KSIĘGA
TRZECIA: PRZEPAŚĆ
ROZDZIAŁ 12
Elias starał się dużo czytać o rytuałach
wykorzystujących lustra, ale niewiele było osób, które zajmowały się tym tematem.
Wciąż uczył się też z ciotką Sophie, ale nawet ona nie wiedziała, co tamtego
dnia zrobiła Hope i gdzie się znajdowała.
Od trzech lat uznawano ją za zaginioną i
to doprowadzało chłopaka do szału. Chciał ją odnaleźć, ale nie miał pojęcia jak
to zrobić. Wieszczył, ale nie dowiadywał się niczego nowego. Tajemnica,
tajemnica, tajemnica ukryta w kartach.
Elias czuł jak powoli traci zmysły.
Wyszedł na taras przed domem i odetchnął
zapachem wiosny – gdzieniegdzie wciąż zalegał śnieg, powietrze robiło się
jednak coraz cieplejsze. Elias tęsknił za popiskiwaniem jaskółek.
Liczył piętnaście lat, ale już za dwa
miesiące miał mieć szesnaście. Mocniej otulił się dżinsową kurtką – od
wewnętrznej strony obszyta była wełną, idealnie nadawała się więc na chłody
takie jak ten.
Na podjeździe stał nowy sedan, który Nina
kupiła za pieniądze z tego wielkiego zamówienia, który Elias jej wywróżył. Nie
mógł jeszcze prowadzić, wziął więc rower, który leżał smętnie na trawie.
Dotknął jednej z kieszeni bojówek, upewniając się, że ma przy sobie telefon –
nieraz dostawał bury za to, że zostawia go w pokoju, dlatego dla świętego
spokoju wolał mieć aparat przy sobie, choć szczerze nie znosił jego ciężaru.
Wsiadł na rower i pojechał w dół wzgórza.
Jadąc patrzył na znajome pola i lasy, oraz na
maleńkie miasteczko w oddali. Delektował się wiatrem rozchylającym kołnierz
kurtki i lekko muskającym policzki. Wjechał w igłowy zagajnik i mocno zaciągnął się jego zapachem.
Na początku po prostu jeździł po okolicy.
W niedziele zwykle nie miał żadnych obowiązków, mógł więc sobie na to pozwolić.
Po jakimś czasie skierował się jednak w
stronę miasteczka, kiedy poczuł głód ściskający go za żołądek. Mógłby wrócić
do Bowers House, ale leniwość dzisiejszego dnia przeszkadzała mu jak nigdy
dotąd – w tej chwili zrozumiał, jak czuła się jego matka. Była w końcu Światem.
Spokojne dni musiały być jak kajdany.
Pedałując pomknął w stronę miasta,
słuchając dźwięku, jaki wydają opony, mknąc po gładkim asfalcie. Uniósł podbródek
i głęboko odetchnął.
Wyjechał z lasku i nagle otoczyły go
budynki – najpierw zaledwie kilka, zbudowanych z czerwonej cegły, ale kiedy
wjechał w główną ulicę osaczyły go ze wszystkich stron. Z zapachem iglaków
zmieszała się woń spalin, wypieków i palonej gumy. Minął kilka samochodów trzymając się pobocza jezdni, w końcu zatrzymał się przed pubem i przypiął
rower do latarni.
Rozejrzał się, przyglądając miasteczku.
Mieszkał tu już od ponad trzech lat, Jonesville stało się więc o wiele bliższe
jego sercu niż wszystkie miejsca razem wzięte, w których do tej pory przebywał.
Kiedy jednak dłużej o tym myślał, zdawał sobie sprawę, że bardziej przywiązał
się do budynków niż do ludzi. Słowo Jonesville przywoływało obrazy czerwonych
cegieł, latarni dających żółtawe światło, szerokich chodników i metalowych
koszów na śmieci, pamiętających prawdopodobnie czasy prohibicji.
Gdy rozmyślał natomiast o mieszkańcach,
widział jedynie obce twarze, które patrzyły na niego z podejrzliwością. Znał
ich imiona, wiedział, gdzie mieszkają i czym się zajmują, ale na dobrą sprawę
nie miał pojęcia kim są – co robią, gdy nikt nie patrzy. Jak spędzają wieczory,
o czym marzyli w dzieciństwie. Elias był dziwakiem z dziwacznej rodziny, nikt
nie starał się dostrzec czegoś więcej, a i on sam nie ułatwiał im sprawy.
Jak Damon sobie z tym radził? Jeśli
chodziło o niego, ludzie zapominali o jego dziwacznej rodzinie i dziwacznym
bracie bliźniaku.
Wszedł do pubu, gdzie sprzedawano
najlepsze niezdrowe jedzenie w mieście. Zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku,
jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu. Urządzono je w tradycyjny
sposób, z boksami i stolikami, na których leżały solniczki, pieprzniczki i
serwetki ułożone w wachlarze. W powietrzu unosił się zapach oleju i przyprawy
do mięsa, Elias słyszał jak kucharz krząta się po kuchni.
Ktoś uniósł dłoń na powitanie i chłopak
dostrzegł brata siedzącego w tylnej części pomieszczenia. Ramię miał
przerzucone przez siedzenie, przy którym siedziała również Susan Miller,
szkolna piękność o miedzianych włosach. Obecni byli również Aaron Mitchel oraz
Claudia Richardson, nie odchodzący od siebie nawet na krok. Właśnie
odwrócili się i patrzyli wprost na Eliasa, uważnie lustrując go wzrokiem.
Elias podszedł do nich powoli. Damon
uśmiechnął się szeroko, ukazując lekko pokrzywione zęby – po tym, jakim
uwielbieniem obdarzali go nauczyciele i szkolni koledzy można by sądzić, że
starszy bliźniak odsunie się od brata, aby jak najmniej kojarzyli go z
dziwacznym, niekiedy niepokojącym outsiderem, którego – gdyby nie oczy – można
by wziąć za albinosa. Elias znał jednak prawdę – Damon był B o w e r s e m. Mógł chodzić na szkolne
imprezy, spotykać ze znajomymi i udzielać sportowo, ale tylko Elias znał jego
najgłębsze sekrety.
Stanął teraz przy stoliku, chowając dłonie
głęboko w kieszeniach spodni, nie usiadł jednak. Żałował, że nie miał na sobie
bluzy – jedynie przylegającą do ciała bluzkę z długim rękawem. Przy barczystym bracie
sportowcu wyglądał jak chuchro.
- Nie wiedziałem, że przyjdziesz –
powiedział radośnie Damon. Elias spojrzał mu głęboko w oczy, aby sprawdzić, czy
mówił szczerze.
Oczywiście, że mówił szczerze.
- To była raczej spontaniczna decyzja –
odparł Elias, raz jeszcze rozglądając po pomieszczeniu.
- Cóż, jak chcesz, możesz się do nas
przysiąść!
Elias spojrzał na resztę kompanii – Damon
zadawał się z nimi od pierwszego dnia szkoły w Jonesville – jako że była to
niewielka mieścina, chodzili razem zarówno do gimnazjum, jak i liceum. Nie byli
zachwyceni, ale starali się to ukryć.
Ciekawe co mówili za jego plecami. Przy
Damonie pewnie próbowali się kontrolować, ale on nie zawsze z nimi przebywał.
- Nie, dzięki – Elias prawie
niezauważalnie pokręcił głową. – Myślałem zjeść na zewnątrz.
Damon parsknął.
- W tym chłodzie? Daj spokój, siadaj! Sus,
przesuń się.
Dziewczyna uczyniła to. Była naprawdę
śliczna, dobrze się uczyła i prowadziła szkolną gazetkę. W dodatku tak jak
inni, ulegała czarowi Damona. Elias zastanawiał się, czy jego brat zdawał sobie
sprawę z liczby powłóczystych spojrzeń, jakimi go obdarzała.
Wcisnął się do boksu i kiwnął na kelnerkę.
Zamówił kawę i górę jedzenia, którego nie powstydziłby się żaden żarłok.
- Zjesz to? – zapytał Aaron, unosząc
drwiąco brew, choć doskonale znał odpowiedź, w końcu nieraz siedzieli razem w
szkolnej stołówce.
Elias spojrzał na niego bez słowa,
zmuszając do odwrócenia wzroku.
Był w tym znakomity.
Po chwili kelnerka przyniosła jedzenie,
Elias zajął się więc posiłkiem, jednocześnie przysłuchując rozmowie.
Mówili o szkole. O dodatkowych zajęciach i
treningu. Elias starał się nie patrzeć na nich krytycznie i nie oceniać,
czasami było to jednak silniejsze od niego.
Oni byli tacy… z w y c z a j n i.
Przy nich Damon też się taki wydawał i
Elias nie miał pojęcia czy to dlatego, że jego brat tak dobrze kłamał, czy może
wcale nie musiał, bo tak jest istotnie. To wprawiało go w dziwne samopoczucie.
Zupełnie jakby jego brat stał w rozkroku, ciągnięty przez dwie siły,
jednocześnie zastanawiając się, w jaką stronę powinien się udać. Elias bał się
przez chwilę, że nie wybierze jego, ale świat, w którym wszystko jest jasne i
klarowne, z planem zajęć oferującym rutynę i bezpieczeństwo.
Świat ich rodziców, a co za tym idzie,
również Eliasa, wcale taki nie był.
Nikt nie starał się wciągnąć go w rozmowę
– znali go dostatecznie dobrze, aby wiedzieć, że Elias zawsze woli
przysłuchiwać się konwersacjom, niż brać w nich udział, i to niezależnie od
tego, czego dotyczyły. Poza tym życie szkolne nie było tym, z którym Elias
czułby się w jakikolwiek sposób przywiązany.
Twarz Susan rozjaśniała się za każdym
razem, gdy Damon na nią patrzył. Wciąż starała się wyjść na tą mądrą, taką,
która zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia – Elias miał ochotę powiedzieć
jej, że wcale nie musi udawać. Była inteligenta już bez tego; a tak wydawała
się dziwnie s z t u c z n a.
Wątpił jednak, aby jego zdanie miało
jakiekolwiek znaczenie.
- Wiesz, że możesz dostać stypendium –
powiedział Aaron. Był szczupły i wysoki, na policzkach wysypał mu się pierwszy
zarost, ale nie taki marny, jak u Eliasa, lecz gęsty i ciemny, zupełnie jakby
miał więcej niż szesnaście lat. – Mając takie wyniki, uczelnie będą się o
ciebie zabijały.
Damon parsknął śmiechem i wyszczerzył się
tak szeroko, że pokazał niemal wszystkie zęby.
- Jeszcze mam przed sobą całe liceum. Poza
tym nie wiem, czy właśnie to chcę robić.
Aaron zrobił sceptyczną minę, unosząc
brew.
Elias poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu.
Zawsze wiedział, że jego brat będzie uczył się dalej – tę przyszłość miał
zaklętą w kartach. Nie lubił jednak myśli, w której Damon opuszcza Bowers
Hause.
- Dlaczego nie? – zapytała zaskoczona
Susan, czerwieniejąc się, kiedy chłopak na nią spojrzał. – Przecież jesteś w
tym naprawdę dobry. Poza tym tyle biegasz.
- Ale to tylko dla przyjemności.
Aaron przewrócił oczami.
- No tak, przecież jak coś sprawia
przyjemność, to nie może być pracą. To co chcesz robić? Coś z tymi twoimi
rysunkami?
Damon ujadł trochę frytek z talerza Eliasa
– młodszy bliźniak nie zaprotestował.
- Może.
Elias pomyślał, że to byłby dobry pomysł,
coś w stylu Damona. Poza tym – choć ta myśl pojawiła się wbrew niemu – gdyby
został grafikiem bądź architektem, mógłby wykonywać swoją pracę z Bowers Hause.
Dobrze, że nie miał w zwyczaju dużo mówić
– Damon pewnie bardzo by się wściekł.
- Tak czy inaczej myślę, że z łatwością
dostaniesz stypendium – stwierdziła Claudia. – Dobrze się uczysz.
