ROZDZIAŁ 4

Damon zawsze miał trudności ze wściekaniem się na młodszego bliźniaka – trudno kłócić się z kimś, kto nie krzyczy. Elias najczęściej po prostu czekał aż ten skończy, a potem spokojnym  głosem przytaczał swoje argumenty – zwykle bardzo trafne, przez co Damonowi jeszcze trudniej było się złościć.
Nie tym razem.
- Co chciałeś zrobić?! – warknął. – Mogło ci się coś stać, gdyby nie ciotka Sophie byłbyś teraz martwy! Co ja bym zrobił?
Chodził w tę i z powrotem po pokoju, wymachując jednocześnie dłońmi, podczas gdy Elias stał pod drzwiami i w milczeniu mu się przyglądał.
- Ja też chcę znaleźć mamę, ale nie tak! Była nieostrożna i patrz co się z nią stało! My nie możemy tak robić, musimy być ostrożni. Nie możemy… musimy działać razem, inaczej wszystko się posypie.
Ciężko oddychał, w końcu jednak zatrzymał się i spojrzał na brata.
- Wiem – rzekł Elias. Przez moment trwała cisza, bracia mierzyli się wzrokiem. Damon pierwszy odwrócił spojrzenie. – Przepraszam. Nie powinienem tego robić.
Wciąż się w siebie wpatrywali, ale złość powoli ulatywała; Damon był zbyt zmęczony. Chciał się złościć, wiedział, że powinien, ale teraz miał już tylko ochotę położyć się i spać. Wykończony opadł na podłogę przy łóżku.
- Co tam masz? – zapytał zrezygnowany.
Młodszy bliźniak usiadł naprzeciwko i rozłożył na podłodze karty. Nie musiał mówić co to takiego, wszyscy Bowersowie znali historię Zwariowanej Sue i jej talii. Jednak żaden z chłopców nie miał okazji obejrzeć ich z tak bliska.
Część z twarzy rozpoznali od razu. Damon zdał sobie sprawę, jak bardzo karty do nich pasują – nie tyle ze strony portretu, ile samego znaczenia karty. Były jak odciski duszy.
Znaleźli Irę – jej karta oznaczała „MOC”. Namalowana ciotka unosiła dumne brodę, jak zwykle ubrana w czernie i szarości, bez wysiłku zmuszając lwa do rozwarcia paszczy. Kobieta lekko się uśmiechała, w pełnym cynizmu uśmieszku. Na rysunku nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat – wszystkie namalowane postacie tyle miały.
Elias podał mu kolejną kartę, tym razem Niny. Z malunku patrzyła na nich Królowa Kielichów, otoczona przez czerwone róże. Sama kobieta wydawała się szczęśliwa i roześmiana, w dłoni trzymała kielich.
- Oznacza artyzm – wyjaśnił Elias. – Osobę marzycielską, wrażliwą i delikatną. O duszy artysty.
Damon pokiwał głową. Podniósł kolejną kartę, tym razem z Roderickiem. Wisiał głową w dół, uwieszony na poziomej belce. Miał skupioną twarz, jak wtedy, gdy pracował z drewnem. Poniżej  rysunku widniał napis – „WISIELEC”. Chłopak podał kartę bratu.
- Oznacza kontemplację – wyjaśnił Elias służebnie. – Rozmyślanie lub wyciszenie.
Młodszy bliźniak wziął do ręki inną.
- A ta oznacza kogoś dojrzałego i praktycznego, ale i pełnego wdzięku i piękna.
Damon zabrał mu kartę. Zobaczył Królową Denarów o twarzy Leny. Otaczały ją złote barwy, namalowana kobieta siedziała na tronie z zamyśloną miną, wpatrując się w coś w oddali. Na rysunku wydawała się o wiele wyższa.
Elias uśmiechnął się, znalazłszy w talii ciotkę Sophie. Kryła się w rysunku Papieżycy – w jej przypadku trudniej było określić wiek namalowanej postaci, bo w obliczu kobiety ukrywała się powaga niepasująca do tak młodego wieku. Wyglądała na dumną i wyniosłą, ubrana w długą togę i tiarę; została tak ciasno otulona materiałami, że widać było w zasadzie jedynie jej twarz.
- Wtajemniczenie – rzekł młodszy z braci.
Jego uśmiech zbladł, kiedy znalazł Hope.
„ŚWIAT”.
Kobieta była piękna – stała wyprostowana i dumna, obwiązana szarfą, z czterech stron otoczona symbolami lwa, byka, anioła i orła. Czarne włosy tworzyły dookoła jej głowy ciemną aureolę, szeroko też się uśmiechała, uwydatniając tym samym dołeczki – była pełna wigoru i dzikości.
Damon spojrzał na brata, czekając na opis karty.
- Kreacja – powiedział Elias, a potem wyrzucił z siebie resztę znaczeń – stan doskonały, szczęście, artyzm, kreacja, radość, zabawa, wyzwolenie, swoboda, cud.
Przez chwilę wpatrywali się w kartę, zupełnie jakby miała im coś wyjaśnić. Damon nie potrafił pozbyć się wrażenia, że dopiero teraz patrzy na prawdziwą matkę, zupełnie jakby wcześniej jej obraz przysłaniała mu zniekształcająca soczewka. Zastanawiał się, czy Elias czuje to samo.
Starszy z bliźniaków nagle zapragnął wypełnić czymś trwającą ciszę.
- A my? Gdzie jesteśmy?
Zaczęli jeszcze raz przeglądać karty. Elias triumfalnie podniósł jedną z nich – patrzyła z niej twarz Damona, starsza i bardziej poważna, bez wątpienia był to jednak on. Chłopak szybko przeczytał napis u dołu – „MAG”.
Wyszczerzył się szeroko, odchylając do tyłu i opierając ciężar ciała na dłoniach. Zaśmiał się, co wywołało u Eliasa uśmiech. Razem przyglądali się postaci, wypełniającej niemalże całą przestrzeń karty.
- A ty? – zapytał w końcu starszy z braci. – Ty też tu musisz być!
Zaczęli szukać, jednocześnie próbując się prześcignąć. To jednak Damon znalazł ją pierwszy.
Poczuł jak coś zaciska mu się wokół serca. Nie potrafił głęboko odetchnąć, coś zaczęło kłuć go w piersi.
„ŚMIERĆ”.
Elias złapał go za nadgarstek i zmusił go, aby mu ją pokazał.
- Nie musi oznaczać dosłownie śmierci – wyjaśnił, zabierając kartę i przyglądając jej się z bliska. – Może też symbolizować zakończenie. Albo koniec pewnego etapu.
- To niesprawiedliwe – Damon nie wiedział nawet, co miał na myśli.
Elias kiwnął głową, jakby doskonale wiedział.
Podobnie jak starszy z bliźniaków, Elias został przedstawiony jako niemal dorosły – miał bardziej dojrzałą twarz, wyglądającą jakby wyrzeźbiono ją z marmuru. Czarne oczy przypominały bezdenne studnie, ale takie były też i w rzeczywistości – Damon nieraz odnosił wrażenie, że zaraz w nich utonie – to zawsze on pierwszy odwracał wzrok.
Namalowanego na karcie chłopaka otaczały czarne i krwistoczerwone barwy, przez co biała postać mocniej odbijała się na ich tle, szczególnie, że nosiła ciasną szatę koloru kości słoniowej. Wydawała się być eteryczna i nierzeczywista, jakby była martwa, albo jakby sama niosła śmierć. Miała w sobie coś niepokojącego i groźnego, Damon na moment zapomniał, że wcale  n i e  b o i  się swojego brata.
On tylko wygląda jak tata, on tylko wygląda jak tata, on tylko wygląda jak tata…
Damon nie mógł pozbyć się myśli, że ta karta nie pasuje do reszty talii. Użyto w niej tych samych barw, kreśliła je ta sama dłoń, a mimo to coś ją wyróżniało. Zastanawiał się, czy Elias również to widzi.
- Jak myślisz, tata też tu jest? – zapytał młodszy z braci.
- Nie. On nie jest Bowersem.
- Racja.
Elias zebrał karty, potasował je sprawnymi dłońmi, po czym ułożył w szeroki wachlarz, który ostatecznie podłożył pod nos starszemu bliźniakowi.
- Wybierz jedną – poprosił.
Mama tłumaczyła im kiedyś, żeby wybierali kartę, która wydawała im się cieplejsza w dotyku. Damon wziął pierwszą lepszą.
Wyciągnął Maga.
Elias skwitował to szerokim uśmiechem.
- Jest ci przypisana – powiedział.
- Tak? Więc ty powinieneś wybrać Śmierć.
Elias przejechał wolną dłonią po wachlarzu. Po chwili wyciągnął jedną, Damon był pewien, że wybrał tę, która wydawała mu się cieplejsza.
Podsunął mu ją pod nos, z lekkim uśmieszkiem uwydatniającym dołeczek w jednym policzku.
Patrzyła na niego Śmierć.
Damon po raz kolejny poczuł nieprzyjemny dreszcz przebiegający mu po kręgosłupie. Nie potrafił dokładnie określić, co takiego przeraża go w tej karcie, wiedział tylko tyle, że jest straszna.
Elias zabrał ją, wsunął w talię i jeszcze raz przetasował.
Damon zawsze zastanawiał się, czy jego brat wie, jak czasami go przerażał. Potrafił czytać z ludzkich twarzy, jednak nigdy nie powiedział słowa, kiedy Damon odwracał wzrok. Nie skomentował spojrzeń, jakie czasami ku niemu kierował.
Może Elias również się bał? W końcu za każdym razem kiedy patrzył w lustro, widział twarz ojca.
- Chyba powinniśmy się położyć – rzekł teraz, chowając katy do woreczka. – Ciotka Sophie obiecała mnie uczyć, ale muszę być wypoczęty.
Damon wskoczył do swojego łóżka.
- Wiesz czego będą dotyczyły lekcje? – zapytał.
Elias zgasił światło i w ciemnościach przebrał w piżamę.
- Chyba tego, czego uczyła mnie mama. Tylko na wyższym poziomie.
- Będziesz wróżył z fusów? – zakpił Damon.
- Może.
Młodszy z braci położył się, po samą szyję przykrywając kocem.
Słuchali jak grają świerszcze.

Komentarze

  1. Mały błąd: "potasował je spranymi dłońmi", pewnie chodziło o sprawne. Intrygujące te karty. Przyznam, że sama niewiele wiem o tarocie, tyle co mi opowiadala o nich znajoma z nich wróżąca (spokojnie, przestrzega wszystkich zasad, także demony nie przychodzą), ale mam wrażenie, że ty zrobiłaś porządny research. Martwi mnie ten Elias ze śmiercią. Jakkolwiek by tego nie tłumaczyć, to ta karta nie napawa optymizmem... I ten Damon z Magiem... Hm... Intrygujące c;
    Google dalej mnie nie lubi, ale była tu Sonia ♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, już poprawione.

      A co do kart, cóż, od bardzo dawna się nimi interesuję, nawet posiadam w domu talię, zakupioną przeze mnie już lata temu :) tak więc pisząc zawsze miałam je koło siebie razem załączoną do nich książeczką znaczeń, aby sobie w razie czego pomóc.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga