ROZDZIAŁ 40
Aniołowie musieli naprawdę uwielbiać
wysokość, Damon nie miał ku temu żadnych wątpliwości. Kazali mu się stawić na
jedno z najwyższych pięter opuszczonego biurowca, będącego już na wykończeniu
– budowlańcy mieli tylko pomalować wnętrza, założyć przełączniki, rolety i inne
drobiazgi. Pachniało nowością, wszędzie leżały narzędzia i zwoje kabli. Niezbyt
eleganckie miejsce na takie spotkania. Aniołowie zebrali się w pomieszczeniu, w
którym miały stanąć boksy pracowników i zebrali się w ciasną grupę. Nie musieli
martwić się, że ktoś ich nakryje – z powodu niedzieli budynek zionął pustkami.
Zanim jednak do tego wszystkiego doszło,
Caliel obudził go przed świtem i nakazał się ubrać. Damon z trudem otworzył
oczy, miał wrażenie jakby przespał zalewie godzinę. Chłopak wygramolił się z
łóżka, pocierając zaspane oczy, jednocześnie starając się odzyskać jasność
myśli.
- Jest jeszcze ciemno – zauważył.
- Spałeś już wystarczająco długo.
- Ludzie potrzebują nieco więcej niż
cztery godziny.
Caliel spojrzał na niego dziwnie, przez co
Damon zaczął się zastanawiać, czy nie powiedział czegoś niestosownego. Może
chodziło o to, że nazwał się człowiekiem? Tak na dobrą sprawę nie miał pojęcia
jak aniołowie go postrzegają. Jofiel chciał jego pomocy, ale co z pozostałymi?
Czy wszyscy wyrazili zgodę na jego obecność? Wiedział, że czeka go spotkanie z
nimi i nie miał pojęcia czego się spodziewać. Na czym to będzie polegało?
Zdał sobie sprawę, jak nieprzemyślana była
to decyzja.
Co miał jednak zrobić? Elias z ojcem mogli
przebywać gdziekolwiek – Damon spędziłby pewnie miesiące na poszukiwania, a nie
miał tyle czasu; nie, jeśli Keva miała rację na temat chłopaka.
Zaczął się zastanawiać, czy aniołowie w
ogóle znają prawdę.
Cóż, na pewno teraz się tego dowie.
Zerknął w stronę zbroi czekającej na niego
na stojaku. Podszedł do niej i jeszcze raz pogładził ją dłonią.
- Nie mamy czasu, panie – wtrącił Caliel.
Damon stłumił westchnienie.
Kiedy wziął szybki prysznic nałożył pancerz z drobną pomocą Caliela – nie mógł poradzić sobie ze wszystkimi paskami i
zapięciami. Oczywiście okazało się, że zbroja leży idealnie, nie krępuje ruchów
i doskonale przylega do ciała. Kiedy młodzian ćwiczył szermierkę z Irą, nie
znosił korzystać ze specjalnych ochraniaczy, bo spowalniały go i były po prostu
niewygodne. Nie miał jednak tego problemu z pancerzem. Prawie go na sobie nie czuł.
Do pasa przypiął swoją katanę. Nie
wiedział, czy przysługiwała mu w ogóle broń, ani czy jakąś dostanie. Poza tym
przywykł już do swojego miecza – miał przy sobie choć odrobinę domu.
Na spotkanie przybyli ostatni – słońce
jeszcze nie wstało znad horyzontu, choć Damon czuł się już całkowicie
wybudzony. Zatrzymał się w progu pomieszczenia, podczas gdy aniołowie
wpatrywali się w niego z uwagą – niektórzy wyrażali zaciekawienie, inni
niepewność, a zdecydowana większość nieukrywaną niechęć i niesmak. Damon wygiął
łopatki, nie chcąc pokazać po sobie słabości.
- Damonie – przed szereg wyszedł Jofiel,
uśmiechając się dobrodusznie. Chłopak zbliżył się, zerkając przelotnie na
zebranych. – Dobrze, że jesteś.
- To ten syn Samaela? – Zapytał ktoś,
chłopak nie dojrzał kto.
- Tak, to ja – mruknął w odpowiedzi.
