bo
choć wciąż ich wyglądał, nie mógł znaleźć wzrokiem nikogo ze swojej rodziny.
Gdzieś mignął mu koci ogon, podążył więc w
jego kierunku. Zanim się zorientował, był już w drodze do swojego pokoju; wdrapywał
się przez strome, wąskie schody, jedną dłonią wodząc po ścianie, drugą
trzymając się poręczy. Jego nozdrza powinien wypełniać zapach typowy dla
wiekowego domu, ale nie taki nieprzyjemny, jakby pokoi od wielu lat nie
wietrzono – Elias bardzo lubił te wonie. Drewna, starej tapety, ziemi, w której zasadzono kwiaty zalegające parapety. Niczego takiego jednak nie wyczuwał,
zupełnie jakby przestrzeń pochłaniała nie tylko dźwięki, ale i zapachy.
Wciąż kręciło mu się w głowie – wszystko
wydawało się dziwnie przesycone, zupełnie jakby patrzył na świat przez stary
obiektyw. Z tego miejsca nie miał widoku na okna i kryjącą się za nimi
pustkę, mimo to nie opuszczało go wrażenie, jakby ktoś go bacznie obserwował.
Może tylko mi się tak wydaje – powiedział
sobie. Może patrzy na mnie Damon, a nie tajemnicza siła, która chce mi zrobić
krzywdę.
Obecność jednak bardzo przypominała tę,
która zawsze towarzyszyła odwiedzinom zmarłych – ulotna i trudna do określenia,
ale wciąż na tyle silna, aby nie dawała spokoju.
To nie może mi zrobić krzywdy. To nie może
mi zrobić krzywdy. To nie może zrobić mi krzywdy.
Roderick mówił to jednak o zmarłych, a nie
dziwnych siłach tkwiących w zaklętych lustrach.
Elias dotarł do końca schodów i z sercem na
ramieniu pchnął drzwi, które odsunęły się bez charakterystycznego skrzypnięcia.
Czując jak pocą mu się dłonie wkroczył do środka – miał wrażenie, że powietrze
zafalowało, kiedy jego wzrok padł na dziewczynę.
Siedziała na łóżku Damona – nie, nie na
jego, upomniał się. Wszystko było odwrócone, mebel należał więc do niego. Przez
moment tylko na siebie patrzyli, a powietrze robiło się coraz cięższe, po chwili
Elias nie mógł tego znieść. Czuł, jak serce łomocze mu w piersi.
Dziewczyna wyglądała tak samo, jak na
rysunku ciotki Sophie, tylko w kolorze. Posiadała mocno zarysowaną szczękę,
wielkie miedziane oczy oraz poskręcane blond włosy, ale w ciemniejszej,
bardziej złocistej barwie niż u Eliasa. Była niezwykle drobna, chłopak nie potrafił ocenić jej wieku – miała na sobie jedynie długą, obszerną, szarą
koszulę, którą naciągnęła na kolana.
Dziewczyna powoli się wyprostowała i
stanęła przed nim, spuszczając ręce wzdłuż ciała. Była niższa od niego niemal o
głowę. Po chwili uniosła dłoń, chcąc go dotknąć, a Elias zdał sobie sprawę, że
naprawdę, naprawdę tego pragnie. Ściany napierały na nich ze wszystkich stron,
powietrze robiło się parne i ciężkie; migotało, jakby panowała tu ogromna
temperatura, a jaskrawe światło zrobiło się tak jasne, że niemal wywabiło
wszystkie kolory – Elias dziwił się, że nie musi mrużyć oczu, aby patrzeć na
dziewczynę.
Zanim palce musnęły jego policzek, dom się
zatrząsł, ściany zaczęły wibrować, a w rurach zajęczało i zadudniło. Dziewczyna
zamknęła oczy i wykrzywiła usta, a Elias rozejrzał się przestraszony, szukając oznak
zniszczenia.
Otworzył usta, ale z jego gardła nie
wydobył się żaden dźwięk.
Ziemia zadrżała, oboje stracili równowagę,
młodzieniec wyciągnął dłoń, aby jej pomóc, ale jego ręce natrafiły tylko na
pustkę – zdezorientowany nie wiedział co się dzieje, przez chwilę myślał, że
może jest jak duch i dłoń po prostu przez nią przeszła. Tak jednak nie było –
coś go ciągnęło, próbowało wyrwać z tego świata, dziewczyna stała już zbyt
daleko. Rzuciła się do przodu, próbując zacisnąć palce na koszulce, młodzieniec
czuł jak ciągnie go za rękaw. Przed oczami zamigotała mu czerwień, po chwili
zaczęły pojawiać się czarne plamy, zupełnie jakby tracił przytomność.
Co
się dzieje, co się dzieje, co się dzieje…
- Damon! – Krzyk zabrzmiał niezwykle
głośno, sam Elias zadrżał na ton własnego głosu.
W uszach tak mu dzwoniło, że nie potrafił
skupić się na niczym innym. Nie miał pojęcia, czy to dom się wali i znika, czy
może ma tylko takie wrażenie, bo z niego wypadał. Chciał zawołać
dziewczynę, ale nie znał jej imienia. Bał się, że już nigdy go nie pozna.
Tak mocno wirowało mu w głowie, że dopiero
kiedy Damon go uderzył, zdał sobie sprawę, że wrócił.
Był w domu, a raczej po odpowiedniej
stronie zwierciadła.
- Co… - miał tak zachrypnięty głos, że
musiał odkaszlnąć i zacząć raz jeszcze. – Co się stało?
- Sam zobacz – blady jak ściana Damon
wskazał ruchem głowy lustro.
Było popękane. Rysy przypominały pajęczą
sieć, Elias patrzył na własne, wypaczone odbicie, zwielokrotnione przez
niewielkie kawałki. Rama pozostała cała, ale samo zwierciadło było do
wyrzucenia.
Spojrzał na swoją lewą dłoń, na której
widniało głębokie, krwawe zadrapanie, poważnie rozerwane. Po kocie nie było
śladu, bał się, że zwierzak tam został.
Ciotka Sophie jakby czytała mu w myślach.
- Donatello jest bezpieczny – rzekła. –
Podrapał cię i uciekł.
- Wtedy cię wyciągnąłem – dodał starszy
bliźniak. – Wykorzystałem to zadrapanie, dlatego tak źle wygląda. Przepraszam.
Obie dłonie niezwykle go bolały – jedna od
zadrapania, druga od uścisku brata, nie miał jednak prawa się gniewać.
- W porządku, robiłeś co musiałeś – raz
jeszcze spojrzał na popękane lustro. – Spotkałem ją.
Lena podeszła do nich, równie blada jak
Damon, niosąc w dłoniach apteczkę.
- Koniec tego – fuknęła. – Trzeba cię
opatrzyć. I zabraniam ci wszelkich innych rytuałów, koniec z tym! Damon,
zbierz świece.
Elias patrzył na nią oniemiały.
- Co? Ale jestem już tak blisko!
- Nie masz najmniejszego pojęcia kim ona
jest, może być niebezpieczna! Spójrz tylko na to! – Wskazała lustro, a jej
twarz gwałtownie poczerwieniała. – Nie znajdziesz w ten sposób Hope!
Elias wstał, lekko chwiejąc się na nogach.
- Przynajmniej robię coś, żeby ją
odnaleźć! – krzyknął i wybiegł z domu, ignorując wołanie Leny i Damona oraz
krew spływającą mu po dłoni. Wybiegł na podwórko, chwycił szpadel i zaczął
okładać trawę, czując jak łzy spływają mu po policzkach. Jeszcze nigdy nie czuł
się tak bezradny. A co jeśli dziewczynie coś się stało i już nigdy jej nie
zobaczy? A jeśli nie będzie w stanie pomóc mu odnaleźć mamy?
Miał ochotę krzyczeć.
- Elias.
Chłopak znieruchomiał, słysząc męski głos.
Obrócił się i zobaczył Rodericka trzymającego w dłoniach ścierkę. Wyglądał jak
posąg, wielki i nieruchomy. Elias wiedział, że wiele osób porównywało ich do
siebie, ale on sam nigdy nawet nie zbliżył się do opanowania, jakim dysponował
jego wuj. Elias wciąż nie mógł uwierzyć, że w
przeszłości miał jakikolwiek problem z alkoholem – podobno mężczyzna bywał
przez niego dość narwany, ale chłopak nie mógł tego potwierdzić, bo nigdy nie widział
go pijanego. Potrafił jednak w to uwierzyć – w końcu wuj musiał gdzieś złamać
nos, który był obecnie w dość widoczny sposób wykrzywiony.
Roderick bez słowa podszedł do niego,
wyciągnął szpadel z jego dłoni i owinął mu nadgarstek.
- Powinniśmy to zaszyć. W pracowni mam
apteczkę.
Elias bez słowa kiwnął głową i podążył za
wujem.
Jego apteczka była znacznie lepiej
opatrzona, niż ta schowana w kuchni. Roderick ze spokojem zaczął oczyszczać i
zszywać ranę, Elias musiał odwrócić wzrok. Na tle białej skóry, krew wydała się
niezwykle jaskrawa.
Trwali w milczeniu przez jakiś czas, Elias
miał jednak nieodpartą chęć, aby mówić. Nie potrafił jednak zebrać słów.
- Nie poszło najlepiej – rzekł i zdał
sobie sprawę, że nie do końca to miał na myśli. W końcu spotkał dziewczynę tak
jak zamierzał, wiedział, że jest jak najbardziej materialna. Po prostu czuł
zawód, bo nie miał okazji z nią porozmawiać. Nie miał też pojęcia, co takiego
się wydarzyło; myślał zarówno o trzęsących się w posadach zwierciadlanego
domu, jak i samego lustra; obie te rzeczy (niewątpliwie powiązane) niezwykle go
niepokoiły.
No i dochodziła też sprawa Leny.
- Chyba najlepiej będzie, jeśli się z tym
prześpisz – powiedział Rod, najwidoczniej dostrzegając zmieszanie na twarzy
chłopaka. – Gdy uspokoisz myśli, wiele spraw może okazać się nieco
jaśniejszych.
Owinął mu dłoń bandażem, na którym
pojawiło się kilka czerwonych plam.
- Chyba masz rację – zgodził się Elias. – Ja tylko…
Nie potrafił zebrać słów.
- Oni wszyscy się po prostu martwią –
wtrącił ze spokojem Rod, widząc jego wahanie. Na tle zagraconego garażu wyglądał tak naturalnie, jakby się tu urodził.
- Wiem – młodszy bliźniak lekko kiwnął
głową. – Nie powinienem tak zareagować, to było głupie i dziecinne. Tylko ich nastraszyłem. Po prostu
ja nie jestem ani moją mamą, ani Zwariowaną Sue i chciałbym, aby wreszcie to
zrozumieli.
Rod bez słowa ścisnął jego ramię.
"odwieźć" odwieŚć. Odwieźć to możesz dziecię swoje do szkoły
OdpowiedzUsuń"Pierś rozsadzał mu niepokój i podekscytowanie, CHŁOPAK nie wiedział co odczuwa mocniej – dłonie mu się spociły, Damon musiał to wyczuć, bo mocniej ścisnął jego rękę. CHŁOPAK cieszył się, że to brat mu towarzyszy. " aj, takie brzydkie powtórzenie jedno pod drugim :(
"który był obecnie dość widoczny sposób wykrzywiony." "w" ci zjadło
Po pierwsze mega mi się spodoba sposób w jaki opisałaś uczucia Eliasa podczas spaceru" po drugiej stronie lustra. Sama mam z tym problem a twój opis miał taki mroczny, tajemniczy, trzymający w napięciu klimat co moim zdaniem jest super.
Achhhhhh, intrygujesz mnie strasznie ta postacią dziewczyny! Serio, bardzo mnie ciekawi o co z nią chodzi!
Also, sorry, Elias, jestem po stronie Leny. ja bym dała bana od razu, no, ale wiadomo, z nastolatkiem się nie dogadasz...Ale z drugiej strony podoba mi se jak Roderick jest taką ostoją spokoju w tym domu. Co się nie dzieje, wali czy pali się, on zawsze spokojny :P
Czekam na następny!!
Jak Zwykle Spóźniona Sonia <3
Dziękuję za uwagi, wszystko poprawione :)
UsuńMoże postaraj się wyobrazić, co Ty w danej sytuacji byś czuła i po prostu to opisz. Kieruj się własnymi doświadczeniami - jakie emocje towarzyszyły Ci podczas oglądanego w telewizji meczu, albo gdy z kimś się posprzeczałaś. I nie zawsze trzeba nazywać uczuć: gdy bohater się boi, zawsze można opisać, że pocą mu się dłonie, włosy na karku stają dęba... albo jeśli jest zły, to zgrzyta zębami, zaciska pięści itd. itp. Nie wiem, czy te rady będą pomocne, ale mam nadzieję, że przynajmniej troszeczkę :/
Cóż Lena jest w tej rodzinie tą racjonalną, troskliwą do bólu stroną. Ma sporo racji, ale pomyśl tylko - gdyby w lustrach w Twoim domu ktoś mieszkał, nie chciałabyś wiedzieć, kto to taki? :D
I cieszę się, że rozdział się podobał :)