ROZDZIAŁ 2
Bowersowie parali się magią.
Była to magia subtelna i zwykle niezbyt
widoczna, odprawiana najczęściej w czterech ścianach, z dala od spojrzeń
wścibskich oczu. Nie potrafili nic, co powszechnie uznano by za widowiskowe –
była to magia ziół, kart tarota, wróżb odczytywanych z fusów lub linii na
dłoniach. Niektórzy – tak jak Roderick – byli medium, potrafili rozmawiać ze
zmarłymi, większość jednak parała się jasnowidzeniem.
Damon nie był jasnowidzem.
Właściwie nie miał pojęcia, kim był.
Jeszcze nie tak dawno temu przyglądał się, jak jego matka
rozkłada kupione w księgarni karty tarota o kolorowych, prostych ilustracjach i
odczytuje dla nich przyszłość. Lubiła bawić się tak z Eliasem. Kazała mu
interpretować karty, bądź parzyła dla nich herbatę i wspólnie czytali z fusów.
Damon też czasem się przyłączał, kiedy jednak jego brat i matka instynktownie
lawirowali między obrazami i znaczeniami, on zawsze potrzebował instrukcji –
Hope kupiła mu kiedyś specjalny podręcznik, który wyjaśniał niemal wszystkie
kształty, które mógł zobaczyć na dnie filiżanki. Przed każdą zabawą otwierał go
sobie na kolanach i z jego pomocą próbował ułożyć sensownie brzmiącą
przepowiednię. Czasami jednak miał trudności nawet w dojrzeniu jakiegokolwiek
kształtu, podczas gdy dla Eliasa znaczenie miało nawet jego umiejscowienie –
sytuacja życiowa znajduje się najbliżej ucha filiżanki, symbole leżące najdalej
dotyczą ludzi obcych i związanych z nimi wydarzeń… dla Damona było to zbyt
wiele. Nawet wielkość symbolu miała swoje znaczenie.
Czasami zapominał, że nie powinien mu tego
zazdrościć.
Siedzieli w kuchni i robili kolację. To był
cichy, spokojny dzień, jedynymi dźwiękami jakie do nich docierały to stukot garnków
i talerzy. Elias jak zwykle niewiele mówił, ale cały czas pomagał, siekając
warzywa, Nina, nucąc, siedziała obok niego i przyglądała się jego dłoniom.
W pewnym momencie wpadła Ira i, marszcząc nos, stanęła w progu.
W pewnym momencie wpadła Ira i, marszcząc nos, stanęła w progu.
- Co gotujecie?
- Zupę. – Lena zamachała chochlą. – Nie
komentuj. Robię co w mojej mocy.
- Może zawołam Roda?
Lena zmarszczyła brwi. Była praktyczną
osobą, która lubiła być dobra we wszystkich praktycznych umiejętnościach –
potrafiła szyć, stroić dom na święta i dobrać strój na każdą okazję. Gotowanie
wykraczało jednak poza jej talenty.
- Poradzę sobie z zupą – mruknęła w końcu,
wpatrując się w gar stojący na kuchence. – Przyrządzenie zupy jest łatwe.
Ira wywróciła oczami.
- Zawołam Roda.
Jej siostra nie odpowiedziała, więc
kobieta zniknęła, głośno tupiąc nogami po schodach. Ira zawsze była gwałtowna
we wszystkim co robiła – głośno chodziła, mówiła i energicznie wymachiwała
dłońmi.
Lena westchnęła.
- Umiem ugotować zupę – powiedziała, lecz
bez przekonania.
Damon zaśmiał się, pierwszy raz od kilku
dni. Jego brat podniósł wzrok znad warzyw i posłał mu szeroki uśmiech. Nina
zaklaskała dłońmi i zaczęła śpiewać w głos, wesołą piosenkę pełną rymów.
Minęła chwila zanim do kuchni wszedł
Roderick.
Mężczyzna wypełniał sobą całą przestrzeń,
był ogromny. Posiadał szerokie barki, duże dłonie, jednocześnie jednak bardzo
przypominał Hope. Jego oczy miały dokładnie ten sam odcień brązu, hebanowe
włosy stały nastroszone, bądź zwyczajnie nieuczesane rano, a usta układały się
w ten lekki, zadowolony uśmieszek, choć w tej chwili mocno się do niego
zmuszał. Roderick był łagodnym olbrzymem, którego nie dało się nie lubić. Damon
poczuł się nieco bezpieczniej.
Za nim szła Ira. Usiadła obok Eliasa przy
okrągłym stoliku z orzechowego drewna i zaczęła pomagać mu kroić marchewkę.
Chłopak posłał jej niewielki uśmieszek, co dla niego było równoznaczne z
powiedzeniem „cześć” i swoistym przełamaniem lodów. Kobieta obrzuciła go
trudnym do określenia spojrzeniem, nie zmazała jednak jego uśmieszku, właściwie
młodszy z bliźniaków w ogóle nie wydawał się zmieszany jej zmarszczonymi
brwiami i obronną pozą. Wiele osób miało Eliasa za nieśmiałego, bo mało się
odzywał i wolał trzymać się ubocza, ale Damon doskonale wiedział, że jego brat
wcale nie jest n i e ś m i a ł y, lecz po
prostu o b s e r w u j e. Elias był
dobry w czytaniu ludzi. Jednak aby to robić, należy pozwolić im mówić.
Może dlatego starszy z bliźniaków tego nie potrafił.
Roderick zajrzał da garnka i pociągnął
nosem. Lena obserwowała go ze zmarszczonymi brwiami.
- Pachnie dobrze – ocenił.
Lena parsknęła i usiadła obok Iry, wciąż
trzymając w dłoni chochlę. Nina podjęła przerwaną pieśń, po chwili Elias
przyłączył się do niej. Czasami łatwo było zapomnieć, że ma piękny, melodyjny
głos, nieco zbyt głęboki jak na dwunastolatka. Najmłodsza z sióstr zaśmiała się
piskliwie, zerwała się z miejsca i porwała chłopca do tańca – śpiewając
wirowali na środku kuchni, a Damon poczuł, jak od uśmiechu bolą go policzki.
Nawet Roderick się uśmiechnął, patrząc na
tańczącą i śpiewającą parę.
Lawendy
woń, lali lali, lawendy smak,
Gdy
królem ja, lali lali, królową Ty,
Któż
mówił Ci, lali lali, któż powie Ci?
Weź
serce me, lali lali, powiedz mi też.
Zwołaj
swój lud, lali lali, pracę im daj,
Kilku
na pług, lali lali, kilku na stok,
Siano
wziąć w garść, lali lali, zboże wziąć też,
Podczas
gdy my, lali lali, kochamy się.
Lawendy
smak, lali lali, lawendy woń,
Czy
kochasz mnie, lali lali, ja kocham Cię.
Słysz
ptaków śpiew, lali lali, i owiec grę,
Będziemy
tu, lali lali, z dala od trosk.
Chcę
tańczyć dziś, lali lali, i śpiewać chcę,
Królewną
ja, lali lali, królem mym bądź,
Któż
mówił Ci, lali lali, któż mówił mi?
Ja
kocham Cię, lali lali, Ty kochaj mnie. [1]
Damon nie potrafił przestać myśleć –
wszystko miało być dobrze.
Był tu, był tu, był tu.
[1] Piosenka
ludowa angielska – Lavender Blue. Tłumaczenie zaczerpnięte ze strony: http://www.tekstowo.pl/piosenka,ludowa_angielska,lavender_blue.html
Ten rozdział jest taki... Spokojny. Mamy tajemnicę a tu nagle BOOM przerywnik. Nie mówię, że to źle, ba, nawet sie cieszę. Tak trudno w dzisiejszych czasach o opowiadanie, gdzie nowa rodzina nie byłaby na dzień dobry bucami co to chronia bohaterów przed STRASZNĄ PRAWDĄ. A tu na dzień dobry wszyscy wiemy, że Bowersowie lubują sie w magii. Także tym bardziej doceniam ^^
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zareklamowałaś swój blog u Rosalii, ja taka odważna nie jestem, a Ty nie masz się czego wstydzić. Czasem jakiś przecinek mi nie pasuje, ale ja i moja interpunkcja jesteśmy w trudnym związku, więc nie odważę się Ciebie poprawiać.
Ja sama, tak jak wcześniej mówiłam, jestem bardzo zainteresowana, szczególnie, że nie wiem w którą stronę Twoja historia pójdzie. Blog z pewnością wyląduje u mnie w polecanych (jak tylko przestawię się na komputer). Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam
Sonia ❤
Ależ dziękuję :) Cieszę się, że się podoba.
UsuńA co do mojej interpunkcji, to nie licząc sporadycznych przypadków, korzystam z niej raczej na czuja. Podczas redakcji nieraz usuwałam przecinek, aby zaraz dodać go z powrotem, bo wydawało mi się, że powinien być, ale w sumie dziwnie wygląda... Tak więc i ja jestem z nimi w trudnym związku ;)