Rozległy się ciche szmery, Damon miał wrażenie,
jakby był jednym z okazów w zoo – czuł na sobie ich spojrzenia, starał się
jednak nie pokazać po sobie zmieszania. Musiał wyglądać na jak najpewniejszego
siebie, aby aniołowie traktowali go poważnie.
Głosy szybko jednak umilkły, kiedy przed
młodzieńcem stanął kolejny anioł, czarnowłosy mężczyzna o głębokich, piwnych
oczach i kwadratowej szczęce – był wysoki oraz barczysty, i choć przewyższał
Damona zaledwie o parę centymetrów, zdawał się znacznie nad nim górować.
Chłopak starał się nie skulić. Anioł miał piękne, czarne skrzydła, które lekko
błyszczały.
- Jestem Archanioł Michał – przedstawił
się mężczyzna, unosząc dumnie brodę. Damon oderwał wzrok od jego skrzydeł i raz
jeszcze spojrzał na gładką twarz mężczyzny. Była tak nieskazitelna, że trudno
ją nazwać ludzką. Wydawała mu się aż nazbyt symetryczna.
- Miło mi pana poznać – chłopak nie wiedział co
innego mógłby odpowiedzieć, choć słowa te brzmiały w jego ustach nieco
karykaturalnie. Odchrząknął, chcąc jak najszybciej przejść do rzeczy. – Wiecie
gdzie jest mój brat?
- Widziałem go z Samaelem – wtrącił się
Jofiel.
- Naprawdę mamy zamiar traktować go, jakby
był… to nefilim! – krzyknął ktoś.
- Dokładnie! Naprawdę chcemy go tutaj?!
- To demon!
Kilku aniołów zaczęło się przekrzykiwać,
pomieszczenie wypełniło się głosami i nerwowymi szelestami skrzydeł. Damon miał
wrażenie, jakby do środka wpadł huragan – śmieci leżące w kątach uniosły się w
powietrze, rozległ się jeszcze głośniejszy szum, chłopak czuł jak podmuchy biją
go po twarzy. Słońce powoli zaczęło unosić się nad horyzont, dzięki czemu
zebrane postacie stały się nieco wyraźniejsze, kilka zapalonych lamp mimo
wszystko nie dawały wystarczająco dużo światła. Cała ta chwila wydawała się
nierzeczywista – Damon zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie śni. Wychował
się w Bowers House, gdzie niezwykłość była na porządku dziennym, to jednak…
Na twarzy Archanioła Michała przemknął
jakiś cień – mężczyzna nie spuszczał oczu z Damona lustrując go uważnym
spojrzeniem, jakby próbował przejrzeć jego osobę na wylot. Bardzo przypominał w
tym momencie Eliasa. Damon niemal widział w jego oczach kręcące się trybiki,
kiedy tak stał i go oceniał, prawie przy tym nie mrugając. Chłopak zaczął się
zastanawiać, czy znajduje w nim to, czego teraz szuka – nie miał pewności, czy
chce, aby to znalazł.
W końcu Archanioł podniósł dłoń i wszyscy
zamilkli. Powietrze na powrót stało się nieruchome, latające śmieci powoli
opadły pod ich stopy. Damon myślał, że da im jakąś reprymendę, ale on tylko
przeszedł dalej:
- Twój brat jest z Samaelem – powtórzył. –
Obaj znajdują się tutaj, w tym mieście. Chcemy, aby jak najszybciej ich
rozdzielono.
Damon przełknął ślinę.
- Wiecie kim jest? – Zadawał to pytanie z
najwyższym trudem. – Mój brat. Wiecie jaką ma wypełnić rolę w tym wszystkim? –
Wciąż nie mógł do końca uwierzyć w to, co powiedziała mu Keva. Elias nie był
zniszczeniem. Nie mógł nim być.
- Oczywiście – odrzekł Archanioł z czymś,
co wydało się Damonowi drwiną. Może jednak tylko się przesłyszał, bo twarz
mężczyzny pozostawała tak samo nieruchoma jak wcześniej, tylko te oczy nie
przestawały szukać i oceniać. – Samael starał się to przed nami zataić, ale
zbyt długo żył w odosobnieniu.
- Jak się dowiedzieliście?
Aniołowie stali się niespokojni, nawet
Damon to zauważył. Poruszyli skrzydłami, znowu wznosząc delikatny podmuch wiatru,
który zgarnął mu włosy z czoła. Nagle zdał sobie sprawę, dlaczego poprosili go
o pomoc, mimo że wyraźnie nie znosili nefilim. Poczuł dreszcze
przebiegające po plecach.
Byli przekonani, że to on jest drugą z
Bestii.
Elias był tą, która nadchodzi pierwsza,
ale drugą, zwaną Fałszywym Prorokiem mogła być równie dobrze Keva. Bez względu
na to, co sądziła ciotka Sophie, dziewczyna bardziej pasowała do tej roli –
czyż wcześniej nie uważana była za pierwszą z Bestii?
Mariah na pewno nie panikowała na darmo.
Aniołom najwyraźniej nie zależało na jego pomocy
– przede wszystkim chcieli mieć ich tylko dla siebie. Jeśli posiada się
niszczycielską broń, istnieje szansa, że można nią pokierować. Damon nie dziwił
się, w końcu Koniec Świata dotknąłby w pewnym sensie również Niebiosa.
Jak mógł być tak głupi, że nie dostrzegł
tego wcześniej?
Postanowił grać w tę grę. Kiedy odnajdzie
Eliasa, po prostu odejdzie.
O ile miało to być takie proste.
- Jak macie zamiar to wszystko
powstrzymać? Wiecie co mój ojciec chce z nim zrobić?
- Twój ojciec to oszust i kłamca – warknął
Michał. – Zhańbił nasze dobre imię, zasłużył na wygnanie i póki co nie ma
wstępu do Edenu. On nigdy nie liczył się z konsekwencjami; dla niego zawsze najważniejszy
był on sam i teraz jest dokładnie tak samo. Jeśli trzyma przy sobie tego
chłopaka, to tylko dla własnych korzyści.
Damon zerknął w stronę Jofiela. Anioł
zdawał się zmieszany, ale nie odezwał się ani słowem. Chłopak nigdy nie miał
zbyt dobrego mniemania o swoim ojcu, ale jednocześnie nie był pewien, czy może
im uwierzyć.
- Twoim zadaniem jest ściągnąć swojego
brata do nas – kontynuował Archanioł Michał. – Nie możemy pozwolić, aby został
pod kuratelą Samaela, a tym bardziej, aby dostał się w ręce Upadłych.
- A gdy już go ściągnę, to co potem?
- Otoczymy go ochroną, rzecz jasna.
- Czyli jak dobrze rozumiem, mam być
przynętą, tak?
- Chcemy, abyś przekonał go, że może nam
zaufać – wtrącił Jofiel. – Bo może.
Damon wiedział już, dlaczego ofiarowano mu
zbroję, dano mu miejsce do odpoczynku i anioła do pomocy. Wiedział jednak, że
nie może się już wycofać, na to było już zdecydowanie za późno.
- W porządku – powiedział, starając się,
aby w jego głosie nie słychać było wahania. – Dajcie mi jego namiary, a ja
postaram się go ściągnąć.
***
Upadli zebrali się wokół niej, ale żaden z
nich nie chciał jej słuchać. Keva nie dostała armii, ani nie stała się
przywódczynią, nie otrzymała nawet żadnej groźnej, dobrze wyglądającej broni,
która siałaby postrach wśród wrogów – został jej tylko rewolwer Mariah z ostatnimi
nabojami w bębenku. Nawet nie miała pewności, czy w razie konieczności wypali, choć
starannie go wyczyściła.
Ale to wszystko wcale jej nie martwiło.
Jeszcze sprawi, że zaczną ją szanować, choć pewnie nie miało to być łatwe
zadanie po tym, jak kazała jednemu z popleczników załatwić jej paczkę podpasek
i nową parę spodni.
Kotłowali się w opuszczonej stacji
kolejowej, niedaleko miejsca, w którym spotkała się z ojcem – wyglądali jak
banda starych wojowników spotykających się po latach rozłąki, witających się i
przekrzykujących, jakby testosteron całkiem uderzył im do głowy. Wciąż
dostrzegała w nich anielską cząstkę, szczególnie w ich prawie niezniszczonych
twarzach. Byli wysocy i postawni, o dużych dłoniach nawykłych do trzymania
broni, choć w tym otoczeniu wyglądali raczej jak banda zbirów, niż armia Boga.
Nieoczekiwanie pomyślała o mężczyźnie,
którego zabiła tuż przed uwięzieniem jej w lustrze. Zmarszczyła brwi, czując
ucisk w piersi. Co jest? Sądziła, że już sobie z tym poradziła – mężczyzna ją
zaatakował, chciał jej zrobić krzywdę, a ona tylko się broniła. Nie zrobiła
niczego złego.
Jednak wspomnienie krwi na ubraniu i myśli
jakie nawiedzały ją w więzieniu wciąż nie dawały jej spokoju.
Chciała być prawym człowiekiem. Przez całe
dzieciństwo nikt nie dawał jej dobrego przykładu, nawet Mariah okazała się
zdrajczynią, mimo to…
Jak zwykle pokazała po sobie, że bez
względu na to co zrobi, syf zawsze wypłynie.
Odetchnęła głęboko, starając się skupić na
teraźniejszości.
Azazel uśmiechnął się do niej, witając
kolejnych upadłych przychodzących na jego wezwanie. Robiło się ich coraz
więcej, Keva cieszyła się, bo dzięki temu może mieli jakieś szanse na wygranie
tej sprawy. Nie miała pojęcia co zrobi, kiedy już wszystko się uda. Na razie
wolała o tym nie myśleć.
Mammon, niski rangą demon pieniądza
przybył wraz ze świtem, wyszedł zza drzew i zbliżył się do opuszczonej stacji
kolejowej, która stała się ich prowizoryczną bazą. Był mocno zakrwawiony i
wymięty, ale zdawał się tym nie przejmować, wycierał tylko twarz rękawem i
podciągał nosem. Azazel przywitał go z otwartymi ramionami, ciesząc się, że
przybył na wezwanie, głośno wymieniając słowa powitania. Keva obserwowała ich z
boku, obracając w dłoni rewolwer – gest ten na nikim nie robił wrażenia, ale to
i tak nie zniechęcało jej do wykonywania tej czynności.
- Kto cię tak urządził? – zapytał w końcu
Azazel, odsuwając się od Mammona na długość ramion, wciąż trzymając dłonie na jego barkach.
Keva myślała już, że nigdy tego nie zrobi; przez chwilę zastanawiała się, czy w
ogóle widzi, w jak fatalnym stanie jest jego znajomy. Najwyraźniej jednak zmysł
wzroku działał mu bez zarzutu.
Mammon podciągnął nosem.
- Samael. Pytał o tę swoją kochankę, co ją
parę lat temu wysłałem do Piekła. Niezły dowcip, tak w ogóle, choć to trochę
dziwne, że przyszedł do mnie dopiero teraz, nie? Właściwie myślałem…
Keva nastawiła uważniej ucha, Azazel tymczasem
zdawał się już go nie słuchać, zamiast tego zerknął w stronę córki uśmiechając
się konspiracyjnie, nie zachowując tym samym ani odrobiny subtelności.
Dziewczyna jeszcze go nie rozgryzła. W jednej strony zdawał się całkowicie
szalony, aby po chwili pochwalić się jasnością myśli. Czasem bała się, że
odziedziczyła po nim nazbyt wiele. Z drugiej strony nie miała zbytnio z czego
wybierać – nie miała pojęcia co jest gorsze, bycie podobnym do ojca demona, czy
też do matki alkoholiczki i kurwy.
Azazel zaśmiał się. Oczywiście powiedziała
mu o Eliasie. Miała nadzieję, że w końcu odczepi się od niej i skupi na nowym
celu. On jednak zatwardziale trwał przy swoim, wciąż nazywając ją Bestią.
Wiedziała, że w Apokalipsie występują dwie siły zniszczenia, ale stwierdziła,
że skoro Elias jest pierwszą, jego brat będzie drugą…
Ulga, jaką poczuła w chwili, kiedy
domyśliła się kim jest Elias, w tej chwili całkowicie zniknęła.
Jak już mówiła, syf zawsze wypłynie – a
gdy już to zrobi, nie ma siły, która wciągnęłaby go z powrotem.
- Mów, gdzie jest? – Azazel potrząsnął
demonem, uśmiechając się drapieżnie.
- W Stockton City.
Keva nie czekała dłużej. Stanęła na
porzuconym biurku, prosząc w myślach, aby się nie rozleciało i przykładając
palce do ust, głośno gwizdnęła – upadli spojrzeli na nią, na moment milknąc.
Dziewczyna zaczęła mówić, zanim się znudzą i znowu ją zignorują.
- Właśnie mamy okazję zgarnąć dla siebie
Bestię, ale musimy spiąć dupsko i po nią pójść. Wiemy już, że siedzi sobie w
Stockton City, jestem też pewna, że aniołowie również to wiedzą. Mało tego,
mają jego brata, który pewnie będzie chciał go przeciągnąć na swoją stronę.
Musimy go wyprzedzić, w przeciwnym wypadku Bestia nam umknie.
- Skąd wiemy, że syn Samaela nią jest? Bo
ty tak mówisz? – Odezwał się jeden z demonów.
- Fuck
amach! – Warknęła. – Są znaki, zapytajcie Azazela! Poza tym jak sądzicie,
dlaczego Samael się po niego upomniał, mimo że przez ostatnie lata miał go w
dupie? I dlaczego aniołowie poprosili jego brata o pomoc, choć gardzą nefilim?!
Coś się zbliża, nie czujecie? Nosz kurwa! – Wyrzuciła dłonie w powietrze.
Upadli zaczęli coś do siebie szeptać. Keva
nie miała na to czasu.
- Nie możemy pozwolić, aby Bestia wpadła w
ich ręce! Jeśli tak się stanie, wszystko przepadnie! Musimy go przeciągnąć na
naszą stronę!
- Jak masz zamiar to zrobić? – Odezwał się
Azazel, uśmiechając szeroko i wyglądając, jakby wcale nie zależało mu na
odpowiedzi.
- Elias mi ufa. Właściwie znam go całkiem
dobrze – Keva wyszczerzyła zęby. – Oczaruję go moim seksapilem.
- A my?
- A wy macie odciągnąć aniołów. Bliźniaków
biorę na siebie.
- Wiecie co to znaczy? – Azazel stanął po
jej prawicy, uśmiechając się do swoich popleczników. Chyba znali odpowiedź, bo
zaczęli krzyczeć i wiwatować, wyrzucając ręce w górę, w prawdziwej, zwierzęcej
radości.
To było zbyt łatwe, powinna dłużej ich
namawiać. Najwyraźniej jednak zbyt dużo czasu minęło od ich ostatniej wojny,
spragnieni byli walki i własnej świetności, którą dałaby im ewentualna wygrana.
Chcieli tego co odebrano im w chwili upadku. Możliwe, że Keva nawet ich
rozumiała, ona sama wciąż czuła, jakby ktoś ją z czegoś ograbił. Również pragnęła
wypełnić czymś lukę w piersi, ale w porównaniu do upadłych radujących się przed
jej oczami, ona nie miała pojęcia jak mogłaby to zrobić.
Jakby już na zawsze miała pozostać pusta.
Zeszła z biurka i zbliżyła się do Azazela.
- Co wiesz o Samaelu? – Zapytała. – Dobrze
go znasz?
- Razem z nim się zbuntowałem –
odpowiedział. – Był dobrym dowódcą. Wycofanym i raczej milczącym, ale
potrafił nas przywołać do porządku.
Keva przyjrzała się Azazelowi, szukając w nim tego samego. Nie
widziała w nim jednak cech przywódcy, był zbyt roztrzepany i nierozgarnięty, aby
utrzymać upadłych nieco dłużej przy sobie. Ci tutaj przybyli pewnie tylko z
powodu impulsu, chwili namiętności i bez większego zastanowienia, a do
działania popychała ich obietnica walki i wielkość, jaką według nich dałoby im
posiadanie Bestii tylko dla siebie. Jednak w razie klęski, czy nie rozpierzchną się
na wszystkie strony, aby zebrać się pod sztandarem kogoś innego? Keva nie
potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Wolała też się nie wyobrażać sobie, że przybyliby na jej wezwanie – nie była aż tak zadufana w sobie, aby tak sądzić.
- Miał w sobie taki spokój, wiesz? –
Ciągnął Azazel. – Udzielał się nam wszystkim, szczególnie kiedy szliśmy do
walki. Przy nim nigdy się nie lękaliśmy, nawet w chwili, kiedy mieliśmy upaść –
w jego głosie pojawił się zgorzkniały ton, kompletnie do niego niepodobny. –
Myśleliśmy, że dalej nas poprowadzi, ale po upadku po prostu nas opuścił, więc chyba nigdy mu nie zależało. Zacząłem się zastanawiać, czy był taki wycofany ze
względu na charakter, czy naprawdę nic go nie obchodziło.
- Dlaczego się zbuntował?
- Teraz już nie wiem. Myślałem, że z
takich samych powodów co Lucyfer.
- To byłoby dziwne. Dlaczego więc nie
zbuntowałby się razem z nim?
Azazel wzruszył ramionami, powoli tracąc
zainteresowanie.
- Nie brał udziału w wojnie. Zajmował się
pracą jaką dał mu Bóg.
- Pracą?
Demon parsknął.
- Jest Aniołem Śmierci, co nie?
Keva nie odpowiedziała, zamiast tego
zaczęła myśleć o Eliasie. Chłopak powiedział jej kiedyś, że jest bardzo podobny
do swojego ojca i coraz bardziej była skłonna przyznać mu rację. Tak jak ona,
bliźniacy mieli dość trudny stosunek względem swoich starych, mimo to zadziwiał
ją fakt, z jaką łatwością mówili o swoim podobieństwie do rodziców. Ona nie
potrafiła przyznać się ani do ojca, ani do matki.
- A jego syn? – Zapytał demon. – Łatwo go
będzie przeciągnąć?
- Tak – skłamała. Tak naprawdę nie znała
prawidłowej odpowiedzi.
- To świetnie. Gdy tylko będziemy go
mieli, zrobimy tak, jak zamierzaliśmy. Ty i ja. Władcy świata.
- Właśnie. Nowy porządek.
Azazel zaśmiał się, znowu stając się
szaleńcem, do którego przywykła. Ona też się w takiego zamieni?
Najgorsze było jednak to, że ona sama nie do końca
wiedziała, na ile kłamie, a na ile mówi prawdę.
Wiele lat temu pragnęła zbudować świat na
nowo – doznała w życiu wielu złych rzeczy, które chciałaby wymazać i jak pewnie
wiele ofiar, pragnęła zadośćuczynienia oraz zemsty na oprawcach za to co jej
uczynili. Pewnie nie myślała zbyt trzeźwo. Teraz jednak nie sądziła, aby była
odpowiednią osobą, która mogłaby tego dokonać. Do tego potrzeba kogoś
szlachetnego, kto odróżni, czy robi dobrze, czy źle. Keva nie nazwałaby się
kimś takim. Jak miała sprawić, aby świat był lepszym miejscem, skoro nie
wiedziała nawet, czy jej czyny są słuszne? Działała po omacku, nawet w tej
chwili.
Azazel nie musiał jednak o tym wszystkim
wiedzieć.
Zbliżył się do niej i położył dłonie na
jej ramionach, tak jaj wcześniej Mammonowi.
- Cieszę się, że do mnie wróciłaś –
powiedział szczerze. – Jesteś moją córką, a ja jestem twoim ojcem. Należysz do
mnie.
Keva z trudem zasznurowała usta, starając
się nie powiedzieć czegoś, co jej zaszkodzi, choć cisnęły się jej wszystkie
przekleństwa świata.
- Dobrze więc, że już jesteś – ciągnął
mężczyzna. – Wiedziałem, że w końcu powrócisz. Jesteś bystra, nic nie może nam
przeszkodzić.
A żebyś się nie zdziwił, staruchu –
pomyślała, nie odezwała się jednak słowem.
Odsunęła się, a jego ramiona opadły.
- Dzięki, to naprawdę miłe – powiedziała i
prawie się skrzywiła, słysząc sarkazm w swoim głosie. Azazel jednak nie zwrócił
na to uwagi, zajął się już czymś innym; odwrócił się i ruszył w stronę
pobratymców, którzy kompletowali broń.
Wyszła na zewnątrz, głęboko oddychając
mroźnym powietrzem i unosząc twarz ku zachmurzonemu niebu.
Powróciła, ale póki co wcale tego nie
czuła. Zupełnie jakby okres spędzony w lustrze był tylko snem – dni, tygodnie,
a nawet miesiące mieszały się w jedno, tylko chwile spędzone z Eliasem mogła
jakoś umiejscowić w czasie. Wszystko inne zdawało się należeć do zupełnie innej
osoby. Nawet momenty, w których łączyła tropy, myślała nad sprawą Bestii i w
swoim tempie odkrywała strzępki prawdy. W jej wspomnieniach to wszystko miało
inną barwę, jakby ktoś nałożył kolorowy filtr, lekko zniekształcający
rzeczywistość.
Powróciła, mimo to wciąż nie opuszczało ją wrażenie wyjęcia poza nawias, tak jak w rodzinnej wiosce, gdzie wszyscy mieszkańcy ignorowali
ją, nawet gdy kradła, mieszała ich z błotem i robiła wszystko to, czego nie
powinna. Nikogo nie interesowała.
Mariah, dlaczego mi to zrobiłaś? Jedyna
osoba, która była dla niej bliska, zdradziła ją. Jak mogłaś? Miała ochotę walić
pięściami o drzewa.
Przypomniała sobie, jak Mariah na nią
patrzyła, gdy zabiła tego człowieka.
Czuła się taka pusta. Co miała zrobić,
żeby zapełnić czymś tę lukę? Co robiła źle?
Dlaczego mnie opuściłaś?
Odetchnęła raz jeszcze, pozwalając płatkom
śniegu rozpuszczać się na policzkach. Musiała się na czymś skupić, inaczej
myśli i wspomnienia wciąż będą ją nawiedzać. Spojrzała na śnieg pod jej stopami
i liczne ślady biegnące do opuszczonej kolei. Zdała sobie sprawę, że nawet
jeśli w pełni jeszcze sobie tego nie uświadomiła, powróciła, naprawdę to zrobiła.
Nie mogła doczekać się lata, kiedy
wszystko zakwitnie, zrobi się ciepło i wreszcie będzie mogła chodzić boso.
Jedną z rzeczy, za którymi tęskniła, był dotyk trawy na stopach i smak leśnych
jeżyn. Może wraz z nadejściem upałów, wreszcie poczuje się lepiej?
- Kevo – Azazel stanął za nią, dziewczyna
szybko się odwróciła, mimowolnie cofając o kilka kroków. – Powinniśmy już
wyruszyć.
"wstawić " stawić
OdpowiedzUsuń"ubrał pancerz" w co? we wstążki? Damon mógł nałożyć pancerz.
Damnit, aniołowie (ci w tle) zachowują się jak dzieci. Ludzie drodzy, padło postanowienie, jak macie waty to mierzy sobą, a nie kiedy Wasz przywódca mówi, no naprawdę...
W ogóle to żal mi bliźniaków. Absolutnie każdy chce ich wykorzystać i to tylko w sobie znanym celu. Gdyby dostawali dolara za każdego manipulatora jakiego spotkali na drodze swojego życia...
Keva mnie wkurza. Serio. Tak jak wcześniej byłam do niej podejrzliwa, potem nieco zmieniłam mój stosunek do niej to teraz... Nie wiem. Po prostu mnie wkurza, wydaje mi się nieco rozwydrzona. Rozumiem traumę i chęć zemsty, ale serio?
Przepraszam, jeśli byłam zbyt ostra w tych wszystkich komentarzach. Nie robię tego ze złości, wręcz przeciwnie, to tak z miłości. I tez przepraszam za zniknięcie,a le sama wiesz, matury, ech...
W każdym razie bardzo czekam na następną część ^^
Sonia
Aniołowie pogardzają nefilim, więc dali się ponieść emocjom ;D A co do Kevy... napiszę tylko, że to nie wszystko, jeśli idzie o jej motywację ;)
UsuńP.S. Mam nadzieję, że matura poszła Ci dobrze!