PROLOG
Jak każda duża rodzina, Bowersowie
posiadali historie bez końca opowiadane między jej członkami. Jedna z nich
dotyczyła Sue Bowers, nazywaną po prostu Zwariowaną Sue, co jednocześnie wiele
wyjaśniało, jak i mocno rozmijało się z prawdą.
Mówi się, że Sue miała tak silny talent do
jasnowidzenia, że całkowicie postradała zmysły. Przyszłość mieszała jej się z
teraźniejszością, wciąż zapominała, co się wydarzyło, a co jeszcze nie. Czasami
strach było z nią rozmawiać – według jednej z wersji opowieści przepowiedziała
swojej siostrze dzień jej śmierci. Wizje przyszłych wydarzeń nie opuszczały jej ani
na moment, nawet podczas snu. Podobno te były najsilniejsze.
Zamiast zamknąć ją w domu dla umysłowo
chorych, Bowersowie zajęli się nią sami, bo kolejną rzeczą jaką można było bowiem
powiedzieć o tej rodzinie, to całkowite oddanie dla siebie nawzajem. Istnieli
ludzie zamieszkujący Bowers House i ci, którzy nie należeli do jego murów –
przez lata nie miało się to zmienić. Albo było się Bowersem, albo nie. Nic
innego nie miało znaczenia.
Sue wymagała ciągłej opieki i zwykle nie
można było z nią zwyczajnie rozmawiać, bo jedyne co kobieta wypowiadała to
kolejne przepowiednie, bardziej lub mniej szczegółowe. Po jakimś czasie zaczęto
je zapisywać, w powoli rozrastającej się księdze, która rozrosła
się do swojego miana Wielkiej Księgi Zwariowanej Sue. Choć tytuł pobrzmiewał
kpiną jak w przypadku przydomku jasnowidzki, obchodzono się z nią z należytym
szacunkiem. Wiele z jej przepowiedni jeszcze się nie spełniło.
To jednak nie ona była jej największym
dziełem.
Przed śmiercią w tysiąc osiemset siedemdziesiątym
siódmym roku, Sue odzyskała świadomość na tyle, aby stworzyć karty tarota. Były
piękne, namalowane w najdrobniejszych szczegółach, na grubym, drogim papierze.
Stały się najcenniejszą rzeczą rodziny Bowersów, jako że przedstawiały potomków
familii, którzy jeszcze się nie narodzili. Ich twarze ukrywały się w
postaciach, ich los łączył ze znaczeniem poszczególnych kart. Były skarbem, ale
jednocześnie tajemnicą, przestrogą, zmorą bądź obietnicą. Dla Eliasa były
poniekąd każdą z tych rzeczy.
Dostał je jakiś czas potem, jak na dobre
zamieszkał w Bowers House. Kiedy jego brat wdał się w ich matkę, on przypominał
bardziej ojca – był jednocześnie niezwykły, jak i przerażający. Posiadał też coś z
samej Zwariowanej Sue – namalowane przez nią karty miały mu pomóc uporządkować
własne wizje – choć jego ciotki nigdy mu tego nie powiedziały, liczyły,
że talia uchroni go przed obłędem.
Elias wiedział jednak, że nie taki los
jest mu pisany.
W kartach tarota przedstawiono go jako
śmierć.
Wow, prolog a ja już jestem zaintrygowana. Tylko tak dalej!!
OdpowiedzUsuńProlog przywodzi mi na myśl film mojego dzieciństwa: "Totalna magia". Całość nadaje świetny klimat. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuń