ROZDZIAŁ 8

Elias nie znosił zmieniać szkół, ale zawsze jakoś to tolerował, mając przy sobie brata, bo to on – zamierzenie lub nie – ściągał na siebie większość uwagi. Oczywiście Elias wzbudzał zaciekawienie, głównie z powodu nietypowej urody i milczącego, nieco niepokojącego usposobienia, ale większość dawała mu spokój i pozwalała trzymać się ubocza. Damon był gadatliwy i miał łatwość nawiązywania nowych znajomości, więc to wszystko w pewien sposób się równoważyło. Łatwo było zapomnieć o młodszym, spokojnym bliźniaku, gdy starszy właśnie opowiadał dowcip, który wszystkich rozbawiał.
Najpierw musiał jednak przejść przez etap „tego nowego”. Nie znosił go.
Lena zapisała ich do szkoły w Jonesville, mieli iść do niej wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Chłopcy pojechali tam razem z nią, mimo że w budynku nie było nikogo prócz sekretarek, które uśmiechały się do nich współczująco, zupełnie jakby doskonale wiedziały, przez co obaj przechodzą. Jedna z kobiet opowiadała im właśnie, jak będzie im tu wspaniale, używając przy tym tonu, jakby mówiła do dziewięciolatków. Elias skupił na niej swoje czarne, intensywne spojrzenie – kobieta straciła rezon i przełykając ślinę spojrzała na Lenę.
- Na pewno im się spodoba – ciotka uśmiechnęła się, próbując zignorować jej zaniepokojenie.
Gdyby Elias miał być ze sobą szczery, nie potrafił powiedzieć, co dokładnie robił, że ludzie wokół niego czuli się niepewnie. On po prostu… p a t r z y ł. Nie miało to związku tylko z obserwowaniem, ale również z zauważaniem pewnych rzeczy – jego spojrzenie było przenikliwe i głębokie, zdarzało mu się przywiązywać uwagę do pozornie nieistotnych detali, jak chociażby do muskania opuszkami palców małżowiny usznej przez sekretarkę, za każdym razem kiedy ktoś wprawiał ją w zakłopotanie.
Na ogół nie chciał wyglądać pesząco. Szczególnie, kiedy w grę wchodził jego brat. Po prostu… inaczej nie  p o t r a f i ł.
- Chłopcy, może zaczekacie na zewnątrz? – zapytała Lena, unosząc brwi. – Mam jeszcze kilka papierów do podpisania.
Damon kiwnął głową i pociągnął Eliasa w kierunku drzwi.
Gmach był pusty i cichy; obie te rzeczy kompletnie do niego nie pasowały. Damon podszedł do gabloty pełnej dyplomów i medali, które zdobyli uczniowie tej szkoły. Wskazał na nagrodę zdobytą w biegach przełajowych.
- Jak myślisz, będę mógł się zapisać? – zapytał.
Elias nie odpowiedział, bo jego brat doskonale znał odpowiedź – zadał pytanie tylko po to, aby móc coś powiedzieć. Jego brat nie czuł się sobą, gdy przez długi okres nie słyszał własnego głosu.
Młodszy bliźniak przeszedł wzdłuż korytarza. Panował tu lekki półmrok, bo połowa świetlówek została wyłączona, aby nieco zaoszczędzić na prądzie. W ciemnościach Elias zawsze czuł się bielszy niż zwykle, podczas gdy jego brat zlewał się w mrok – zgodnie z ich charakterami powinno być na odwrót – do Damona zawsze pasowały jasne barwy, tak jak pasowały do niego jego własne oczy. Elias zawsze mu ich zazdrościł – były szare, ale jednocześnie ciepłe i błyszczące, niemal zawsze iskrzyły się radośnie.
Ludzie bez ustanku uciekali przed spojrzeniem młodszego bliźniaka, ale pragnęli, aby patrzył na nich starszy. Czasem nawet Elias poddawał się jego czarowi. Kiedy przebywali w tłumie, chłopak miał czasami ochotę krzyczeć – patrz na mnie, patrz na mnie, patrz na mnie
- Elias – usłyszał. Obrócił się, a Damon na niego patrzył, patrzył, patrzył… – Chodź tutaj. Znalazłem coś.
Chłopak posłusznie zbliżył się i spojrzał na to, co brat mu pokazywał.
Było to zdjęcie drużyny siatkarskiej sprzed około dwudziestu lat – znajdowała się na nim Hope, niewiele starsza od nich, w stroju z nazwą szkoły na piersi. Bliźniacy wszędzie rozpoznaliby jednak jej loki i uniesiony podbródek. Przez moment wpatrywali się w nią, zastanawiając się też, gdzie teraz przebywa… a przynajmniej Elias się zastanawiał.
Już więcej nie zobaczył tajemniczej dziewczyny widzianej tamtego wieczoru w łazience, ale też już się nie podtapiał – wiedział również, że to nie mogła być Hope. Razem z ciotką Sophie miał zacząć pracę nad lustrami dopiero w tym tygodniu i chłopak liczył na to, że zobaczy albo mamę, albo tamtą postać. Na razie nie miał innego pomysłu jak uratować Hope, prócz tego, aby posłużyć się przeprowadzonym przez nią rytuałem; najpierw musiał jednak dowiedzieć się, czego dokładnie dotyczył. Jak na razie wiedział tylko jedno – użyła lustra.
Podeszła do nich Lena i uśmiechnęła przyjaźnie.
- Macie ochotę na lody?
- Pewnie! – Damon wyszczerzył zęby, unosząc brwi w podekscytowanej minie. Lena zaśmiała się i razem wyszli na rozgrzany parking. – Ale uprzedzam, że mam zamiar zamówić sobie całą górę lodów. A ty Elias?
Młodszy bliźniak uśmiechnął się w odpowiedzi.
Wsiedli do półciężarówki i pojechali w stronę centrum. Znajdowała się tam niewielka lodziarnia, pachnąca wanilią i cynamonem. Elias zaciągnął się tymi aromatami, na moment przymykając oczy. Jego brat oczywiście wybył na przód, zastanawiając się na głos, czy wziąć swój ulubiony, czekoladowy smak, czy może wybrać jakiś inny. Elias słuchał go jednym uchem, pozwalając, aby to Lena prowadziła rozmowę.
Podeszła do nich jakaś kobieta i przywitała się z ich ciotką – z początku Elias myślał, że to któraś z jej znajomych. Szybko jednak zauważył trójkę towarzyszących jej dzieciaków, a do jego uszu dotarły słowa:
- Bardzo mi przykro z powodu Hope. Jestem pewna, że niebawem się odnajdzie.
- My też na to liczymy. – Lena uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Słyszałam, że synowie Hope mają chodzić do tutejszej szkoły. To prawda?
Lena potwierdziła, klepiąc Eliasa po głowie. Nie spodobał mu się ten gest, ale nie wykonał żadnego ruchu, aby dać jej to do zrozumienia. Spojrzenie nieznajomej spoczęło na chłopaku i momentalnie zamarło. Elias nie przywitał się, nie odezwał, po prostu patrzył, a kobieta wyraźnie straciła rezon. Na szczęście do akcji wszedł Damon i w chwili, kiedy przyciągnął uwagę, twarz kobiety przybrała ciepły, zaciekawiony wyraz.
- Właściwie to właśnie stamtąd wracamy – powiedział starszy bliźniak, pokazując w szerokim uśmiechu lekko pokrzywione zęby, ale nie na tyle, aby potrzebny był aparat. – Idziemy tam z początkiem roku szkolnego.
Elias przysłuchiwał się ich rozmowie. Kobieta – jak się szybko okazało, nazywająca się Miller, co według młodszego bliźniaka nie było zbyt pięknym mianem – przedstawiła im towarzyszące jej dzieciaki. Stały dotąd z boku, ale cały czas przyglądały się z uwagą. Córka kobiety miała na imię Susan, a jej przyjaciele Aaron i Claudia. Elias szybko ocenił, że muszą być podobnego wieku i szybko okazało się to prawdą – mało tego, mieli kilka wspólnych zajęć. Damon zaczął już ich nawet bajerować własną osobą i niewymuszonym dowcipem, a Elias w milczeniu podziwiał jego talent – nawet gdyby chciał, w najmniejszym stopniu nie zbliżyłby się do jego swobodnego stylu.
Lena i pani Miller oddaliły się w tym czasie, dając im nieco przestrzeni do zapoznania się i chyba tylko Elias dostrzegł ich odejście. Damon zaśmiał się melodyjnie, wypełniając sobą całą przestrzeń lodziarni, a Susan i Claudia patrzyły na niego z szeroko otwartymi oczami. Młodszy bliźniak pomyślał o tym, jakie powodzenie będzie miał jego brat u płci przeciwnej, gdy tylko nieco dorosną.
Zaczęli rozmawiać o szkole, Elias tymczasem przyjrzał się trójce. Posiadali zupełnie inną urodę niż Bowersowie – a przynajmniej większość z nich – i brakowało w nich czegoś, czego chłopak nie potrafił zbyt dobrze wyjaśnić. Związało się to z pewną… n a d n a t u r a l n o ś c i ą. Oni byli zwyczajni i Elias nie umiał o tym zapomnieć. Wciąż mieli dziecięce rysy, ale te powoli znikały – ich twarze stawały się smukłe i pociągłe, Aaron musiał też w bardzo krótkim czasie dużo urosnąć, bo wydawał się niezwykle niezgrabny – przewyższał ich o ponad głowę, ale Elias był pewien, że jego wzrost jeszcze nieco podskoczy. Uśmiechali się szeroko i radośnie chichotali, młodszy bliźniak nie mógł pozbyć się wrażenia, jakby patrzył na scenę odbitą w krzywym zwierciadle. Jego umysł dziwnie się zakrzywiał - brakowało mu inności, która była tak obecna w każdym Bowersie.
Claudia spojrzała niepewnie na Eliasa. Na pewno nie rozumiała, dlaczego chłopak tak ją onieśmiela, a on nie miał pojęcia, jak mógłby ułatwić jej  p r z e b y w a n i e  z nim.
- A jak tobie się tu podoba? – zapytała. Elias nie był pewien, czy naprawdę chciała znać jego zdanie, czy może tylko czuła, że powinna włączyć go do rozmowy.
Rozejrzał się po lodziarni, zupełnie jakby chodziło jej konkretnie o to miejsce.
- Już tu bywałem – odpowiedział w końcu. – W Jonesville.
- Racja – dziewczyna przełknęła ślinę, a chłopak patrzył jak podskakuje jej grdyka. – Pamiętam was i waszą mamę. Nie przyjeżdżaliście jednak na zbyt długo, prawda?
Elias pokręcił głową, a Claudia zamilkła, najwyraźniej nie wiedząc już, jak mogłaby pociągnąć rozmowę.
Czasami żałował, że nie posiadał takiego talentu do wysławiania się jak jego brat. Nie chodziło o samo  m ó w i e n i e, ale raczej o  w y p o w i a d a n i e  tego, co miał w głowie. U Damona wydawało się to takie proste – jego słowa zawsze brzmiały odpowiednio, jakby jego myśli od razu zamieniały się w dźwięki. U Eliasa tak nie było. Myślał raczej obrazami i w chwili, kiedy chciał zamienić je w słowa… nie potrafił tego. W jego uszach brzmiały sztucznie i nieszczerze, zupełnie jakby były zaledwie półprawdami. Z chwilą, kiedy zdania wylatywały z jego ust, chłopak zdawał sobie sprawę, że nie do końca to chciał powiedzieć.
Spojrzał na brata – ten jakby wyczuł jego spojrzenie na karku, bo zaraz ruszył z pomocą, zagadując Claudię i wywołując na jej twarzy naturalny uśmiech. Dziewczyna zaraz zapomniała o niepokojącym bracie.
Elias odetchnął.
Wolał jednak trzymać się ubocza.

Komentarze


  1. "Elias nie znosił zmieniać szkół, ale zawsze jakoś to znosił" wskaz słowo, które sie powtarza �� "Idziemy tam z początkiem roku szkolnego." Tutaj i wyżej nie podoba mi się to zdanie. Brzmi trochę jakby Poczatek Roku Szkolnego był ich znajomym i wraz z nim idą na rozpoczęcie roku, nie uważasz?
    Okay, rozumiem, że Damon to typ ekstrawertyka a Elias introwertyka, ale... Na litość boską, Elias zachowuje sie ciut jak socjopata. Jakby bez urazy, Elias, też bym straciła rezon, gdyby ktoś na mnie się patrzył intensywnie, bez nawet najmniejszej próby odpowiedzenia na przywitanie, sooooo... No ale cóż, życie nie pięści xd
    I wybacz mi, że dziś jestem taka czepialska, ale zapalenie oskrzeli wykańcza xd
    Kaszląca Sonia pozdrawia xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzenie poprawione. Zawsze czytam tekst po kilka razy, zanim go udostępnię, ale często jakieś mi umyka. Powtórzenia to moje nemezis, dlatego nauczyłam się pisać z zawsze otwartym słownikiem synonimów :)

      "Idziemy tam z początkiem roku szkolnego." - mnie to zdanie pasuje. Tak się mówi, a przynajmniej tak mi się wydaje.

      "Elias zachowuje sie ciut jak socjopata. " - huehue. Poczekaj na dalszą część fabuły 😈

      Życzę powrotu do zdrowia!

      Usuń
  2. Rany, jak ja rozumiem Eliasa... Ostatnio zamyśliłam się i przypadkiem patrzyłam akurat na koleżankę z klasy. I ona do kumpeli: "gapiła się na mnie jak Sroka w gnat", a ja tylko "Nie..." po czym nawet nie wiedziałam, co nie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga