ROZDZIAŁ 5

Ira wzięła sobie tygodniowy urlop, mimo że zarówno Lena jak i Roderick pracowali w domu – ciocia jako malarka, a wuj jako stolarz. Uznała chyba, że nie będzie w tej chwili zbyt produktywna; Damon nie mógł się temu dziwić – w końcu Hope pozostawała ich siostrą. Wciąż można było wyczuć przytłaczające przygnębienie.
Wzięła półciężarówkę i pojechała do miasteczka po zakupy, Damon zabrał się więc z nią. Elias i tak nie miał czasu, zamknął się razem z ciotką Sophie w domowej bibliotece. Starszy bliźniak liczył na to, że będzie mógł poprowadzić, ale Ira parsknęła tylko i kazała mu usiąść na siedzeniu pasażera.
Może innym razem.
Miasteczko nosiło nazwę Jonesville i było raczej niewielkie, mieściły się tam jednak wszystkie miejsca, które trzeba – ratusz, bibliotekę miejską, kino, choć nie zawsze wyświetlające wszystkie filmy oraz szkołę, łączącą w jednym budynku zarówno gimnazjum jak i liceum. Miało nawet miejsce, przez niektórych nazywanym centrum handlowym, w istocie będącym niewielkim budynkiem skupiającym kilka sklepów, między innymi ten prowadzący przez Ninę, oferujący domowej roboty kremy, odżywki, czy szampony jak również oczyszczające herbaty. Niedawno rozpoczęła sprzedaż wysyłkową, dzięki czemu zaczęła zarabiać satysfakcjonujące pieniądze. Produkty wykonywała w domu, w pracowni dołączonej do szklarni.
Samochód rzęził, cała skrzynka rozdzielcza trzęsła się od pracy silnika, lecz póki co, pojazd działał. Zjechali ze wzgórza, wjechali w niewielki lasek pełen iglaków i ruszyli w stronę miasta. Damon patrzył na powoli przesuwający się krajobraz.
- Czego ciotka Sophie będzie go uczyć? – zapytał w pewnym momencie.
- Chyba powinieneś zapytać ciotkę Sophie, a nie mnie – odparła Ira, lecz po chwili dodała – pewnie tego, co sama umie. Wiesz, ile potrafi twój brat?
- Wiem. Jest jasnowidzem.
- Wierząc twojej matce, lepsza była od niego już tylko Zwariowana Sue.
Damon spojrzał na ciotkę.
- Czy kiedyś zwariuje? Tak jak ona?
Ira zasępiła się.
- Miejmy nadzieję, że nie. Myślę, że właśnie dlatego ciotka Sophie zaczęła z nim pracować. Ona też jest dobrą jasnowidzką.
Wjechali do miasta. Przeważały budynki z czerwonej cegły, dwu- lub trzy piętrowe, zwykle proste, z małą ilością ozdobników. Ira przejechała boczną drogą, omijając centrum i zaparkowała przed Walmartem. Nie wysiadali jednak; ciotka bębniła długimi palcami o kierownicę, a Damon wpatrywał się w drzwi sklepu, zupełnie jakby zaraz miało się tam coś pojawić.
Bał się powiedzieć to na głos.
- Czy on… jego karta to Śmierć.
- Boisz się, że umrze?
- Albo, że to on będzie…
Ira spojrzała na niego – miała niemal tak samo ciemne oczy jak Elias, ale jeśli tylko się przyjrzało, można było dostrzec źrenice. Damon nie miał też wrażenia, że jest przewiercany na wylot.
- Twój brat nie jest waszym ojcem.
- Wiem, ale…
- Czasami jest niepokojący, nie? Szczególnie kiedy tak intensywnie patrzy. Niekiedy mam wrażenie, jakby mógł mi czytać w myślach.
Damon zamknął oczy.
- To mój brat. Nie powinienem się go bać.
- Pewnie nie. Ale to nie sprawia, że jesteś złym bratem. Po prostu czasem można zapomnieć, że on tylko wygląda jak wasz ojciec.
Chłopak odetchnął głęboko. Zrobiło mu się nieco lepiej, ucisk w piersi lekko zelżał.
- On chce ją odnaleźć.
- A ty nie?
Ira w końcu wysiadła z samochodu, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. Młodzieniec poszedł w jej ślady i razem ruszyli w kierunku sklepu, po drodze zabierając jeszcze wózek.
- Też chcę, żeby wróciła. Wiesz jednak, co wydarzyło się wczoraj. Elias podobnie jak mama nie ma zahamowań jeśli idzie… o te rzeczy. Mógł się utopić.
- Dlatego teraz uczy go ciotka Sophie. Będzie znał inne sposoby niż  p o d t a p i a n i e  się.
- Ale…
Ira prychnęła.
- Damonie, on nie jest też Hope. Za bardzo się zamartwiasz.
Znaleźli się między półkami. Kręciło się tu kilku ludzi z koszykami wypełnionymi produktami i Damon zdał sobie sprawę, jak pozornie ten dzień wydaje się normalny. Ale tylko pozornie – czuł jak mu się przyglądają, jak szepczą za jego plecami. Mama zniknęła w dziwacznych okolicznościach, a oni na pewno o tym wiedzieli – prawdopodobnie odkąd Bowersowie się tu wprowadzili, uchodzili za dziwacznych i ekscentrycznych.
Damon wiedział, że wpisuje się w tę dziwaczność, choć w przeciwieństwie do jego brata, bardzo łatwo to przeoczyć.
Mimo że nic nie było tak jak wcześniej, Damon w jakiś trudny do określenia sposób czuł, że wszystko jest jednak tak, jak należy – jakby przez lata zmierzali właśnie do tego miejsca.
Do Bowers House.
***
Elias patrzył jak ciotka Sophie przegląda karty, obracając je w sękatych palcach. Chłopak nie spuszczał z niej spojrzenia, uważnie rejestrując każdy najdrobniejszy gest.
Siedzieli w kącie biblioteki, gdzie urządzono „czytelniczy kącik” – stał tu stolik i trzy fotele, wszystkie obite różnymi tkaninami, nie pasującymi do siebie nawzajem. Rozsiedli się naprzeciw siebie, aby móc swobodnie rozmawiać. W tej chwili jednak milczeli, ciotka powoli wykładała na stół karty.
- Przejrzałeś je już wczoraj, prawda? – zapytała, jej głos był spokojny i monotonny, ale Elias wyczuwał w nim jednak oschłą nutę.
- Tak.
- Więc pewnie znalazłeś wszystkich na rysunkach? – ciotka Sophie zatrzymała się przy karcie Papieżycy. Przez moment przyglądała się jej z uwagą.
- Tak – powtórzył chłopak. Kobieta wystawiła kartę, aby mógł jej się przyjrzeć.
- Co ona oznacza?
Elias zaczął wymieniać.
- Wtajemniczenie, zrozumienie, oświecenie, intuicja, edukacja…
- Dobrze. To wszystko do mnie pasuje, szczególnie w odniesieniu do tej chwili. Ale jak każda karta tarota, posiada ona również drugą stronę.
Kobieta powoli obróciła kartę i teraz Elias patrzył na odwrócony wizerunek Papieżycy.
- Co oznacza teraz?
- Niezrozumienie, iluzja, chorobliwe wyobrażenia, zmienność nastrojów…
- Dobrze – przerwała mu ciotka. – Swego czasu ta strona również do mnie pasowała. Po części zmagam się z nią do dzisiaj. To moja przestroga, coś, na co muszę bardzo uważać. Jeśli nie będę walczyć z ułudą, przestanę być prawdziwie sobą.
Odłożyła kartę na stół i zabrała ze stołu inną.
- A ta karta jest twoja.
Patrzyła na niego Śmierć.
Zwykle malowano ją jako chodzący szkielet, z kosą w dłoniach, nagą lub odzianą w czarny, postrzępiony płaszcz. Ten wizerunek był inny, nie tylko dlatego, że jego obraz zastąpił kościotrupa.
Narysowany Elias miał na sobie jasny, rozwiany płaszcz, kroczył, podczas gdy czerń i czerwień napierały na niego – wyglądał, jakby zaraz miał się przewrócić. Bezbronnie wyciągał przed siebie białe dłonie w milczącej prośbie.
Ciotka powoli obróciła kartę.
- Co oznacza teraz?
- Tragedia, depresja, samotność, rozpacz, odejście bliskiej osoby…
- Wystarczy. Przyznam, że nie należy do najlepszych, ale nie ma kart z gruntu złych. Musisz po prostu bardziej się postarać, żeby wyciągnąć jej potencjał.
- Niby jaki? - Zapytał, chyba tylko po to, aby usłyszeć jak kobieta to mówi. 
Ciotka odłożyła ją na stół.
- Jednym z jej znaczeń jest wyzwolenie.
Elias nie odpowiedział. Staruszka pozbierała karty i ułożyła je w idealny stosik.
- Nie będę cię uczyć wróżyć z kart. Mają ci służyć, gdy nie jesteś ze mną. Zajmiemy się czymś zupełnie innym.
Młodzieniec już miał zapytać czego dokładnie, ale ostatecznie zrezygnował. Uważnie śledził ją wzrokiem, kiedy wstała i ruszyła przez bibliotekę, aby przynieść okrągłe, szklane naczynie i kilka świec. Postawiła je przed nim na stoliku.
- Istnieje wiele innych sposobów wróżenia. To niepojęte, że twoja matka ci ich nie pokazała, szczególnie, że sama zajmowała się czarną magią – mruknęła.
Elias zacisnął i rozluźnił dłonie.
Ciotka Sophie napełniła naczynie wodą i zapaliła świecie, ustawiając je dookoła naczynia.
- Jak już mówiłam, istnieje wiele innych sposobów wróżenia. Większość z nich wymaga skupienia. Będziesz musiał niemal wejść w trans, inaczej niczego nie zobaczysz. Powiedz mi, wiesz dlaczego w tym domu jest tyle luster?
- Nie.
    - Na bogów, ta matka nic ci nie powiedziała – mruknęła, ale jakby bardziej do siebie niż do niego. Odetchnęła i spojrzała na niego surowo. – Lustra należały do mojej matki. Była znakomita w katoptromancji, czyli we wróżu ze zwierciadeł. Wykorzystywała je również do rytuałów, ale o tym później. Moja matka radziła sobie z lustrami o wiele lepiej niż z kartami, dlatego zapełniła nimi każdy pokój. Kiedyś też cię tego nauczę, teraz jednak skupmy się na garosmancji. To wróżenie ze światła świec odbitych w tafli wody.
Elias spuścił wzrok na miskę. Kobieta tak ustawiła świece, że gdy tylko się odchylił, mógł zobaczyć wąskie płomyczki w odbiciu.
- Teraz się skup. Oczyść myśli i otwórz umysł na obrazy. A teraz spójrz w wodę.
Ciotka Sophie zasłoniła zasłony, dzięki czemu pokój oblał się mrokiem – pomarańczowe płomyki stały się bardziej wyraźne w tafli; chłopak miał wrażenie, jakby się wydłużały i podrygiwały pod naporem jego oddechu. Zamrugał, kiedy wzrok młodzieńca zaczął zezować – wszystko poza ciemną wodą stało się zamazane i niewyraźne, poczuł jak dłonie kostnieją mu z zimna. Nagle coś dostrzegł – urywek jakiegoś wydarzenia, rozmydlony obraz, który zniknął zbyt szybko, aby Elias mógł zrozumieć na co patrzy.
Gwałtownie mrugając podniósł wzrok na ciotkę.
- Co zobaczyłeś? – zapytała oschłym tonem, zupełnie jakby wcale jej to nie interesowało.
- Coś czerwonego. Jakby kurtkę. Albo znak. Nie jestem pewien.
Kobieta kiwnęła głową.
- Więc spójrz jeszcze raz.
Elias uczynił to. Zacisnął i wyprostował dłonie, starając się skupić na płomyczkach falujących w odbiciu. Rozluźnił mięśnie, szczególnie te wokół oczu, pozwalając, aby obrazy uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.
Wiedział, że Damona przeraziłyby jego oczy – bardziej niepokoiło go, gdy jego brat miał mętny, martwy wzrok, niż gdy patrzył z całą swoją intensywnością. Tęczówki Eliasa miały czarny, smolisty kolor, głęboki i bezdenny, a otaczające je białe rzęsy sprawiały, że wyglądały jeszcze dziwniej. Elias wiedział, jaką moc ma jego spojrzenie.
Teraz nie było tu jednak starszego bliźniaka. Przed nim siedziała tylko ciotka Sophie, a ona nie lękała się niczego.
Wtedy znowu to zobaczył.
***
Góra produktów rosła, Damon dorzucił kilka ciężkostrawnych przysmaków i zaczął zastanawiać się, czy nie zrobiłby sobie z Eliasem wieczoru filmowego. Kto wie, może wujek lub któraś z ciotek by się przyłączyła…
Wtedy zadzwonił telefon.
Ira wywróciła oczami i z teatralnym westchnieniem wyciągnęła komórkę z tylnej kieszeni dżinsów.
- Halo? – mruknęła, przykładając aparat do ucha. – Ciocia? – momentalnie się wyprostowała. – Myślałam, że nie lubisz korzystać z telefonów…
Zamilkła, kiedy ze słuchawki wylał się potok słów – nawet z tej odległości Damon słyszał mrukliwy głos ciotki Sophie. Ira spojrzała na chłopaka, mocno marszcząc brwi, przez co na czole utworzyła jej się głęboka bruzda. Damon poczuł ciarki przebiegające mu wzdłuż kręgosłupa.
- Mhm – mruknęła Ira. – Jasne, pojedziemy naokoło. Tak, kupię ci toffi, chociaż nie mogę zrozumieć, dlaczego je jesz… jasne, przestaję truć. Na razie.
Schowała komórkę z powrotem do kieszeni i po raz kolejny westchnęła, nieco bardziej dramatycznie, wrzucając paczkę cukierków do koszyka.
- Ta kobieta nosi protezę, nie mogę zrozumieć dlaczego wciąż męczy się z tymi mordoklejkami…
- Iro – przerwał jej Damon. – Czego chciała ciotka?
Kobieta spojrzała na niego, a bruzda nie znikała z jej czoła.
- Twój brat wywróżył wypadek na Walley Road. Ale spokojnie, nikt nie ma zginąć.
- A gdybyśmy nią pojechali…
- Ty byś miał złamaną rękę, a ja musiałabym pewnie wydać kilka stów na nową maskę i błotnik. Tak więc, dzięki Elias! – ostatnie słowa skierowała ku sufitowi, jakby młodszy bliźniak obserwował ich z góry.
Damon poczuł się nieprzyjemnie. Rozmasował nadgarstki, myśląc o gipsie, który musiałby nosić. Ira popchnęła wózek i pojechała dalej, wyjeżdżając z działu ze słodyczami. Chłopak nie miał problemu z wróżeniem, w końcu żył z matką wróżbitką, która swego czasu nawet na tym zarabiała, ale miał obawy co do… wieszczącego Eliasa.
Gdy byli młodsi, drugi z braci wciąż wygłaszał kolejne przepowiednie, przez co ludzie zaczęli brać go za jeszcze większego dziwaka niż wcześniej – matkę raz po raz wzywano do szkoły, bo chłopak nigdy nie cenzorował co mroczniejszych proroctw. Kilka dzieciaków bało się go i nie chciało rozmawiać nawet z Damonem.
Jakiś czas potem paru osiłków zaczęło zaczepiać Eliasa, więc Damon stanął w jego obronie – jako że był zażartym dzieciakiem, bójka miała nieciekawe konsekwencje; stracił zęba (na szczęście mleczaka), a przez kilka następnych dni nie mógł otworzyć oka. Elias przestał wygłaszać przepowiednie, choć nigdy nie pozbył się naklejki kogoś, kogo należy unikać – na szczęście zaraz przeprowadzili się do kolejnego miasta i zmienili szkołę.
Potem młodszy z braci już nigdy nie chwalił się swoimi umiejętnościami tak beztrosko, a jeśli już miał kogoś ostrzec, starał się być… subtelniejszy.
Damon pobiegł za Irą, która zdążyła się nieco oddalić.
- Wy też macie tak szczegółowe wizje? Jak on?
Ciotka obrzuciła go niezadowolonym spojrzeniem.
- To zależy od dnia.
Damon uśmiechnął się szeroko i zachichotał pod nosem, w końcu czując się sobą. Zaśmiał się w głos, kiedy Ira spojrzała na niego z byka.
- Uważaj sobie – warknęła. – Jestem twoim prawnym opiekunem, mogę kazać ci klęczeć na grochu i nikt nie będzie mi mógł tego zabronić.
- Mylisz się – Damon wciąż chichotał. – Na przykład obrońcy praw dziecka. Lubią takich jak ja.
- Takich jak ty? – Ira wywróciła oczami.
- Tak. Uroczych, o szczenięcym spojrzeniu.
- Mój Boże, pokażę im więc Eliasa.
Damon zaśmiał się. Ira złapała go za ramię i popchnęła w stronę kas, mrucząc coś pod nosem. Chłopak nie mógł zmazać uśmiechu.

Komentarze

  1. Borze mój liściasty, nie wiem czemu Jacksonville kojarzy mi się z Rosewood... Podobał mi sie rozdział. I epizod Iry i Samotna, i Eliasa z Sophie. Tej drugiej nawet się trochę boje... Ale no, nie zawsze osoba oschła musi być ZUA. Cieszę się, że Elias ich ostrzegł chociaż... Podobno przeznaczenia oszukać się nie da, hm...
    I przepraszam, nazwij mnie głupią, ale nie do końca rozumiem ostanie zdanie Damona w tym zdaniu:
    "- Czy on… jego karta to Śmierć.
    - Boisz się, że umrze?
    - Albo, że to on będzie…"
    Że będzie śmiercią??
    Ciekawi mnie też bardzo wątek ojca bliźniaków... Czuję się, że coś z nim nie tak, skoro chyba cała rodzina jest do niego negatywnie nastawiona, ale niewiadomo dlatego. Intrygujące c;
    I ten mały bonding Iry z Damonem (moją autokorekta chyba znienawidziła to imię bo usilnie próbuje mnie przekonać, że chodzi mi o salon) był taki uroczy ��
    Ja z niecierpliwością czekam na naatnast rozdział ^^
    Pozdrawiam
    Sonia, która pewnego dnia zabije Google
    P. S. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, widząc, że masz mój blog w polecanych/czytanych. Asdfghjkl, dziękuję ❤️
    P. S. 2. Co to jest"półciężarówka"? 😅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Półciężarówka wygląda tak: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c3/2003FordF150.jpg/800px-2003FordF150.jpg

      "Że będzie śmiercią??" --- Tak, właśnie o to mi chodzi ;)

      "Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, widząc, że masz mój blog w polecanych/czytanych" - ależ proszę bardzo :) Ja również dziękuję za uczynienie tego samego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga