KSIĘGA DRUGA: OTCHŁAŃ

ROZDZIAŁ 10

W ciągu tych dwóch lat, które Damon i Elias spędzili w Bowers House, ich pokój w końcu osiągnął swój ostateczny, osobliwy wygląd.
Plakaty filmowe zostały, ale zniknęły te przedstawiające wyścigowe samochody, ich miejsce zastąpiły rysunki techniczne autorstwa Damona, przybyło też kilka obrazów Leny, pełne jeleni z gałęziami zamiast poroża, dziwaczne, ale jednocześnie bardzo piękne. Elias przytaszczył tu również dwa lustra, jedno wiszące, z kwadratową, hebanową ramą oraz stojące, z owalnym, żeliwnym obramowaniem. Przybyło także regałów, półki zapełnione zostały kryminałami, głównie Aghaty Christie, których Elias nie czytał, bo zawsze wiedział, kim jest morderca. Do Damona należały również dwie katany i zestaw noży do rzucania, które dostał od Iry na czternaste urodziny. Chłopcy umieścili na ścianie tekturową tarczę i czasem próbowali trafić w sam środek – starszemu bliźniakowi wychodziło to lepiej niż młodszemu. Pod ścianą stało odnowione biurko i krzesło z ciemnozielonym obiciem, nad nimi wisiały obrazy przedstawiające wrzosowiska i Indiankę, obok postawiono wysoką lampę z ozdobnym abażurem, rzucającą na ścianę wzorzyste cienie. Pokój pełen był też drobnych bibelotów – nad oknami wisiały łapacze chmur, na półkach stały zdjęcia w ramkach i statuetki z zawodów, głównie zdobytych w biegach przełajowych oraz drobne pamiątki, śnieżne kule i przyciski do papieru. Powietrze przesiąknięte było zapachem kadzidła i barwami rzucanymi od witraża.
Każdy centymetr przestrzeni należał do bliźniaków i nawet gdy nie przebywali w pokoju, z łatwością można było wyczuć ich obecność – Damon czuł z jego powodu dumę.
Należał do niego, niego, niego.
Nadszedł już późny listopad, z zakratowanego otworu w dole ściany wylatywał ciepły podmuch – nie mieli w sypialni kaloryfera, większość pokoi ogrzewano w tradycyjny sposób, siecią kanałów, do których piec bezpośrednio pompował gorące powietrze. W zimie wyciągali czasem elektryczną grzałkę, kiedy robiło im się zbyt zimno – na poddaszu bywało naprawdę chłodno.
Gdzieś w głębi domu wyła muzyka Iry, Damon czuł też zapach przyprawy do piernika. Nadeszły Andrzejki i póki co ciągle obchodzili je tak samo – Nina piekła ciasto, Ira przygotowywała drinki i wyciągała z szafki niezdrowe jedzenie, a potem zasiadali wspólnie w salonie i zaczynali wróżenie. Udział brali nawet ci, którzy nie mieli talentu do jasnowidzenia – głównie dla jedzenia lub alkoholu.
Do pokoju wszedł Elias i uśmiechnął się do niego szeroko. Uwielbiał Andrzejki.
- Długo mamy na ciebie czekać? – zapytał. Mimo że miał dopiero czternaście lat, już teraz posiadał głęboki i niski głos, który było wyraźnie słychać, nawet gdy tylko szeptał; dla kogoś, kto lubił trzymać się ubocza, stanowiło to niemałe utrapienie. Poza tym kompletnie nie pasował do jego szczupłej figury i łagodnych rysów twarzy, to raczej Damon powinien nim przemawiać; starszy bliźniak już teraz posiadał sylwetkę sportowca, z szerokimi ramionami i klatką piersiową, nawet jego twarz miała bardziej zadziorne rysy. Poza tym był wyższy.
Choć wciąż przechodził mutację, Damon wiedział, że nigdy nie będzie miał tak niskiego głosu jak jego bliźniak.
Odłożył książkę i ruszył z bratem na dół, wodząc dłońmi po ścianach. Elias obejrzał się przez ramię i znowu wyszczerzył – Damon nie mógł się powstrzymać i roześmiał radośnie. Uwielbiał, kiedy jego brat uśmiechał się w ten sposób; przez moment przestawał być stulatkiem ukrytym w ciele młodzieńca, ale prawdziwym czternastolatkiem, który ekscytował się nadchodzącym wieczorem.
Obaj byli w dresach i białych podkoszulkach, choć na co dzień ubierali się zupełnie inaczej – łączyło ich tylko uwielbienie do tenisówek. Damon nosił koszule i dżinsy, a Elias bojówki i bluzy z kapturem.
Bliźniacy Bowers bardzo się od siebie różnili.
Zeszli do salonu. Wszędzie paliły się świece i lampy z abażurami, Ira zapaliła też kadzidło, więc niewielka smużka dymu unosiła się w powietrzu, dając bardzo mocny, intensywny zapach. Ciotka Sophie już siedziała w swoim ulubionym fotelu, przykryta kolorowym pledem i piła herbatę, a na jej kolanach siedziała biało-czarna kotka i cicho mruczała. W pokoju znajdowały się jeszcze dwa koty – bury i rudy. Wszystkie zwierzaki nazywały się po wojowniczych żółwiach ninja – Damon do dzisiaj nie miał pewności, kto wpadł na taki pomysł.
- Ciasta? – zapytała Nina, trzymając w dłoni nóż do krojenia.
Elias uśmiechnął się w odpowiedzi i podał jej talerzyk, który wziął ze stosu. W tym czasie Lena rozlewała herbatę, a Ira dolewała do nich wódki.
- Co ty robisz?! – Zapytała ostro Lena, kiedy jej starsza siostra dolała alkoholu również do ostatnich filiżanek. – Oni mają po czternaście lat, nie mogą jeszcze…
- Och, daj spokój! – Ira wywróciła oczami. – Przecież nie nalałam im dużo. Nawet się nie upiją.
- Nie mogą nawet tyle!
- Rod! – Warknęła Ira, a młodszy brat podniósł gwałtownie wzrok znad pasjansa, którego spokojnie układał w kącie pomieszczenia. – Powiedz jej, że gdy odmówię im alkoholu, ucierpi ich męska duma.
Roderick zrobił żałosną minę, jakby był uczniem wywołanym do tablicy.
- Nie mieszam się w wasze kłótnie. Nie chcę.
Damon roześmiał się i porwał swoją filiżankę, od razu biorąc łyk i podając drugą bratu. Uśmiechnął się niewinnie do ciotki.
- Za późno.
- Na Boga! – Lena popatrzyła w sufit. – Na kogo wy wyrośniecie?
Damon usiadł na kanapie i podkulił nogi – Elias rozsiadł się na podłodze, tuż obok Niny. Kobieta oparła mu głowę na ramieniu i okryła spódnicą nogi, przez co wyglądała jak laleczka. Chłopak nieświadomie otoczył ją ramieniem, biorąc ostrożnie łyk ze swojej filiżanki.
- Lepiej, żeby pierwszy raz spróbowali tutaj – odparła Ira siadając obok starszego bliźniaka, zabierając ze sobą filiżankę i miskę prażynek, którą podsunęła pod nos chłopaka. Damon nabrał całą garść i wcisnął ją do ust.
- Nie tłumacz się – Lena oparła dłonie na biodrach. Wyglądałaby groźniej, gdyby nie była tak niska. – Ten moment powinien nadejść dopiero za kilka lat!
Ira parsknęła.
- Kiedy będą mieli osiemnaście? Obaj będą w tym wieku nas przepijać, zobaczysz. 
Jej siostra wzniosła dłonie ku niebu.
Nina podała Eliasowi kolejny kawałek ciasta. Jak na kogoś, kto tyle jadł, chłopak pozostawał nienaturalnie szczupły – nawet Damon nakładał sobie mniej, mimo że codziennie przebiegał kilka kilometrów.
W tym czasie kłótnia nie ustępowała: w końcu wtrąciła się ciotka Sophie, prychając szorstko, co brzmiało nieco jak kaszel.
- Spieracie się jak stare przekupki – mruknęła oschle. – Przynajmniej Elias będzie miał jaśniejsze wizje.
Ira wybuchła perlistym śmiechem.
- Kto wie, może Damon też jakichś dostanie!
- Hej! – Obruszył się chłopak. – Nie jestem jasnowidzem, ale też wznoszę coś do tego towarzystwa, prawda Rod?
- Nie mieszam się do waszych kłótni – powtórzył mężczyzna, tym razem nawet nie unosząc wzroku.
- Elias już i tak ma jasne wizje – mruknęła Lena, ale już bez przekonania. Padła na fotel, a Nina podsunęła jej ciasta.
Damon chwycił prażynki i zaczął obracać nimi w powietrzu, właściwie nie mając ku temu żadnego celu – czasem miał to w zwyczaju, działało na niego kojąco, jak zawijanie kosmyka włosów na palcach, albo jak pstrykanie długopisem. Robił to w domu tak często, że właściwie nikt nie zwracał na to uwagi.
Po chwili Ira zaczęła obrzucać go chrupkami, a Damon łapał je dołączał do podniebnego tańca. Ułożył je w kształt pentagramu, na widok którego Elias zaśmiał się bezgłośnie, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
Damon starał się udoskonalać swoje umiejętności. Czasami przypominało to podnoszenie ciężarów – nie wiedząc czemu, chłopak nie mógł unieść więcej, niż byłby w stanie podnieść to fizycznie. Czasami miewał zakwasy po dniu, w którym usiłował pobić swój rekord. Damon był jednak sportowcem i nie poddawał się tak łatwo, poza tym Ira bardzo mu w tym pomagała, czasem poświęcali nieco wspólnych treningów na ćwiczenie telekinezy. Razem starali się nakreślić granice jego wytrzymałości – czasami przypominało to zabawę. Na początku próbowali sprawdzić, czy Damon może unieść wybrany obiekt, nie patrząc na niego; później przeobraziło się to w miotanie przedmiotami, będąc w sąsiednim pokoju. Kiedy opanował umiejętności na tyle, aby używać ich całkowicie swobodnie, wprowadzili je do walki. Damon był niepokonany.
Elias dopił herbatę, zakręcił filiżanką i postawił ją na spodeczku dnem do góry, aby reszta płynu powoli spłynęła.
- Już? – Ira uniosła brwi. Wychyliła swój kubek i jednym duszkiem wypiła napar, po czym położyła filiżankę na spodku, powtarzając ruchy chłopaka.
- Zamawiam Eliasa! – zawołała Nina, unosząc w górę ręce.
Damon zaśmiał się.
- Nie wiem, czy chciałbym, aby Elias czytał moją przyszłość – zauważył.
- Nie ma znaczenia kto ją czyta – mruknęła ciotka Sophie, patrząc na niego jak na kretyna. No tak. Przecież wszyscy to wiedzą. – Ona wciąż jest taka sama. No, chyba że ją zmienisz.
- Jak Elias ją przeczyta, dowiem się więcej – zaśmiała się Nina, stukając w dno spodeczka palcem, jakby to miało zmusić napar, aby szybciej spłynął. – Kto wie, może wywróży mi jakiegoś amanta – puściła do niego oko.
Elias zaczerwienił się. Nina wepchnęła w jego dłonie filiżankę, podrygując w miejscu i uśmiechając się, w oczekiwaniu na przepowiednię.
Chłopak spojrzał w dno naczynia, a w pokoju zapadła cisza, w wyczekiwaniu na to, co młodzieniec powie.
- Widzę spory przypływ gotówki – powiedział w końcu. – I to w najbliższym tygodniu, najwyżej dwóch. To będzie spore zamówienie, takie wielkie, wielkie. Możliwe, że zjawi się kobieta ubrana w czerń. Będzie bezpośrednia, wyłoży pieniądze na stół.
Oczy Niny zrobiły się okrągłe jak spodki. Prócz Damona miała najjaśniejsze tęczówki, koloru bursztynu.
Ira zaśmiała się ochryple.
- To świetna nowina – powiedziała. – Może kupimy lepszy samochód. Taki, który nie rzęzi.
- Co jest tam dalej? – zapytała Lena. Miała intensywnie czerwone policzki; tak reagowała na alkohol. Damon nie wiedział, czy to z powodu niewielkiej postury, czy może tak po prostu działał jej organizm.
- Kogoś poznasz, ale to będzie bardzo krótka znajomość. Niezbyt dobra, trzymałbym się od niej z daleka. Problematyczna.
- Och – Nina sposępniała. – Ale przynajmniej będę miała pieniądze – mruknęła.
- To otworzy przed tobą nowe możliwości – rzekł Elias, wciąż wpatrując się w filiżankę. – Widzę okazję.
Nina uniosła brwi, zupełnie jakby rozumiała o co chodzi.
Później nastąpiła zmiana i to ona przeczytała przyszłość jemu – w porównaniu z tym, co on jej wyjawił, przepowiednia ciotki była… po prostu mała. Sprawy związane z domem. Ukryte ryzyko. Sekret.
Do filiżanki Damona zajrzała Lena i było całkiem podobnie. Sukces poprzez ciężką pracę. Pomyśl, zanim coś powiesz. Zbliżająca się kłótnia.
Chłopak czekał cierpliwie, bo wiedział, że nie jest to punkt kulminacyjny programu. To tylko rozgrzewka. Rozruszanie umysłu i wlanie w siebie nieco alkoholu, tak dla towarzystwa. Roderick nawet nie brał w tym udziału, ani ciotka Sophie, która przysnęła w swoim fotelu z kotem na kolanach. Nina pokroiła resztę ciasta, Ira otworzyła kolejną paczkę chipsów i wsunęła całą garść do ust. Po chwili przyrządziła kolejną herbatę po irlandzku, a Lena nawet się nie opierała, kiedy rozlewała ją również chłopcom.
A potem się zaczęło, tak po prostu.
Rozsiedli się wokół okrągłego stołu, wyciągając karty. Każdy, prócz Rodericka i Damona, posiadał własne talie, wszystkie w pewien sposób odzwierciedlały ich natury – Elias miał rodzinne karty, ze szczegółowymi i kolorowymi ilustracjami, Ira natomiast kupione w sieci, z wypłowiałymi rysunkami o grubych konturach. Nina posiadała karty aniołów – używali je zwykle ludzie, których przerażały tradycyjne karty tarota, o pastelowych barwach i rysunkami pełnym skrzydlatych istot. W rzeczywistości nie różniły się niczym szczególnym, liczba i znaczenie było dokładnie takie samo. Nina je jednak lubiła.
Lena posiadała karty namalowane przez siebie samą – ich rysunki nie były tak szczegółowe jak u Eliasa, ale miały najintensywniejszą paletę barw. To była talia artystki.
Ostatnia należała do ciotki Sophie – była stara i lekko pogięta, z wytartymi brzegami. Ilustracje przypominały ryciny o wypłowiałych kolorach, przynosiły na myśl ścienne malunki widziane w kościołach, mało szczegółowe, ale treściwe.
Za oknem zapadł już zmierzch, pokój skąpany był więc w pomarańczowym świetle świec. Twarze zebranych zdawały się rozmywać, Elias wyglądał przerażająco, z dziurami zamiast oczu. Damon miał wrażenie, jakby zapach kadzideł nasilił się. Czuł jak serce bije mu z podnieceniem.
On również uwielbiał te wieczory, zaraz miał być bowiem świadkiem prawdziwej magii Bowers Hause.
Nawet Roderick się zbliżył, przyciągany jej siłą.
W ciszy rozległ się odgłos tasowanych kart.
- Kto pierwszy? – zapytała ciotka Sophie. W półmroku wyglądała jak mumia, którą już dawno powinno złożyć się do grobu.
- Może nasze biedaki? – odpowiedziała pytaniem Ira, szczerząc się krzywo.
Roderick uśmiechnął się serdecznie, odporny na przytyki starszej siostry.
- Mogę być ja – powiedział.
- Niech będzie. Trzy karty?
Reszta kiwnęła przyzwalająco głowami.
Powoli wyłożyli karty, każdy po trzy ze swoich talii.
Elias wyciągnął rzecz jasna Wisielca, z którego patrzyła spokojna twarz jego wuja. W kartach pozostałych również się pojawił – zupełnie jakby chłopak przywołał je własną talią. Damon nachylił się nad blatem – może nie miał talentu jasnowidzenia, ale dzięki bratu znał znaczenie poszczególnych kart.
Pojawiła się Papieżyca – poszukiwanie i wtajemniczenie. Nie u wszystkich, ale również u Eliasa. Damon podejrzewał dlaczego. Podobnie jak młodszy bliźniak, wuj był połączony z ciotką Sophie i jej naukami.
Chłopak zobaczył również Asa Pałek, Eremitę, Umiar i Siódemkę Pałek.
- To bardzo łagodne karty – powiedziała Lena. – Poszukujące.
- Ale nieznajdujące – dodał Elias. – Przynajmniej niebezpośrednio.
- Co to znaczy? – zapytał Damon. Jego brat skierował na niego swoje otwory zamiast oczu.
- Większość tych kart ma podobne znaczenie co Wisielec. Poszukiwanie siebie, chwila na zastanowienie. Albo dążenie do celu, pokonywanie przeszkód. To karty drogi. Poza tą – podniósł Asa Pałek. – Ta oznacza zamiar i jego realizację. Padła jednak tylko dwa razy.
- Więc więcej będzie szukał niż znajdował?
Elias kiwnął głową.
Roderick nie wyglądał na zdziwionego. Najwidoczniej bardziej znał siebie niż Damon. Chłopak nie wiedział, czy to go smuci, czy uspokaja.
- Dobra, teraz Damon – Ira łyknęła herbaty.
Wszyscy zgodzili się bezgłośnie i zebrali karty. Po pokoju przetoczył się szeleszczący dźwięk przetasowania. Po chwili wyłożyli karty na stół.
Oczywiście pokazał się Mag, u wszystkich, nie tylko u Eliasa, ale tylko u jego brata wyglądał jak on – z karty patrzyły na nich nieprawdopodobnie jasne oczy, otoczone przez czarne rzęsy. Damon wciąż liczył zbyt mało lat, aby wyglądać tak jak na rysunku, ale był blisko; miał niemal tak samo szerokie ramiona i duże dłonie, nawet jak na czternastolatka. Obciął krótko swoje smoliste włosy, gdyby je jednak nieco zapuścił, stałyby nastroszone dokładnie tak jak na malunku.
Szybko spojrzał na resztę kart.
Papież, Rydwan, Trójka Pałek, Król Buław, Król Mieczy, Paź i Rycerz Denarów… niewiele kart się powtarzało.
- To karty nauki i kariery – powiedziała ciotka Sophie. Podniosła Króla Mieczy i pokazała mu go. – Prawnik – powiedziała. Potem podniosła Rycerza Denarów. – A ta oznacza analityczny umysł, człowieka systematycznego.
Damon pomyślał o rysunkach technicznych wiszących na jego ścianie. Miał talent artystyczny jak większość Bowersów, ale nie tworzył po prostu  p i ę k n y c h  rzeczy, tak jak Rod lub Lena. Jego prace wyglądały bardziej jak wykresy lub plany. Były ładne, ale nie były niczym więcej jak architektonicznymi projektami – nikt nie uznałby tego za dzieło sztuki.
W końcu jego karta to Mag – oznacza ogromną moc, ale jest też ukierunkowana n a  z e w n ą t r z, tak jak tłumaczył mu Elias. Kiedy Eremita próbuje zrozumieć siebie, Mag stara się rozszyfrować świat. To karta nauki.
Widział to również w Paziu Denarów leżącym na stole. O ile dobrze pamiętał, symbolizowała studenta, ucznia, kogoś kto bada zasady rządzące światem.
- To bardzo dobre karty – powiedziała Lena.
Damon pokiwał głową.
- Następny? – zapytał z nadzieją.
Zebrali karty i zaczęli je tasować.
- Był pierwszy bliźniak, to może być i drugi – zauważyła Ira. Wszyscy zgodzili się bez słowa, zupełnie jakby byli jedną istotą.
Damon patrzył jak karty przelatują między ich palcami.
Wyłożyli karty.
Śmierć, Kochankowie, Ósemka Mieczy.
U Niny Śmierć nosiła nazwę Uwolnienie, ale w zasadzie znaczyła to samo. Cisza stała się jakby… c i c h s z a.
- Kto chce je odczytać? – zapytała Lena, wpatrując się w blat stołu. U wszystkich był dokładnie ten sam układ. Śmierć, Kochankowie, Ósemka Mieczy.
- Śmierć oznacza Eliasa, chyba nikt nie ma ku temu wątpliwości – mruknęła ciotka Sophie. Jej głos był szorstki i niezwykle donośny.
- Zakochasz się – Nina uśmiechnęła się do chłopaka, dziecinnie przekrzywiając głowę.
Damon zdał sobie sprawę, jak dziwnie to brzmi – Elias czasem zamykał się nawet na niego. Starszy bliźniak miał czasem wrażenie, że jego brat nie byłby zdolny do czucia  c z e g o k o l w i e k  do kogoś, kto nie byłby  B o w e r s e m.
- Albo spotkam kogoś, kto będzie miał na mnie duży wpływ – rzekł Elias, zupełnie jakby myślał o tym samym.
- Ta karta oznacza również zbieg okoliczności – dodała Lena.
- I pożądanie. – Ira uniosła znacząco brwi.
Nawet w półmroku było widać, jak Elias gwałtownie czerwienieje.
- Nie. – Nina pokręciła głową. Damon nie dziwił się. Najmłodsza z ciotek cechowała się niepoprawną romantycznością; nie mogło być inaczej, skoro należącą do niej kartą pozostawała Królowa Kielichów. – Elias się zakocha – naciskała.
Chłopak spojrzał na Damona. Jego oczy wydawały się być dziurami w twarzy, a biała skóra wyglądała na chorą.
Damon odwrócił wzrok.
- A trzecia karta? – zapytał.
- To tajemnica – mruknęła ciotka Sophie. – Odkrycie czegoś niespodziewanego. W sobie lub otoczeniu.
Nina westchnęła, przekrzywiając głowę.
Elias spojrzał na karty. Wszędzie, poza swoją talią i talią Niny, Śmierć przedstawiona została jako szkielet z kosą w dłoni, chuda i przerażająca. W karcie ciotki była aniołem o białych skrzydłach – tylko ona nie wyglądała strasznie.
Damon chciał o coś zapytać. O cokolwiek. Niestety nie odnajdywał słów.
Nie chciał wiedzieć, co oznaczają te karty. Mogły być całkowicie niewinne, jednak Damon czuł, że nic, co jest związane z jego młodszym bratem, nie może być niewinne. Nie dlatego, że Elias był zły. Po prostu… obaj byli powiązani z mocami, których nie do końca rozumieli. Tajemnica kryjąca się za ostatnią kartą go przerażała.
Elias bez słowa przetasował karty, a reszta poszła za jego przykładem.

Komentarze

  1. Jak na razie to jest chyba mój ulubiony rozdział. Totalnie się wciągnęłam, chociaż nagły przeskok czasowy nieco mnie skonfundował. Tak, tak, wiem, że mówiłaś iż to się stanie, ale jednak mimo wszystko XD
    Mega mi się podoba ten klimat Andrzejek i cała atmosfera towarzyszące Bowersom przy czytaniu kart. I o mój Boże, Lena to ja kiedy idzie o picie XD Plus bardzo mi się podoba jak ta rodzina stała się... No... Rodzinna. Czuć tę więź między nimi, chociaż trochę szkoda, że zdarzyło się to za kulisami.
    No nic. Czytanie tarota to chyba jedna z moich ulubionych scen. Napięcie jest mega, chociaż te otwory oczu Eliasa mnie rozwaliły.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i... Miłego Halloween ^^
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że to też jeden z moich ulubionych rozdziałów :) ogólnie lubię pisać takie zwykłe, rodzinne sceny, dzięki temu postacie wydają się bardziej ludzkie. Trzymam się zasady, że jeśli czytelnik ma polubić (albo współczuć) bohaterowi, musi znać go z takiej codziennej strony. Pokazuj, zamiast mówić.

      Również życzę miłego Halloween :)

      Usuń
  2. Ale przeskok. Elias to jedna z ciekawiej wykreowanych postaci, o jakich czytałam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga