KSIĘGA
PIĄTA: ODMĘT
ROZDZIAŁ 27
Minął niemal rok i nie wydarzyło się nic.
Keva leżała na podłodze przed lustrem,
opierając nogi na brzegu łóżka – rytmicznie poruszała ustami i podrygiwała
bosymi stopami, wyglądała więc, jakby śpiewała; Elias nie potrafił jednak usłyszeć
słów pieśni. Mógł jedynie się w nią tylko wpatrywać, może nieco
zbyt często, niż był skory się do tego przyznać.
Keva obróciła głowę i wychwyciła jego
spojrzenie; Elias spuścił wzrok na książki, które rozłożył przed sobą.
Przyniósł je z domowej biblioteczki, mając
nadzieję, że znajdzie w nich coś pomocnego – może coś przeoczył? Czytał je
jednak raz za razem i informacje powoli zlewały się w jedną, bezużyteczną masę.
Chłopak pożałował, że nie żyje w świecie,
w którym magia jest powszechna. Wtedy mógłby znaleźć jakieś inne źródła wiedzy,
albo po prostu poprosiłby o pomoc czarodzieja pokroju Dumbledore’a, tymczasem
pozostawała mu domowa biblioteczka z książkami, które zdążył już kilka razy
przeczytać oraz rodzina, podobnie jak on, nie mająca pewności, co powinni
robić.
Elias podniósł wzrok i pochwycił wzrok
Kevy. Dziewczyna odwróciła się na brzuch.
- Kiedyś
miałam psa, który tak się w mnie wpatrywał – zamigała.
Elias poczerwieniał.
- Tak?
- Miał
na imię Piss – potaknęła Keva.
Chłopak parsknął śmiechem.
- To
jakiś dowcip, czy może chciałaś skrzywdzić go tym imieniem? – zapytał, usiłując zapanować nad twarzą.
Keva zaśmiała się i Elias pożałował, że nie
może jej usłyszeć. Po raz kolejny zaczął wymieniać w głowie wszystko, co
wiedział o tej dziewczynie.
Pochodziła z Irlandii. Jeśli dobrze
zrozumiał, z małej mieściny bądź wioski, Keva nie doprecyzowała, ale wyraźnie
dała mu do zrozumienia, że nie lubi myśleć o tamtym miejscu. Miała psa o
imieniu Piss. W lecie lubiła spać pod gołym niebem i wspinać się po drzewach – jednego razu, w dzieciństwie, spadła z dachu przybudówki domu. I łączyły ją z Mariah
trudne stosunki, ale tego nikt Eliasowi nie musiał mówić. Wiedział o całej masie drobnych rzeczy, które chciał poznawać, ale nie interesowały reszty jego rodziny.
Może jednak nigdy nie dowiedzą się o niej
nic konkretnego. Może nigdy nie wyjdzie ze swojego więzienia.
Elias zadrżał przypominając sobie czas,
jaki spędził po drugiej stronie lustra.
Wciąż na nią patrzył, złote włosy rozlały
się na podłodze wokół jej ramion, zmierzwione jakby dopiero wstała z łóżka. Głowę podbierała
na ramionach i leniwie wymachiwała stopami w powietrzu, wciąż leżąc na brzuchu.
Kim jesteś?
- Miałaś
jeszcze jakieś zwierzęta? – zapytał, mając nadzieję, że uzna to pytanie za
niewinne i na nie odpowie.
Dziewczyna pokręciła głową.
Elias odetchnął, powoli wypuszczając powietrze
przez nos.
- My
mamy tylko koty – zamigał. – Jak
byliśmy mali, Damon chciał kupić sobie fretkę, ale nasza mama się nie zgodziła.
Keva wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Elias znowu spojrzał na otwarte przed sobą
książki, zamiast jednak po raz kolejny zabrać się za ich czytanie, sięgnął po
aparat leżący przy jego udzie. Na urodziny dostał cyfrówkę, choć
jego sercu wciąż bliski był analogowy – używał go do bardziej artystycznych
zdjęć. Natomiast ciemnia w piwnicy, którą zaaranżowała mu Lena, stała się jego
oazą – jaką powinien posiadać każdy Bowers – spędzał więc w niej mnóstwo czasu.
Keva wpatrywała się w jego dłonie. Elias zastanawiał się, co takiego dziewczyna robi, gdy jej przy nim nie ma.
Wtedy do pokoju wszedł Damon – Keva
zmarszczyła brwi, i to byłby jedyny gest, którym go powitała. Chłopak ani
trochę się tym nie przejął, obrzucił ją krótkim spojrzeniem i od razu zwrócił
się do Eliasa.
- Możemy pogadać?
Elias kiwnął głową, jego brat usiadł więc
na brzegu łóżka i odetchnął, splatając i rozplatając palce. Młodszy bliźniak
nie miał pojęcia, jak sprawić, żeby poczuł się mniej zdenerwowany, milczał więc
i po prostu czekał, aż ten się odezwie. Kątem oka widział Kevę przekrzywiającą lekko głowę, wciąż opierającą ją na łokciach. Chyba mamrotała coś pod nosem, albo po prostu bezgłośnie poruszała ustami.
- Chcę iść na architekturę – powiedział w
końcu Damon, wpatrując się w swoje dłonie. – Właściwie zacząłem składać papiery.
Elias nie wiedział co o tym myśleć –
wiedział, że jego brat to zrobi, nie mógł jednak pozbyć się wrażenia, jakby
Damon... z d r a d z a ł Bowers House.
- Co mam zrobić z tą wiedzą? – Odparł,
wlepiając wzrok w starszego bliźniaka.
- Chcę, żebyś poszedł ze mną. Mógłbyś
studiować fotografię. Mają taki kierunek, sprawdzałem.
- Ja…
- Nie mówię, żebyśmy na dobre opuścili
Bowers House – Damon wstał i zaczął wędrować po pokoju, zaczesując dłońmi
włosy. Tylko od czasu do czasu rzucał bratu krótkie spojrzenie, ale bał się najwyraźniej zatrzymać wzrok na dłużej. – W końcu musimy jakoś zarabiać – ciągnął. – Czeka
nas jakaś przyszłość, życie! Nie możemy tu tkwić i żerować na ciotkach!
- Damon… ja nie potrzebuję do tego studiów. Nie każda praca ich wymaga.
Jego brat potrząsnął głową.
Jego brat potrząsnął głową.
- Chcę to zrobić z tobą – starszy bliźniak
zatrzymał się w końcu i wlepił oczy w Eliasa, wytrzymując jego spojrzenie. –
Moglibyśmy mieszkać razem w akademiku. Może mielibyśmy nawet kilka wspólnych
zajęć.
- Nie myślałem o tym – przyznał nagle
zmieszany Elias. – Nie chcę opuszczać Bowers House, to nasz dom.
- Przecież go nie opuszczamy, Elias! –
zdenerwował się Damon. – Mówię tu tylko i kilku latach nauki, to wszystko! Nie
chcesz coś znaczyć?! Nie po to zająłeś się zdjęciami?!
Elias wstał.
- Nie odwracaj kota ogonem! To ty… ty…
- No co? – przerwał mu Damon. – Nawet nie
wiesz co powiedzieć!
Elias zacisnął dłonie w pięści, gwałtownie
czerwieniejąc.
- Wiem, że to dość nagłe – ciągnął starszy
bliźniak. – Proszę, przemyśl to. Naprawdę chciałbym, żebyśmy pojechali tam
razem.
- Pomyślę nad tym – Elias minął go i
ruszył na dół, dudniąc stopami po drewnianych schodach.
Zamknął się w ciemni i usiadł na ziemi,
podkulając kolana. Nagle rozległo się pukanie, zapalił więc lampkę.
Pomieszczenie nie było zbyt duże, ale w
zupełności mu wystarczało – wcześniej znajdował się tu składzik. Obecnie wyglądało dokładnie tak, jak można by sobie
wyobrażać ciemnię fotograficzną, z rozwieszonymi sznurkami i pojemnikami
pełnymi odczynników. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć, w kącie stała drukarka,
z której korzystał, gdy chodziło o zdjęcia do szkoły, choć zdecydowanie wolał
stare metody – pozwalały mu się wyciszyć.
Na ścianie wisiało również lustro – nie
mogło go zabraknąć – kwadratowe, o metalowej, starej ramie. Stała w nim Keva,
przekrzywiając lekko głowę.
- O
co poszło? – Zapytała, migając dłońmi. Doszli już do takiej wprawy, że
wychodziło im to całkiem naturalnie, przestali nawet literować co trudniejsze
słowa.
- Damon
chce iść na studia – odpowiedział chłopak.
Keva uniosła brwi.
-
Jaki to ma związek z tobą?
-
Chce, żebym poszedł na nie razem z nim.
Dziewczyna wpatrywała się w niego przez
dłuższą chwilę, przetwarzając jego słowa. Młodzieniec rozumiał o co chodzi – po
latach odosobnienia znowu miałaby zostać sama. Elias nie był jednak pewien, czy
tęskniłaby za nim jako osobą, czy raczej za kompanem do rozmów.
- A
ty tego chcesz? – Zapytała w końcu, nie spuszczając z niego spojrzenia.
Wyglądała dziko, ale chłopak nie wiedział, czy to z powodu mętnego światła, czy
może czujnej, podejrzliwej miny.
- Nie
wiem. Ja… - znowu nie potrafił dokończyć, dłonie zawisły w powietrzu.
Nie miał pojęcia czego chciał. Pragnął
zostać w Bowers House, pragnął odnaleźć matkę, pragnął porozmawiać z ojcem i
dowiedzieć się, czy w ogóle mu na nich zależy. Pragnął, aby Damon nie zamienił
się w Hope i nie odszedł, żeby pozostał związany z tym miejscem podobnie jak
reszta rodziny.
Wiedział jednak, że nie takiej odpowiedzi
oczekuje jego brat.
Usiadł na składanym krześle stojącym w
kącie i zaczął przeglądać stertę zrobionych przez siebie zdjęć. Czy naprawdę
chciał się tym zająć? Myśl o opuszczeniu tej bezpiecznej przystani nieco go
przerażała, ale Damon miał rację – przecież w każdej chwili będzie mógł wrócić.
Poza tym poszukiwania Hope od lat
pozostawały w martwym punkcie, może gdyby wyjechał, odnalazłby jakiś zagubiony
trop. Mógłby wrócić do lokum, które razem z matką wynajmowali tuż przed jej
zaginięciem, gdyby nie to, że zniknęło wraz z nią.
Podniósł wzrok na lustro, ale Keva już
zniknęła. Poczuł potworne wyrzuty sumienia, bo dawno temu obiecał sobie, że ją uratuje.
Jak widać, nie potrafił wywiązać się z jakichkolwiek przyrzeczeń.
To nie było właściwe. Czuł się źle z
myślą, że on ma jakąś przyszłość, a jego Hope i Keva tkwią gdzieś, gdzie są jej
pozbawione. Poczuł piekące łzy pod powiekami, cieszył się więc, że jest w
ciemni sam.
Nie mógł się jednak długo nacieszyć
samotnością, bo w tej chwili rozległo się pukanie. Z początku myślał, że
wróciła Keva, szybko jednak zdał sobie sprawę ze swojego błędu – ktoś dobijał
się bowiem do drzwi. Otworzył je i stanął twarzą w twarz z Leną.
- Damon mi powiedział – rzekła. –
Powinieneś się zgodzić.
- Nie chcesz mnie tu?
- Och – Lena otoczyła go ramionami.
Musiała stanąć na palcach, bo nawet jemu ledwo sięgała ramienia, choć to Damon
pozostawał masywniejszym bliźniakiem. – Oczywiście, że chcę – odparła,
przyciskając policzek do jego piersi. – Zawsze pozostanie tu dla ciebie
miejsce. Będziesz mógł tu mieszkać tak długo jak tylko zechcesz.
- Ale jednak każesz mi jechać z Damonem.
Lena oderwała się od niego, aby spojrzeć
mu prosto w oczy.
- Bo chcę, żebyście obaj mieli jakieś
perspektywy. Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś został tu i do końca życia roznosił
gazety.
- Rozumiem.
- Poza tym będziesz miał tam Damona –
ciągnęła ciotka. – Nie zostaniesz sam.
- Chce zamieszkać ze mną w akademiku.
- Widzisz? Nikt cię nie opuszcza.
Elias wciąż się wahał.
- A co z Kevą?
Lena westchnęła i z niechęcią spojrzała w
stronę lustra, zupełnie jakby spodziewała się ją tam zobaczyć.
- Myślę, że dobrze zrobi ci odrobina
przerwy od tej dziewczyny – powiedziała, kompletnie nie zaskakując tym
chłopaka. Lena nigdy nie ukrywała antypatii do Kevy, choć już dawno przestała
wypominać wszystkim, że powinna zostać tam, gdzie jest.
- Miałem raczej na myśli… chciałem…
- Tak, wiem, ale przecież to niczego nie przekreśla, prawda?
Elias pogładził się dłonią po karku,
mierzwiąc białe włosy.
- Tak, chyba tak – odparł bez przekonania,
ale to chyba w zupełności wystarczyło ciotce, bo przytuliła go raz jeszcze,
uśmiechając się z zadowoleniem.
Elias poczuł się jeszcze gorzej.
***
Damon wszystkim się zajął, nie zwracając
uwagi na brak zaangażowania ze strony brata. Złożył papiery za nich obu i już
jakiś czas potem oficjalnie zostali uczniami Alexandria College, pierwszy na
kierunku architektury, a drugi na fotografii; obojgu udało się nawet zdobyć
częściowe stypendium. Damon zawsze dużo się angażował, a Elias miał wyśmienite
oceny – stypendium było więc tylko formalnością.
Starszy bliźniak od razu pochwalił się
Susan i Claudii, które również miały zamiar studiować, ale na zupełnie różnych
uczelniach – chłopak mgliście zdawał sobie sprawę, że ich drogi zaczynają się
rozchodzić, nie miał jednak czasu, żeby się nad tym zastanowić – już zaczął
planowanie i pakowanie, pilnując, aby Elias również zabrał co trzeba, choć do
wyjazdu mieli jeszcze sporo czasu.
Niewiele o tym rozmawiali, Damon miał poczucie,
że jego brat musi to sobie dokładnie przemyśleć. Traktował go nieco zbyt
ostrożnie, jakby ten zaraz miał się rozmyślić, ale naprawdę chciał, aby Elias
mu towarzyszył. Wciąż starał się nie przejmować jego biernością, skłamałby jednak,
gdyby powiedział, że w ogóle mu nie przeszkadza.
Przeglądał właśnie książki, kiedy w
lustrze pojawiła się postać Kevy.
- Eliasa
tu nie ma – zamigał. Nauczył się tego głównie mimochodem, choć daleko mu
było do wprawy, jaką prezentował jego brat i zaklęta dziewczyna.
- Wiem.
Damon spojrzał na nią uważniej. Stała na
środku pokoju, ze stopami płasko postawionymi na podłodze i lekko ugiętymi
kolanami, jakby szykowała się do ataku – po chwilach spędzonych na szkoleniu u
Iry, z łatwością potrafił rozpoznać postawę wojownika.
- Więc
czego chcesz? – Zapytał.
- Pogadać.
Damon parsknął.
-
Elias ze mną pojedzie, czy tego chcesz, czy nie. Nie zatrzymasz go tutaj.
Keva poczerwieniała gwałtownie, wpatrując
się w niego ze złością, chłopak niemal spodziewał się krzyków i roznoszenia w
drzazgi jej wersji pokoju – musiała jednak wiedzieć, że Damon nie miał tyle
cierpliwości, co jego brat.
- Nie
interesuje mnie to, co robi – wymigała dziewczyna. Damon miał lekkie
problemy ze zrozumieniem tego, co mówi, Keva pokazywała znaki szybko i niezbyt starannie.
– Tyle że mieliście mnie wyciągnąć. A ja
nadal tu tkwię!
- Nic mi nie wiadomo, co mieliśmy, a co nie. – Damon wiedział, że jego słowa są bezduszne, miał już jednak dość okrywających dziewczynę tajemnic. – Poza tym co ja mam z tym zrobić? Nie mamy pojęcia jak to zrobić. Może gdybyś nie ukrywała
tak swoich sekretów, byłoby inaczej, ale nie jest!
Keva dyszała ciężko, jakby zamiast migania
znaków, rzeczywiście do siebie krzyczeli. Damon wpatrywał się w nią ze złością,
jednocześnie zastanawiając się, jak Elias może z nią wytrzymywać. Co on w niej
widział?
- Wszyscy
Bowersowie są tacy sami – wymigała dziewczyna, choć równie dobrze mogłaby
to wysyczeć. – To zdrajcy i kłamcy.
Zniknęła z pola widzenia, zostawiając
Damona samego. Chłopak miał ochotę coś rozwalić. Nie miała prawa mówić tak o
jego rodzinie. To ona – wierząc słowom martwej Mariah (a czemu mieliby nie
wierzyć?) – była zdrajczynią, choć chłopak nie miał pewności, komu miałaby wbić
nóż plecy.
Może Marii?
Żeby spożytkować jakoś energię, wrócił do
pakowania.
***
Lato minęło, a Elias wciąż nie mógł
nigdzie znaleźć zaklętej dziewczyny. Nadal nie odbijał się w domowych lustrach
– chłopak niemal zapomniał jak wygląda – wiedział więc, że dziwna magia nie
przestała działać, tylko Keva zaczęła go unikać. Młodzieniec bardzo chciał z
nią porozmawiać, lecz ona nie pojawiła się aż do dnia wyjazdu.
- Przestań się nią przejmować – rzekł
Damon, pakując torby do półciężarówki.
Elias stał na podjeździe i wpatrywał się w
dom – niemal czuł jak z każdą sekundą wyrywa mu się serce. Jak wcześniej mógł
mieszkać poza Bowers House? Jak Hope tak po prostu mogła wyjechać i już nigdy
nie wrócić?
Ira i Lena zaoferowały się odwieźć ich na
uczelnię, reszta rodziny natomiast zebrała się, aby ich pożegnać – Nina jak
zwykle była bardzo uczuciowa, wyściskała ich i wręczyła
zapas kadzideł oraz herbat ze swojego magazynu. Rod pozostał nieco mniej wylewny,
poklepał ich tylko po ramionach, prawie zrzucając z nóg.
Ciotka Sophie stała z boku, szorstka i
nieprzystępna.
- Masz przy sobie karty? – Zwróciła się do
Eliasa. Chłopak poklepał kieszeń swoich bojówek. – Chyba nie muszę ci
przypominać, jak bardzo są cenne?
- Nie mam dwunastu lat.
- Świetnie.
Elias chciał powiedzieć coś więcej, coś,
co miałoby znaczenie, niestety jego głowa jak zwykle pozostawała pusta.
- Pośpiesz się! – krzyknął Damon. Był
podekscytowany i ciekawy, młodszy bliźniak nie podzielał jednak ani jednego,
ani drugiego.
Wsiadł do półciężarówki, a Ira nacisnęła
pedał gazu, przez co pojazd szarpnął do przodu. Lena rzuciła siostrze gniewne
spojrzenie, nie powiedziała jednak ani słowa.
Bowers House robiło się coraz mniejsze i
mniejsze. Elias miał ochotę zawyć, czuł jak w jego piersi pojawia się wielka,
czarna dziura. Wyjechali na główną drogę i omijając Jonesville szerokim łukiem,
ruszyli na zachód.
- Ale ten czas leci – mruknęła Lena. –
Doskonale pamiętam, jak was tu przywiozłyśmy. Zupełnie jakby to było wczoraj.
- Mam wrażenie, jakbyśmy mieszkali tylko w
Bowers House – przyznał Damon.
Elias spojrzał na niego, ale szybko
odwrócił wzrok.
Nie miał prawa tego mówić. Nie, kiedy
niemal nie mógł usiedzieć w miejscu, nie mogąc się doczekać, aż dojadą do
Alexandria College. Miał ochotę walić pięściami w zagłówek, krzycząc, aby
zawrócili.
Nie chciał, nie chciał, nie chciał jechać.
Wyjął z kieszeni talię kart tarota i
powoli zaczął je przeglądać. Przyjrzał się Papieżycy, z której wyglądała młodsza twarz ciotki Sophie, dumna i poważna, ale w pewien
sposób dość przyjazna, a może Elias po prostu to nad interpretował.
- Elias, jak się czujesz? – Lena obróciła
się, żeby móc na niego spojrzeć.
- Dobrze – odparł młodzieniec, choć to
wcale nie było prawdą.
"Nie mam dwanaście lat" Nie mam DWUNASTU lat
OdpowiedzUsuńKurcze, obaj bliźniacy mnie strasznie irytują tutaj. Z jednej strony mamy Eliasa, hermetycznie zamkniętego i zafiksowanego na punkcie Bowers House i Kevie, nie dającego do siebie nawet wpuścić myśli o nieco innym życiu. Z drugiej Damona, który też zachowuje się... Delikatnie mówiąc źle w stosunku do Kevy, która tez wydaje mi się nieco rozwydrzona... No dobra, ale oba w sumie siedzi w tym lustrze od jakiegoś ćwierć wieku, kto by się nie wkurzył... Ech... Mam wrażenie, że bracia jakoś mało rozmawiają ze sobą...
lecim dalej!
Sonia