- Dzięki Eliasowi – zaśmiał się Damon,
trącając brata łokciem, nie przejmując się, że ten nie zareagował. – On mnie
zmusza do odrabiania lekcji.
Wszyscy na niego spojrzeli, zupełnie jakby
dopiero teraz przypomnieli sobie o jego istnieniu. Chłopak wytarł usta po
skończonym posiłku, w ogóle nie przejmując się ich spojrzeniami. Przez chwilę
zastanawiał się, czy nie powinien się odezwać, ostatecznie wzruszył jedynie
ramionami.
Damon ponownie się roześmiał.
- Jest bardzo skromny – powiedział chłopak,
znowu go szturchając. Damon potrzebował dotyku jak powietrza, dlatego co jakiś
czas lekko go popychał, albo obejmował Susan, nawet jeśli nic do niej nie czuł
i nie miał ku niej żadnych planów. Pewnie gdyby wiedział o niej to, co Elias,
może przestałby to robić.
- Jasne… – mruknął Aaron, przeciągając
samogłoski.
Damon albo zignorował jego ton, albo nie
zwrócił na niego uwagi.
- To co ty robisz dla niego? – zapytała
Claudia, uśmiechając przyjaźnie.
- Elias jest samowystarczalny – kolejne klepnięcie.
– Prawda?
- Staram się – młodszy bliźniak wzruszył
ramionami, obrzucając go krótkim spojrzeniem. – Ja już pójdę – dodał szybko.
Damon uniósł brwi, jakby był tym
zaskoczony.
- Już?
Elias uśmiechnął się delikatnie, mnąc
serwetkę w palcach. Zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć.
- Zostawiłem na zewnątrz rower –
powiedział w końcu.
Damon parsknął.
- Tego gruchota? Nikt ci go nie ukradnie.
Elias zaśmiał się bezgłośnie. Wstał i ruszył
przez pomieszczenie, słysząc za plecami głos Susan:
- Przy tobie wydaje się być taki swobodny.
- Naprawdę? Nie zauważyłem – zażartował
Damon, po czym zaśmiał się tak głośno, że wypełnił sobą całą restaurację. Elias
nie odwracając się ubrał kurtę i wyszedł, wdychając wiosenne powietrze.
Odpiął rower i pojechał w stronę pól.
Krótka była ta druga księga xd
OdpowiedzUsuńOkay, Elias zaczyna mnie powoli denerwować... Mógłby w końcu zejść z siebie i spojrzeć na świat trochę oczami brata anie przyhukiwać i się czaić... Plus marząc o tym, aby brat został w domu. Jakby, ja rozumiem, zmiana jest trudna, szczególnie jeśli chodzi o "odejście" ważnej osoby... Ale no god damnit, życie pisze różne scenariusze a ten brak chęci wypuszczenia brata z Bowers House... No come on, Elias.
Btw. DAMON CZY TY MASZ OCZY? Ja też jestem beznadziejna w zauważaniu sygnałów, ale jeśli laska się czerwieni na mój widok to raaaczej bym to spostrzegła i wzięła na stronę...
Czekam co będzie dalej ^^
Sonia <3
P.S. W ogóle zgrałyśmy się u siebie tez pewnie dzisiaj coś wstawię xd
"W ogóle zgrałyśmy się u siebie tez pewnie dzisiaj coś wstawię" - no to czekam, czekam... :)
Usuń"Krótka była ta druga księga" - Nie trzymam się jakoś specjalnie odpowiedniej liczby jeśli idzie o rozdziały, więc jeśli czuję, że wszystko powiedziałam w ramach jednej księgi, to po prostu ją kończę :D
No cóż, mam nadzieję, że Elias będzie irytował coraz mniej, ale masz rację, ogólnie Bowersowie mają pewien problem z... stawianiem swojej rodziny na piedestale. Są w stanie skoczyć za sobą w ogień, ale to sprawia, że niektórym obrywa się rykoszetem. W ogóle są nieco popaprani.
Już jest ��
UsuńSonia
Eliasa jako jednostka dość aspołeczna doskonale rozumiem.
OdpowiedzUsuń