ROZDZIAŁ 19

Ostatecznie znaleźli kilka aparatów, w tym polaroid i aparat analogowy Contax, taki stary, z tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego roku, który od razu przypadł Eliasowi do gustu. Zabrał również ten pierwszy, ale wiedział, że raczej niewiele będzie z niego korzystał – aparat od razu wywołujący zdjęcia to świetny gadżet, ale klisza do niego kosztuje kosmicznie drogo i chłopak nie wiedział, czy może sobie na nią pozwolić.
Co innego zwykła klisza – Lena zaproponowała nawet, że mogłaby mu zbudować ciemnię. Podeszła bardzo entuzjastycznie do faktu, iż Elias szuka pasji, właściwie z niemałą ulgą, co chłopakowi niezbyt się spodobało. Było pod tym względem aż tak źle? W końcu nie spędzał całych dni na tyłku.
Po raz kolejny pomyślał jednak, że nie przykładał się do niczego, prócz wieszczenia i wspólnych lekcji z ciotką Sophie. Może hobby rzeczywiście było znakomitym pomysłem.
Damon zamówił mu kliszę przez Internet, korzystając z laptopa Iry. Eliasowi nie zostało więc nic innego, jak odłożyć aparat na szafkę nocną i czekać.
Kiedy jego brat rozmawiał z Leną o imprezie (to zawsze z nią załatwiali takie rzeczy, choć dużo łatwiej byłoby zapytać o to Irę – ona podchodziła do sprawy rodzicielstwa w zupełnie swobodny sposób), on rozsiadł się przed lustrem i zaczął rozkładać karty – to był niemalże jego rytuał. Czasami wieszczył również za pomocą run, choć karty tarota zawsze pozostawały bliżej jego serca.
Oczywiście wyciągnął Śmierć – to zawsze była ona. Przyjrzał się rysunkowi i szybko zerknął w stronę zwierciadła. Wyglądał już dokładnie tak samo jak na malunku – dziwnie się czuł z tą wiedzą. Odkąd skończył dwanaście lat przyglądał się sobie, patrzył jak jego ciało przeobraża się i wciąż czekał, aż przybierze ostateczną formę – tę widniejącą na karcie. Kiedy w końcu dotarł do tego miejsca miał wrażenie, jakby już nigdy nie miał się zestarzeć.
Zastanawiał się, czy kiedykolwiek w swojej przyszłości będzie miał krew na rękach, dokładnie jak na rysunku. W chwili gdy pojawiła się ta myśl, po jego plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz – przypomniał sobie przepowiednię, którą ogłosił przed ponad rokiem. Ktoś miał splamić sobie ręce czerwienią, po czym umrzeć.
Poczuł jak robi mu się niedobrze.
Był Śmiercią. Równie dobrze mogło to oznaczać, że w pewnym momencie stanie się...  m a r t w y.
Rozejrzał się po pokoju, starając rytmicznie oddychać. To byłoby dobre zakończenie dla jego historii. Damon na to nie zasłużył, tacy jak on nie umierali – zbyt mocno tętniło w nim życie. Pewnie nigdy nawet nie myślał o śmierci.
Co innego Elias. Nad nim zawsze zbierał się ten rodzaj chmur. Poza tym z ich dwójki to właśnie on najbardziej przypominał ojca.
Odetchnął głęboko. Czasem zastanawiał się, co stanie się z nim po wybiciu jego ostatniej godziny. Nie w metafizycznym sensie, ale bardziej przyziemnym – na gruncie Bowers House.
Elias uwielbiał ten dom za to, że niewiele się zmieniał, ale jednocześnie każdy domownik odbijał na nim swoje piętno – na jednej z framug widział miarkę Emmy Bowers, jego praprababci, takie które robi się dzieciom – młodzieniec wiedział, ile mierzyła mając dwa lata, pięć i dalej, aż do ukończenia osiemnastego roku życia. Prócz luster, w domu pełno było również zdjęć i portretów. Wiedział jak wyglądali jego przodkowie, znał ich historie – od wujka, który stracił rękę na polowaniu, kiedy dwururka wystrzeliła mu w dłoni, po daleką krewną przekonaną, że może rozmawiać ze zwierzętami, niczym w doktorze Dolittle. W końcu posiadali cały pokój uwieczniający losy każdego z Bowersów. Na jednej z półek leżał już nawet szkolny album bliźniaków. Przyszły Bowers, będzie mógł poznać losy Eliasa, chłopca, który nie powinien istnieć.
Ale istniał.
N i e   z n i k n i e.
Młodzieniec najbardziej bał się, że mógłby rozpłynąć się w niepamięci. Nie mówił tego nawet Damonowi, myśl ta jednak nigdy całkowicie nie znikała. Przerażała go perspektywa niebytności, rzeczywistości, w jakiej nikt by go już nie pamiętał – strach pogłębiał fakt, że chłopak zawsze trzymał się ubocza, nie wychylał się, tak jak robił to jego starszy brat. Miał wrażenie, jakby z tego powodu nikt nigdy go nie zauważał, przez to trudniej było go zapamiętać. Jakby ludzie na niego  p a t r z y l i, ale nie  w i d z i e l i. 
To go zasmucało, ale i przerażało.
Czasami chciał to komuś powiedzieć, niestety kiedy tylko otwierał usta, słowa rozpływały się w niebyt – nie był zbyt dobry w wyrażaniu swoich myśli, szczególnie tych o tak wielkiej wadze.
To z kolei go frustrowało.
Do pokoju wpadł Damon, czerwony na twarzy i szeroko uśmiechnięty. Ostatnio zmienił fryzurę, włosy kręciły mu się i lekko opadały na czoło – równie dobrze mógłby zostać modelem. U Eliasa natomiast czupryna wyglądała jak mgiełka – białe kosmyki były proste i łamliwe, zawsze starał się je ścinać na krótko.
- Znowu starasz się ją znaleźć? – Damon oparł się ramieniem o framugę, wpatrując się w zwierciadło.
- Kiedyś ją znajdę.
- Ciotka Sophie nie znalazła.
- Myślę, że ona nie chciała zostać znaleziona  p r z e z  n i ą.
Damon spojrzał na niego unosząc brwi, młodszy bliźniak niemal widział myśli kotłujące się w jego głowie. Nie spuszczał z niego wzroku, gotów się bronić. Damon szybko zmienił jednak temat:
- Lena pozwoliła iść nam na imprezę.
- Jesteśmy już niemal dorośli. Trudno, żeby nam tego zabraniała.
- Wiesz jaka jest Lena – Damon przeszedł przez pokój i wskoczył na łóżko. – Bywa trochę nadopiekuńcza.
Elias wyszczerzył zęby, patrząc na brata przez ramię.
- Może nie musiałaby, gdybyś był bardziej odpowiedzialny, kretynie.
Damon rzucił w niego poduszką.
- Morda – zaśmiał się.
Elias zachichotał bezgłośnie, próbując złapać poduszkę w locie – ta nieoczekiwanie wykręciła mu palce i uderzyła w lustro, które niebezpiecznie zachwiało się na zawiasach umieszczonych między ramą, a nóżkami – chłopak wyciągnął dłonie, w razie gdyby poleciało wprost na niego; tak się jednak nie stało i zwierciadło powoli znieruchomiało. Młodzieniec miał wrażenie, jakby przez moment w tafli coś zamigotało, ale zaraz znikło, może więc tylko mu się wydawało.
- Ups – parsknął Damon, bez choćby odrobiny skruchy.
- Uważaj, to antyk – Elias wyprostował zwierciadło, dzięki czemu widział zarówno siebie, jak i brata.
- Wątpię. Jak myślisz, ile może mieć lat?
- Kupiła je matka ciotki Sophie, więc cholera wie. To je czyni antykiem.
Damon zaśmiał się gardłowo i wstając zebrał noże leżące na szafce nocnej. Rzucił jeden z nich w stronę tarczy, trafiając niemal w sam środek.
- Tylko jej tego nie powtarzaj – powiedział, ważąc w dłoni kolejny nóż.
Elias wygodniej usadowił się przed lustrem i ponownie przetasował karty, trochę też popisując się przed sobą samym – potrafił wykonać tę czynność na kilka fantazyjnych sposobów i pewnie gdyby chciał, mógłby również nauczyć się karcianych sztuczek. Jednak magia, która nie była prawdziwa, nigdy go nie pociągała.
Damon również zaczął się popisywać, unosząc noże za pomocą siły umysłu i ciskając nimi w stronę ściany.
Chłopcy byli niezwykli, obaj na kilka różnych sposobów.
***
- Mój Boże, Nina! Ale tu śmierdzi! – Krzyknęła Ira, szeroko otwierając okna.
- Wcale nie – jej młodsza siostra mocniej zamachała kadzidełkiem, wzbijając nowe tumany dymu, pachnącym bazylią i szafranem. – To dobre zapachy. Na pieniądze i szczęście – ciotka zaśmiała się dźwięcznie, puszczając do chłopców oko.
Stali w progu salonu, zwabieni krzykami, które przebijały się przez elektryczną muzykę wydobywającą się z sypialni najstarszej z sióstr. Ira wymachiwała dłońmi starając się pozbyć dymu, podczas gdy Nina chodziła za nią z kadzidłem, przypominającym nieco te kościelne, tylko bez religijnych symboli. Im bardziej Ira klęła, tym Nina szerzej się uśmiechała.
- Chyba będzie lepiej jeśli zwiejemy – Damon nachylił się w stronę Eliasa, bacznie obserwując kłócące się ciotki: Ira wyrzuciła właśnie siostrze, że nie może kadzić pomieszczeń, bo to niezdrowe, podczas gdy Nina upierała się, że to dobrze wpływa na energię domu.
- Jak cię zamorduję, to wtedy zobaczysz, jaka wspaniała będzie ta cholerna energia! – warknęła Ira.
- Chyba masz rację – odparł szeptem Elias, powoli się wycofując.
Wybiegli na zewnątrz – nawet tutaj było słychać wrzaski Iry, po chwili dołączyła również Lena, krzycząc, że zakłócają jej spokój.
- Ja tu maluję! – warknęła.
Minęli dom i ruszyli w stronę pól, rozciągających się na tyłach. Cykady już zaczęły swoją pieśń, powietrze było ciężkie i parne, już po chwili ubrania lepiły im się do ciała. Młodzieńcy parli przez wysoką trawę, patrząc jak koniki polne uciekają im spod stóp.
Zapowiadało się naprawdę gorące lato.


Komentarze

  1. Ostatni fragment jest moim ulubionym. Boże, jak ja uwielbiam takie normalne, sprzeczające się rodzeństwo, nieważne czy starsze czy młodsze :P
    Poza tym... Jezus, Elias... Ciebie trzeba na terapię do psychologa/psychiatry bo sobie w końcu coś zrobisz. tak samo jak u mnie ze szlamą tak samo u ciebie, gdyby Elias dostawał złotówkę za każdym razem, kiedy smęci... Ale no, rozumiem, taki jego charakter... Niech jednak nie wiem, przemyśli wszystko ładnie i porozmawia chociażby z ciotką Sophie!
    (Wgl, polecam słuchanie psychodelicznej muzyki z psychodelicznego anime do twojego opowiadania XD)
    I Tobie również Wesołych Świat i Szczęśliwego Nowego Roku, bogatego w wenę i wolny czas!!
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, czy smęci... Po prostu jego myśli powędrowały w mroczniejsze strony :P W końcu jego karta to Śmierć, ma prawo się chłopina trochę denerowować :D

      A ja lubię takie sceny pisać :)

      Wesołych!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga