ROZDZIAŁ 49
Elias patrzył jak w pokoju robi się coraz
jaśniej. Obudził się już parę godzin temu, nie poruszył się jednak, wsłuchując
w spokojny oddech leżącej obok Kevy. Jasne włosy miała rozrzucone na poduszce,
chłopak owijał kosmyki między palcami, czując jak dziewczyna przygniata go
coraz bardziej – przerzuciła ramię przez jego pierś i przycisnęła się do niego,
oplatając swoje nogi z jego.
Elias był świadom każdego centymetra jej
nagiej skóry.
Po chwili dziewczyna przeciągnęła się i
otworzyła oczy, rozglądając się po pokoju. W końcu skierowała swoje spojrzenie
na Eliasa i uśmiechnęła się kpiarsko, bardzo zadowolona z siebie.
- Wyglądasz niezwykle promiennie –
powiedziała, ponownie się rozciągając i przyciskając korpus do jego boku.
- A ty na bardzo wypoczętą – odparł i
przelotnie pocałował ją za uchem, wkładając nos w blond loki.
Bardziej poczuł, niż usłyszał jej śmiech.
Opadł na wznak, wciąż mając przygniecione
ramię przez głowę dziewczyny, ale mimo mrowienia w palcach nie miał zamiaru
zmieniać pozycji – jakby te spokojne chwile były tylko ciszą przed burzą, a
dotyk jej policzka na bicepsie stanowił coś w rodzaju pożegnania.
Nie chciał się z nią żegnać.
Cienka kołdra lekko się zsunęła i chłopak
zobaczył nagą łopatkę – Keva miała złocistą, zdrową skórę, jej brzoskwiniowa
karnacja znacznie odbijała się kolorem od jego białej cery; widział to
szczególnie teraz, kiedy dotknął dziewczęcej łopatki i przyglądał się swoim
palcom sunącym po gładkiej skórze.
- Elias.
- Tak?
Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Chyba mam pewien pomysł – powiedziała i
czar prysł. Elias przypomniał sobie gdzie jest i w jakiej kabale tkwi; trzeba
było wrócić na ziemię i zająć się swoimi problemami. Mimo wszystko miał
nadzieję, że chwila spokoju potrwa nieco dłużej.
Podniósł się na ramieniu, odrywając od
niej dłonie.
- Jaki?
- Pamiętasz dlaczego twoja matka tu
trafiła?
- No tak, mówiłem ci. Chciała się
skontaktować z…
- Bogiem – dokończyła Keva, przekrzywiając
lekko głowę, a blond loki opadły mu na ramię. – Myślisz, że w końcu dowiedziała
się, jak to zrobić?
- Nie wiem. Dlaczego o to pytasz?
Keva podniosła się i usiadła na nim
okrakiem. Koc całkiem się z niej zsunął, dzięki czemu chłopak miał ponownie
okazję pozachwycać się nad jej ciałem. Położył dłonie na jej udach, nie mogąc
się powstrzymać i zagryzł policzek od środka, starając się skupić na tym, co
dziewczyna do niego mówi.
- Myślałam o tym i sądzę, że powinieneś
spróbować. Porozmawiać z Nim. Możemy nazwać to próbą pertraktacji.
Elias zapomniał na moment o jej skórze.
Podniósł się do pozycji siedzącej marszcząc brwi, mając w głowie prawdziwy
mętlik.
- Miałbym poprosić go… o co? Żebym nie
musiał być Bestią?
- Gdy mówisz to na głos, brzmi strasznie
głupio. Ale pomyśl tylko przez chwilkę. Porozmawiałbyś z Nim, a nuż wynikłoby
z tego coś dobrego.
Elias zamrugał pośpiesznie kilka razy,
starając się przekalkulować to, co do niego mówiła. To naprawdę brzmiało… sam
nie wiedział, zbyt prosto, aby mogło się udać. Poza tym problem leżał też
gdzieś indziej.
Elias zawsze wiedział, że jego ojciec jest
aniołem, a skoro istnieją niebiańskie istoty, to musi istnieć i Bóg. Jednak
jego… i s t o t a, jego b
y t, pozostawał tak samo nieuchwytny i
daleki jak dla katolików żarliwie modlących się w kościołach.
Świadomość, że Bóg istnieje, niczego w
jego życiu nie zmieniała. Znał prawdę od kołyski, nie doznał więc żadnej
rewolucji w swoim światopoglądzie, nie uznał też, że musi się nawrócić i żyć
zgodnie z chrześcijańską doktryną, bo inaczej nie dozna zbawienia. Dzięki
Rodowi wiedział, że do Raju trafia się za prawdziwie dobre uczynki, a nie za
ilość godzin spędzonych w kościele - wuj spotkał wystarczająco dużo
pokutujących i zbawionych dusz, aby to wiedzieć.
Zatem Bóg nie był mu potrzebny na żadnym
etapie swojego życia. Właściwie na ogół zapominał o jego istnieniu. Bynajmniej
nie darzył go jakimikolwiek górnolotnymi uczuciami, jakich można by się w tej
sytuacji spodziewać.
Jednak na samą myśl, że miałby się z Nim
skontaktować, czuł się… d z i w n i e.
I co miałby powiedzieć? “Cześć, jestem
Elias, czy mógłbyś nie zmuszać mnie do sprowadzenia Armagedonu na Ziemię?”
Bóg pozostawał nieuchwytny i Elias miał
wrażenie, że taki powinien pozostać.
Keva musiała widzieć jego wahanie na
twarzy, mimo to spokojnie czekała, aż to wszystko przetrawi. Ona sama zdawała
się spokojna i opanowana, jakby całkowicie wierzyła w swój pomysł.
- Chyba najpierw muszę porozmawiać z mamą
– rzekł Elias, wywijając się od odpowiedzi.
- No tak – odparła Keva. – W końcu to ona
najprawdopodobniej wie, jak się z Nim skontaktować.
- I co, myślisz, że ona tak po prostu da
nam te instrukcje?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Elias odetchnął, czując, że nie ma pojęcia
co robić. Równie dobrze mógłby polegać na jej pomyśle – bo czemu nie? I tak nie
miał niczego innego.
Na tym etapie był w stanie zrobić wszystko,
byle tylko nie być tym, za kogo wszyscy go uważają.
Nie chciał zniszczyć Bowers House.
Keva zeszła z niego i sięgnęła po sukienkę
leżącą w nogach łóżka. Elias również zaczął się ubierać, czując rosnące
zdenerwowanie na samą myśl o rozmowie z matką. Nie miał pojęcia czego się
spodziewać – już nie znał tak dobrze Hope jak dawniej. Możliwie, że nigdy jej dobrze
nie znał.
Ubrali się, odświeżyli i zeszli na dół do
jadalni, spodziewając się zastać stół obładowany śniadaniem – wczorajszego
wieczora Elias nic nie zjadł, miał nadzieję, że tym razem się posili.
Zastali jednak prawdziwy raban.
Hope krzyczała, kłócąc się z Lucyferem,
choć z drugiej strony trudno to było nazwać kłótnią – Hope się piekliła,
podczas gdy Lucyfer po prostu spokojnie czekał aż się uspokoi, ukrywając oczy
pod długą grzywką. Uchylił się, kiedy rzuciła w niego jakimś bibelotem,
roztrzaskując go na kilkanaście części.
-
Zataiłeś to przede mną! – warknęła.
- Nic podobnego nie zrobiłem – odparł
spokojnie Lucyfer, nie zważając na to, jak wściekłym spojrzeniem go obrzuca. – Mówiłem
ci, że Piekło jest nim nie bez powodu.
- To nie to samo! Mogłeś, mogłeś… - Hope
krzyknęła z bezsilności i zaczęła rozrzucać kolejne przedmioty leżące na
komodzie, w tym lampę z abażurem. Lucyfer spojrzał na bałagan i jego oczy coś
zasnuło, co sprawiło, że Elias poczuł jak ściska mu się serce; Lucyfer zdołał
jednak powściągnąć złość i jego twarz pozostała kamienna oraz nieprzenikniona.
Hope zdawała się tego nie zaważyć, zbyt zajęta roznoszeniem pomieszczenia na strzępy.
- Wystarczy – odezwał się Samael, wchodząc
do jadalni; Elias obrócił się, nie spodziewając się zobaczyć za sobą ojca.
- Tato?
Samael uciszył go spojrzeniem. Podszedł do
Hope i chwycił ją za przedramię – kobieta sapnęła przez nos i spojrzała na niego
wściekle, nie powiedziała jednak nic więcej. Jej wzrok natrafił na Eliasa i
całkiem się uspokoiła. Chłopak nieświadomie splótł palce z palcami Kevy i lekko
je ścisnął.
Lucyfer również spojrzał na ich dwójkę i
na jego twarz padł cień uśmiechu.
- Chodźcie na śniadanie. Arael w tym
czasie to posprząta – rozejrzał się po zniszczonym pokoju, marszcząc w
niezadowoleniu nos, ale i ten gest szybko ukrył.
Elias otworzył usta, aby poprosić mamę o
rozmowę, ostatecznie jednak odwrócił się i podążył za Lucyferem, kierując się
do jadalni.
Na korytarzu spotkali Damona – chłopak
pobladł, widząc brata i Lucyfera razem, Elias nie miał jednak pewności
dlaczego.
- Słyszałem hałas – powiedział starszy
bliźniak, marszcząc brwi.
- Wasza mama się piekli – odparła Keva, uśmiechając
się złośliwie. – Już wiadomo po kim masz charakter.
Damon obrzucił ją niezadowolonym
spojrzeniem, nie odezwał się jednak słowem. Miał dziwną minę, ale Elias
postanowił, że jej źródła doszuka się później. Teraz miał inne rzeczy na
głowie.
Przeszli do jadalni, gdzie w istocie
czekało już śniadanie. Wszyscy zasiedli do stołu i Elias poczuł się dziwacznie
– naprawdę byli tu wszyscy. Nadąsana matka, ojciec, Lucyfer, jego brat i Keva.
Nad ich głowami wisiało tak ciężkie powietrze, że Elias nie mógł swobodnie
odetchnąć. Bał się podnieść wzrok, aby nie napotkać czyjegoś bacznego
spojrzenia, nie miał też kompletnie ochoty na pyszności, które leżały tuż pod
jego nosem.
- Eliasie – odezwał się Lucyfer i chłopak
zerknął na niego.
- Czy myślałeś już, co będziesz robił
potem?
Elias spojrzał na Kevę, widząc kątem oka
jak Damonowi rzednie mina, a matka zaczyna kręcić się w krześle, z całych sił
powstrzymując się przed rzuceniem na Lucyfera z pięściami.
- Trochę – przyznał Elias. – Dlaczego pan
pyta?
- Bo zastanawiałem się nad twoim problemem.
I chciałbym, abyś tu został. Tutaj byłbyś wolny od jarzma swojego
przeznaczenia.
Elias otworzył lekko usta, wpatrując się w
swojego gospodarza.
Hope wstała gwałtownie, przewracając
krzesło i strącając szklankę ze stołu. Wszyscy spojrzeli na nią.
- Mój syn tu nie zostanie – wycedziła.
- Chyba już dawno przestałaś o nim
decydować, prawda? – odgryzł się Lucyfer.
Hope podniosła dłoń, jakby chciała go
uderzyć. Wtedy wtrącił się Samael, łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie.
- Wystarczy – powiedział.
- Dziękuję, ale nie mogę skorzystać z
propozycji – wtrącił Elias, widząc jak jego matka piekli się coraz bardziej.
Wszystkie pary oczu znowu skierowały się w jego stronę. – Mam już plan. Chcę
skontaktować się z Bogiem.
Powietrze stało się jeszcze cięższe, Elias
miał wrażenie, jakby mógł kroić je nożem – ich spojrzenia przygniatały go do
ziemi, a on mógł tylko siedzieć i czekać na ich reakcję. Kątem oka widział, jak
Keva się szczerzy – oczywiście, że tak, jeśli kogoś miałby bawić cały ten
rozgardiasz, to tylko ją.
- Eliasie, chyba tego nie przemyślałeś –
odezwał się do niego Samael, po raz pierwszy odkąd znalazł się w pałacu
Lucyfera.
Chłopak poczuł ulgę – nawet nie wiedział,
jak mu to milczenie ciążyło. Chciał porozmawiać z ojcem, dowiedzieć się nieco o
dniu, w którym Keva przekręciła lustro i we trójkę spadli w przepaść Piekła.
Możliwe, że chciał po prostu usłyszeć, że wszystko jest w porządku.
Elias odetchnął.
- Pewnie nie – przyznał. – Ale mimo to
chcę to zrobić.
- I co, jak to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem – Elias podniósł lekko głos.
Zdał sobie sprawę, że zaciska dłonie na obrusie. Szybko je rozluźnił. – Chcę
uniknąć roli Bestii, ale ukrywanie nie jest dobrym pomysłem. Chcę kiedyś wrócić
do Bowers House.
Hope spuściła wzrok, a Damon uspokoił się,
dzięki czemu Elias wreszcie zrozumiał jego wcześniejszą minę.
- A wiesz przynajmniej, jak się z Nim
skontaktować? – odezwał się Lucyfer.
Elias otworzył usta i zawahał się.
- Wiem – powiedział w końcu. Bo wiedział.
Nie potrzebował pomocy matki ani ojca, zdał sobie bowiem sprawę, że ta wiedza
była z nim od początku.
Keva spojrzała na niego i uniosła brwi.
Elias wstał od stołu, starając się nie
zaciskać pięści.
- Bóg już zbyt długo ignorował to, co
dzieje się na Ziemi. Czas, aby wreszcie się tym zajął. A żeby to zrobił, muszę
się najpierw o to upomnieć.
Zapadła cisza. Wtem rozległ się donośny,
uradowany śmiech, wydobywający się z ust Lucyfera. Anioł odchylił głowę do
tyłu, Elias miał wrażenie, jakby zaraz miał spaść z krzesła – chłopak
gwałtownie poczerwieniał na twarzy, nie miał jednak zamiaru cofać słów.
Keva wstała gwałtownie, chwyciła filiżankę
i rzuciła nią o podłogę. Potem złapała Eliasa za rękę i wyprowadziła z jadalni,
a zaskoczony Damon zerwał się i pobiegł za nimi, doganiając ich w korytarzu.
- Zróbmy to teraz – powiedziała Keva, a
jej policzki oblewał rumieniec. – Na pewno wiesz jak to zrobić? – zapytała
Eliasa.
- Mam przeczucie, że tak.
- Czekajcie – Damon zaszedł im drogę. –
Kiedy… to na pewno dobry pomysł?
- Jedyny jaki mamy – odparła Keva. –
Musimy wydostać się z Piekła. Nie mam ochoty podzielić losu waszej matki.
- Czy choć przez chwilę, możesz przestać
być impulsywna? Nigdy nie zastanawiasz się, co robisz!
Dziewczyna obrzuciła go chmurnym
spojrzeniem.
- Zastanawiam się.
- Tak?! Ja sądzę, że jednak nie.
- Przestańcie się kłócić – przerwał im
Elias. – To nie czas ani miejsce. Keva ma rację, musimy wydostać się z Piekła.
Skoro wiemy, gdzie jest mama, i że nic jej nie jest, to nie ma sensu… – jego
głos załamał się, Elias szybko odchrząknął i dokończył. – Nic jej nie jest.
Możemy wracać.
Damon wpatrywał się w niego przez chwilę,
po czym odwrócił wzrok.
- W porządku.
Keva ponownie chwyciła Eliasa za rękę i pociągnęła
w stronę pokoju, gdzie Arael sprzątał bałagan narobiony przez Hope. Słyszeli trzaskające
drzwi do jadalni i głos matki bliźniaków, która prosiła ich, aby się odezwali,
lecz oni nie mieli zamiaru odpowiadać – przyparli Araela do ściany, podczas gdy
Damon pilnował drzwi.
- Chcemy się wydostać z Piekła –
powiedziała Keva. – Pokaż nam drogę.
Arael pobladł.
- Nie wiem, czy mogę to zrobić. Jesteście
gośćmi mojego…
- Przestań gadać – przerwała mu Keva. –
Chcemy po prostu wiedzieć, gdzie jest wyjście.
Elias widział jak jabłko Adama przesuwa
się po szyi Araela.
- Jest na tyłach pałacu, w zamkniętej
części ogrodu. Mogę was tam zaprowadzić…
- Najpierw musimy iść po swoje rzeczy –
wtrącił Damon.
- Rzeczy? – Keva zmarszczyła nos. – Co
niby chcesz zabrać?
- Na przykład moją zbroję i miecz. Nie
zapominaj, że na zewnątrz już na nas czekają.
- Damon ma rację – wtrącił Elias. –
Pośpieszmy się.
Musieli więc zmarnować kilka minut na
udanie się do sypialni i ubranie się Damona – Keva kręciła się niecierpliwie, wciąż
popędzając chłopaka, podczas gdy starszy bliźniak tylko zgrzytał zębami. Elias
obserwował ich z boku, wciąż rozmyślając o tym, co mają zamiar zrobić. Już od
jakiegoś czasu miał wrażenie, jakby skoczył z przepaści i leciał głową w dół,
nie bardzo mając wpływ na to, co się dzieje.
Kiedy Damon był już gotów, wyszli na
korytarz, ciągnąc za sobą Araela. Ruszyli schodami w dół, kierując się w stronę
tylnego wyjścia prowadzącego do ogrodu, jednak w kolejnym przejściu drogę zagrodziła im Hope.
- Chłopcy… - rzekła, choć już od dawna nie
byli „chłopcami”. Chyba zdała sobie z tego sprawę, bo ze świstem wciągnęła
powietrze w płuca, nie mając pojęcia co powiedzieć dalej. Ich relacja stała się
tak niezręczna, że Eliasa aż to bolało.
Nagle zza węgła wyłonił się uśmiechający
się Lucyfer.
- Pozwól im iść – otoczył Hope ramieniem, ale
kobieta szybko strąciła jego rękę; anioł zdał się tego nie zauważyć. – W sumie
jestem ciekaw, co z tego wyniknie – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Jak
rozumiem, prowadzisz ich do Bramy? – Spojrzał na Araela, który zaczerwienił się
gwałtownie.
- Ja…
Arael został uratowany od odpowiedzi, bo
do zgromadzenia dołączyła kolejna osoba. Ojciec zatrzymał się za Lucyferem i
posłał Eliasowi czujne spojrzenie.
- Wiem co robię tato – odparł chłopak,
brzmiąc bardziej pewnie, niż sam się czuł. – Tak jak ty chcę decydować o swoim
losie, ale żeby mieć to prawo, najpierw muszę się zbuntować.
Samael zrozumiał.
Odsunął się, aby mogli przejść.
- Powodzenia – powiedział. – Całej waszej
trójce.
Arael poprowadził ich do ogrodu, gdzie
stał wieki kamienny łuk. Elias spodziewał się zobaczyć drzwi podobne do tych,
którymi przemieszczali się po Piekle. Szybko zdał sobie jednak sprawę, że Brama
jest czymś zupełnie innym od tych niewielkich portali; nawet z tej odległości
czuł emanującą z niej moc, mimo że sama Brama wcale nie prezentowała się
specjalnie groźnie. Chłopak czuł jak włoski na karku stają mu dęba.
Nią mieli wydostać się z Piekła.
Bramę otaczał jaskrawozielony żywopłot,
ustawiony w elegancki sześcian – prowadziła do niej tylko jedna kamienna
ścieżka i urywała się w chwili, kiedy docierała do łuku. Elias zastanawiał się,
czy tylko on słyszy dziwny świst, jakby Brama generowała napięcie elektryczne.
- Musicie po prostu przez nią przejść –
powiedział Arael.
- Po prostu? – Powtórzył Damon.
- Jeśli wyobrazicie sobie jakieś miejsce
na Ziemi, to tam was zabierze. Musicie jednak pomyśleć o nim wszyscy troje,
inaczej nie będzie zbyt ciekawie.
- Bowers House? – zaproponował starszy
bliźniak.
Elias pokręcił głową.
- Nie chcę mieszać w to wszystko Bowers
House.
- Znam ustronne miejsce – wtrąciła Keva. –
To opuszczona kolej, niedaleko Stockton City. Nadaje się na kontakty z Bogiem –
wyszczerzyła się.
Bracia zgodzili się i razem przekroczyli
Bramę.
Przepraszam, tekst o tym, że Bóg mógłby w końcu zająć się tym, co się dzieje na Ziemi, mnie rozwalił. Ja już to widzę XD
OdpowiedzUsuńLucek nadal moim ulubiony bohaterem. Zachowuje się trochę, jakby oglądał występ małpek w zoo i zastanawiał się, która pierwszy się poślizgnie i wpadnie do wody.
Hope może iść się walić, serio. Samael... Well, nie ma prawa nic kazać bliźniakom, ale fajnie, że chociaż "zrozumiał" Eliasa... A propo Eliasa... Nie wiem, mam wrażenie, że jakby Bowers House nie istniało to równe dobrze mógłby zniszczyć Ziemię? Jestem świadoma, ze to pewni błędne wrażenie, ale jakoś tak... Wiesz, kładziesz nacisk na Bowers House, dlatego tak.
Czekam na rozmowy z Bogiem. Bardzo. Jestem ciekawa w jaki sposób Go wykreujesz.
Sonia